[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pokazała mu zawias.- Popatrz tylko, Tom!- To była brama - powiedział Tom.- Brama! - powtórzyła zachwycona Trisha.- Brama! -Innymi słowy: dzieło człowieka.Mieszkańcówmagicznego świata elektrycznych świateł i środków przeciwko komarom.- Masz ostatnią szansę, wiesz?- Co? - Dziewczynka spojrzała na niego zaniepokojona.- To już końcówka meczu.Nie popełnij błędu, Trisho.- Tom, ty.Ale Tom zniknął.Nie to, żeby widziała, jak znika, bo przecież Toma wcale tu nie było.Działaławyłącznie jej wyobraznia.- w jaki sposób bronisz wyniku? - spytała go, nie za bardzo już pamiętając kiedy.- Musisz pokazać, kto jest lepszy - powiedział Tom.Być może włożyła w jego usta zapomniane słowajakiegoś komentatora sportowego, a może słowa wypowiedziane podczas wywiadu po meczu, którego słuchaław objęciach taty, z głową opartą na jego piersi.- i lepiej, żebyś to zrobiła od razu. Ostatnia szansa.Końcówka meczu.Nie popełnij błędu.- Jak mam tego dokonać, skoro nie wiem nawet, o co chodzi?Nie otrzymawszy odpowiedzi to pytanie, Trisha obeszła słup jeszcze raz, nie wypuszczając z rękimetalowego kółka, poruszając się powoli i godnie niczym starosaksońskie dziewczę tańczące podczas starożytnego rytuału ślubnego wokół majowego słupa.Las otaczający zarośniętą łąkę wirował przed jej oczami,zupełnie jakby kręciła się na karuzeli w Revere Beach w Old Orchard.Ten las nie różnił się przecieżw najmniejszym nawet stopniu od lasów, którymi szła do tej pory, w którą stronę miała się obrócić? Która stronabyła właściwa? Miała do dyspozycji znak, ale przecież nie był to drogowskaz!- Znak, ale nie drogowskaz - szepnęła, przyśpieszając nieco kroku.- Co może mi powiedzieć ten znak,skoro jest to znak, a nie drogowskaz? Jakim cudem ktoś tak głupi jak ja.Nagle wpadła na pewien pomysł.Uklękła.Zraniła łydkę o kamień, rana zaczęła krwawić, ale Trishanawet tego nie zauważyła.Może był to jednak drogowskaz?Bo tu stała brama.Ponownie odszukała otwory w słupie, gdzie niegdyś przytwierdzone były zawiasy.Ustawiła się z piętamiprzylegającymi do nich, następnie zaś ruszyła na czworakach przed siebie, pilnując tylko, by iść prosto.Kolano doprzodu.drugie kolano do przodu.i znowu.- Aj! - krzyknęła, podrywając rękę.Zabolało ją bardziej niż obtarcie łydki.Podniosła dłoń do oczu; przezzaschłe błoto płynął cienki strumyk krwi.Pochyliła się, podparta na rękach, odsunęła trawę; wiedziała, co jązraniło, a jednak pragnęła zobaczyć to coś na własne oczy.W dłoń zranił ją ułamek drugiego słupa, sterczący z ziemi na wysokość najwyżej trzydziestucentymetrów, i doprawdy miała szczęście, że tylko się skaleczyła, bo mogła zrobić sobie prawdziwą krzywdę;z odłamka sterczały kilkucentymetrowe drzazgi, które wyglądały na naprawdę bardzo ostre.Nieco dalej,pogrzebana w starej, wyschłej i sprężystej trawie, zarośniętej czerwcową zielenią, leżała spróchniała reszta słupka. Ostatnia szansa.Końcówka meczu.- Aha, i może ktoś tu spodziewa się cudów po dziecku -powiedziała głośno.Zdjęła plecak, otworzyła go,wyjęła resztki podartego płaszcza przeciwdeszczowego, urwała z niego strzęp i zawiązała wokół złamanego pala.Pracowała, kaszląc nerwowo.Pot zalewał jej twarz.Muszki próbowały go pić, niektóre topiły się w nim, aleTrisha nie zwracała na to uwagi.Wstała, założyła plecak i ustawiła się między stojącym słupkiem a złamanym, oznaczonym kawałkiemniebieskiego plastiku.- Tu była brama, dokładnie tu - powiedziała.Popatrzyła przed siebie, na północny zachód.- Nie wiem,dlaczego komuś przyszło do głowy budować tu bramę, ale wiem, że bramę buduje się wtedy, gdy za nią jest droga,ścieżka, trakt, cokolwiek.Chcę znalezć tę ścieżkę.Jakąkolwiek ścieżkę.Gdzie ona jest? Pomóż mi, Tom!Numer 36 nie odpowiedział.Sójka pokpiwała z niej, siedząc na gałęzi, coś poruszyło się w lesie (ale nieto coś, po prostu jakieś zwierzę, być może jeleń, przez kilka ostatnich dni widziała sporo jeleni), poza tymwłaściwie nic się nie działo.Przed jej oczami i wszędzie dookoła rozciągała się łąka tak stara, że mogła spokojnieujść za jeszcze jedną leśną polankę, chyba że ktoś przyjrzałby się jej bardzo dokładnie.Aąkę otaczał las, drzewa,których nazwy nawet nie znała.Nie widziała ścieżki. To twoja ostatnia szansa, wiesz?Odwróciła się, poszła polanką na zachód, doszła do granicy lasu i obejrzała się za siebie, sprawdzając,czy idzie w linii prostej.Okazało się, że tak, więc znów spojrzała przed siebie.Gałęzie drzew kołysały się nalekkim wietrze, plamy światła poruszały się w każdym możliwym kierunku; efekt był niemal taki, jak od wirującejkuli w dyskotece.Dostrzegła wielki, powalony pień i doszła do niego, prześlizgując się między gęsto rosnącymi drzewami, pod splątanymi gęsto, niemal do szaleństwa gałęziami, z nadzieją.ale nie, był to tylko powalony pień,nie zaś kolejny słupek.Podniosła wzrok, lecz nie dostrzegła niczego szczególnego.Wróciła do miejsca, w którymniegdyś stała brama, serce biło jej szybko, oddychała ciężko, urywanie.Tym razem poszła na południowy zachód,jak poprzednio docierając do granicy lasu.- No dobrze, więc sprawa wygląda tak - zwykł był mówić Troop.- Oto końcówka meczu i CzerwoneSkarpety bardzo potrzebują bazowych.Las, tylko las i nic więcej niż las, a w lesie tym nie było nawet ścieżki wydeptanej przez zwierzynę -a przynajmniej ona jej nie widziała - nie wspominając już o ścieżce wydeptanej przez ludzi.Poszła nieco dalej,usilnie próbując nie płakać, zdając sobie jednak sprawę, że wkrótce rozpłacze się mimo wszystko.Dlaczego musiwiać ten okropny wiatr? Jakim cudem da się dostrzec cokolwiek w wirze tych cholernych plam słońca? Zupełniejakby było się w planetarium albo w ogóle.- a to co takiego? - spytał Tom, przemawiając zza jej ramienia.- Co? - odpowiedziała pytaniem, nawet się nie obracając.Tom mógł się pojawić albo nie, tak czy inaczej,nie wydawało jej się to niczym wyjątkowym.- Nic tu nie widzę.- Spójrz w lewo.Odrobinę.- Wskazał kierunek palcem nad jej ramieniem.- To tylko ułamany pieniek - powiedziała, ale czy miała rację? Czy może tylko bała się, że.- Nie sądzę - oświadczył numer 36, który oczywiście miał oczy baseballisty.- Moim zdaniem, to słupek,dziewczyno.Trisha podeszła do niego i mocno musiała się przy tym napracować, drzewa rosły tu przerażająco gęsto,podłoże zaś było śliskie i zdradliwe, no i owszem, znalazła kolejny słupek.Przy tym słupku pozostały fragmentydrutu kolczastego, przypominającego małe, grozne muszki.Trisha zatrzymała się z dłonią na jednym ze słupków, przyglądając się uważnie prześwietlonemusłońcem, oszukańczemu lasowi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •