[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Jestem z zawodu fotografem.Ktoś kiedyśpowiedział, że jak mu zrobisz zdjęcie, to skradniesz mu duszę.Ja nie kradnę.Ja je analizuję.Fascynują mnie twarze.Twoja napozór to zwykła, ładna buzia, pogodna i uśmiechnięta.Kadrujękażdą część twarzy.Usta wyrażają wesołość, szczerość inamiętność.Aagodne łuki brwiowe - oddanie, przychylność,pogodność.Lekkie zmarszczki mimiczne potwierdzająpowyższe i wyrażają empatię.Oczy.Z daleka wydawać by sięmogło, że czają się tam chochliki i psota.Zapewne tak teżbywa, co wnioskuję z opisu.Robię na nie zbliżenie.Czy wiesz,że niewiele razy w życiu widziałem tak smutne oczy? Coprzeżyły, co wypłakały, co wspominają? Czy nazbyt śmiałopytam? Nie chciałem Cię urazić, ale w tej kwestii się niemylę."Robi mi się smutno. Witaj Max, każdy ma bagaż przeżyć iwspomnień.Truizmem wydać się może, że oczy sązwierciadłem duszy.Ja wierzę, że rzeczywiście są.Aleśmiałość Twoja istotnie jest zbyt duża.Nie grzeb mi, proszę,więcej w mojej duszy.Oczy zbyt wiele rzeczy chcą zapomnieći nie utrudniaj mi tego.W tej kwestii nie jestem wylewna i tosię nie zmieni.Oglądaj z daleka.Dziś jestem szczęśliwa.Istaram się, by moje dni wypełniało coraz więcej chochlików.Pozdrawiam Cię serdecznie.Katarzyna". 7 8.- Na działkę z kotami?- Kasia, wezmy je.Pooddychają świeżym powietrzem.- Na balkonie mają świeże!- Zobaczą, że jest inny świat poza tymi czterema ścianami.- To nie psy.A poza tym, jak uciekną, to się zapłaczę.Nieznają drogi do domu.Pamiętasz, jak Kacper spadł z balkonu igo szukaliśmy.- Kupiłem szelki i smyczki.Do szelek dołączymy sznurki,żeby miały dużą swobodę.Połażą sobie, potarza-ją się w trawiei owady połapią, wiesz, że są bardzo łowne.- To koty DOMOWE.- Fajnie będzie.Jak im się nie spodoba, to ich już niebędziemy brać.- No dobra, może być niezła zabawa.Krzyś nachyla się donich i gada:- Widzicie, mama się zgodziła.Chłopaki, jedziemy na piknik!One też coś gadają, ale nie mam pojęcia co.Ciekawe, czyKrzyś wie.Krzyś, Krzysiowa i dwa Krzysiątka zapakowane.Rodzina w komplecie jedzie na działkę.Nie no, my chybaześwirowaliśmy.W oczach sąsiadów na pewno.Krzyś kupujewszystko na grilla w markecie.Wysyłam mu sto SMS-ów, bo maleństwa" takie zestresowane w samochodzie.Spokojnie,Krzyś zaraz przyjdzie, bardzo szybko zajedziemy i będzieciesię tarzać w trawie i łapać owady. - Zamocowałeś? -Tak.- Zmierzyłeś długość sznurka? Tak wiesz, żeby na ogrodzenienie wskoczyły.-Tak.Chłopaki, start!!!Chłopaki nie zastartowały.W ogóle.Siedzą na betonowejposadzce przy altance.Przenieśmy je na trawę, do słońca.Orany, trawa je kłuje w łapy.jak to? Mówiłam, że są domowe.Lubią parkiet i dywan.Popatrz, i owady.Lata im milionowadów koło nosa, a w domu z hukiem naraz rzucają się namuchę czy pająka, który pokazując się w salonie, właśniewydał na siebie wyrok.No, tośmy im piknik urządzili.Najlepiej czują się w altance.Zwiat jest zdecydowanie za dużydla Flipa i Kacpra.Zwiat musi mieć swój początek i koniec,zamkniętą przestrzeń, którą da się ogarnąć wzrokowo.Koty sąnieziemsko szczęśliwe, że piknik się skończył, rozsiadają się wfotelach.Kupmy sobie psa.Pogodzą się z nim.Na pewno.Akto będzie rano wychodził na spacer? Ty.Nie, ty! A jak będziepadał deszcz albo psiaka dopadnie sraczka? Pomyśl, jak bybyło fajnie.Pomyślimy o tym kiedy indziej.79.Pani Maria i Pan Andrzej wyjeżdżają na kilka dni do jakiejśrodziny w Chełmie.Tak, Pani Mario, podlejemy kwiatki.Tak,pocztę też sprawdzimy.Oczywiście, że doglądniemy.Wyprawa na tych kilka dni wy- magała niemal kolacji pożegnalnej, ale nie mieliśmy czasu.Pichcę obiad.Pewnie nie będzie tak pyszny jak u mamyKrzysia, ale trudno.Krzyś miał być godzinę temu.Niezdążyłam go ofukać, bo w progu odebrał telefon.Krzyknąłtylko:  Gdzie, co się stało?!".W jednej sekundzie zrobił siębiały jak ściana.Dzwoni, ale nie może się dodzwonić.Boję sięzapytać.- Andrzej zadzwonił, że mieli wypadek i padł telefon.Muszę jechać.- Jadę z tobą.Całą drogę wykręcam na zmianę numer Pani Marii i PanaAndrzeja.Nie ma połączenia.Krzyś jedzie jak szalony.Prawiepotrącił przechodniów, prawie wjechał w tyłek innegosamochodu, prawie urwał zawieszenie na krawężniku, złamałtyle przepisów, że nadaje się na kandydata do odebrania prawajazdy.Ma spiętą twarz.Kości palców bieleją na kierownicy.Trzymam się kurczowo jakichś uchwytów przy drzwiach.Wciąż dzwonię.Musimy ich spotkać po drodze, mieli jechać tątrasą.Chcę poprowadzić samochód, ale Krzyś tylko kiwaprzecząco głową.Dzwoni Pani Maria.Do mnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •