[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bo młodą Paulette nie tylko pan ogląda,nieprawdaż? Mówi pan do niej i dotyka jej także.Czy mam się wyrażać jeszczejaśniej?Nie byłem w stanie wymówić słowa.Kto to jest? Ktoś z hotelu, czy jakiśznajomy Paulette? Miała tę wadę, że chlapała ozorem na lewo i prawo.Mężczyznazrozumiał moje milczenie opacznie. Mam opowiedzieć dokładnie? Jak pan sobie życzy.Rozbiera ją pan, układa nałóżku i. Dość! Czego pan chce? Pieniędzy? Właśnie.Pieniędzy.Och, niedużo, nie! Po prostu tyle, żebym miał z czegożyć.%7łebym ja też od czasu do czasu mógł sobie zafundować hotel. Ile? Sto tysięcy franków.Starych franków, oczywiście.Nie stać pana na więcej.Był świetnie zorientowany. Gdzie i kiedy? Brawo! Widzę, że się dogadamy.Na stacji metra Place des Fetes jutro wpołudnie.Niech pan czeka na górze, u wylotu ruchomych schodów.Podejdę do pana.Tylko bez żadnych sztuczek! Nie wyszłoby to panu na zdrowie.Tak piękna kobietajak Simone nie zasługuje na to, żeby ją unieszczęśliwiać.77 Roland Topor Cztery róże dla Lucienne Niech się pan już nie wysila.Przyjdę na spotkanie.Rzeczywiście, miałem sto tysięcy franków do dyspozycji.Kiedy minęła pierwszazłość, pomyślałem, że szantażysta nie okazał się zbyt zachłanny i że w końcu stotysięcy franków, na Boga, sto tysięcy to nie taka piekielna suma!Nazajutrz o umówionej godzinie byłem na stacji metra Place des Fetes.Czekałem do drugiej, wreszcie zrezygnowałem.Nikt się nie zjawił, nie zauważyłemnikogo podejrzanego w tłumie przewalającym się w godzinach szczytu.Nie muszęchyba dodawać, że byłem w paskudnym humorze.Około szóstej wieczorem zadzwonił telefon. Halo! Doskonale, był pan punktualny! Słuchaj no pan  wybuchnąłem  mam co innego do roboty, niż tracić czasna stacjach metra.Jeżeli chce pan pieniędzy, niech się pan po nie pofatyguje! Amoże je panu przynieść do domu?Mój rozmówca zaśmiał się nikczemnie. Hę, hę, to nie byłoby takie głupie! Wolę jednak, żeby pan dostarczył gotówkęw miejscu spokojnym i uczęszczanym, Do rzeczy, do rzeczy! Jutro, na Buttes Chaumont, punktualnie o piętnastej.Niech pan przypłyniestatkiem, który kursuje na wysepkę. Tylko żebym nie musiał czekać.Będę na pewno.Nazajutrz, jak poprzedniego dnia, nikt się nie zjawił.Szalałem z wściekłości.Popowrocie do domu czekałem niecierpliwie na telefon szantażysty.Zadzwonił dopieropo jedenastej wieczorem.Od razu zaatakowałem: Nic pan ode mnie nie dostanie, ani grosza! Niech pan opowiada swojąhistoryjkę komu pan chce, mam to w nosie! Takie cwaniaczki jak pan prędzej czypózniej lądują w kryminale.Mam nadzieję, że pan się tam znajdzie jak najszybciej! Doskonale.W takim razie może się pan pożegnać z boską Simone. Mam to gdzieś!.i ze słodką Paulette. Mam to gdzieś!.przy okazji może się pan też przyznać znajomym, że się pan wykręcił odsłużby wojskowej, bo i tak się o tym dowiedzą. Idz pan do diabla! Nie mam żadnych znajomych!Tym razem to ja rzuciłem słuchawkę.W jakiś czas pózniej Simone, a po niej Paulette, zadzwoniły, by zawiadomić, żeze mną zrywają.Byłem tak przybity, że nie wywarło to na mnie większego wrażenia.Miałem dość tego telefonu.Następnego dnia z samego rana udałem się na pocztę główną.Urzędniczkapoznała mnie od razu.To ona kilka miesięcy temu przyjmowała podanie. Wiem, co pan chce powiedzieć  broniła się. Ależ, proszą pana, to nienasza wina.Robimy co się da.Otrzyma pan telefon nie wcześniej jak we wrześniu.Wiem, że to przykre, ale nie pan jeden jest w takiej sytuacji.78 Roland Topor Cztery róże dla LucienneWdała się w wyjaśnienia, których nie dosłuchałem do końca.Wracając do domu, z każdym krokiem musiałem pokonywać strach.Napodwórku zatrzymała mnie dozorczyni. Jakichś dwóch mężczyzn o pana pytało.Powiedziałam, że nie wiem, kiedypan wróci.Czy dobrze zrobiłam?Przyglądała mi się z niepokojem.Musiałem mieć nietęgą minę. Ależ tak, oczywiście.Rzecz jasna, drzwi do mieszkania zastałem otwarte.Na stole leżała paczka,starannie owinięta w różowy papier.Rozerwałem opakowanie.W środku byłaksiążka telefoniczna.Machinalnie odwróciłem głowę.Aparat telefoniczny zniknął.79 Roland Topor Cztery róże dla LucienneGAODNEGO NAKARMINazwiecie mnie pewnie kłamcą:Nigdy nie byłem głodny.Nigdy nie wiedziałem, co to znaczy.Jak daleko sięgnę pamięcią, nie przypominam sobie takiego uczucia.Jadam,oczywiście, ale głodu nie czuję.Apetytu też nie.Nic.Ani odrazy.Po prostu jem.Często pytają mnie:  Jak pan jada? Wyznaję, że nie mam pojęcia.Najczęściejsiedzę przy stole, a przede mną stoi pełny talerz.Jestem roztargniony, więc zaraz onim zapominam.Kiedy sobie przypomnę, talerz jest już pusty.To wszystko.Czy toznaczy, że jadam w hipnotycznym śnie, w czymś w rodzaju transu? Wcale nie.Powiedziałem, że tak postępuję najczęściej, ale nie zawsze.Czasem wcale niezapominam o stojącym przede mną pełnym talerzu.To również nie przeszkadza migo opróżnić.Oczywiście, próbowałem już pościć, aby wywołać głód, lecz na próżno.Chudłem i chudłem, aż w końcu musiałem zrezygnować.W samą porę: jeszczetrochę, a umarłbym z głodu, sam o tym nie wiedząc.Doświadczenie to tak mnienastraszyło, że teraz jem bez przerwy.Dzięki temu czuję się bezpieczny.Jestemduży, silny, muszę się dobrze odżywiać.Dla innych głód jest sygnałem alarmowym.Ja jestem go pozbawiony, muszę więc zdwoić ostrożność.Jak już wspomniałem,jestem roztargniony.Zaniedbanie mogłoby się dla mnie skończyć tragicznie.Wolęjeść bez przerwy.W ten sposób mniej ryzykuję.A w ogóle, to kiedy nie jem, robięsię nerwowy, drażliwy.Nie wiem, co ze sobą zrobić.Zaczynam dużo pić i palić, a tomi szkodzi.Na ulicy obdarci, wynędzniali ludzie o oczach płonących gorączką podchodzą domnie i bełkoczą:  Jestem głodny.Spoglądam na nich z nienawiścią.Zjadają tylko kawałek chleba raz na miesiąc albo i rzadziej, ale im smakuje!Odpowiadam złośliwie: Jest pan głodny? Ma pan szczęście.80 Roland Topor Cztery róże dla LucienneAkanie grzęznie im w gardle.Dreszcz nimi wstrząsa.Odchodzą drobnym,niepewnym kroczkiem.Ja tymczasem wchodzę do pierwszej lepszej restauracji.Czy zdarzy się cud? Zbijącym sercem łykam pierwszy kęs.Ogarnia mnie bezbrzeżny smutek.Nic, nic.Ani odrobiny apetytu.Mszczę się.Rzucam się na jedzenie, jakbym skakał w studnię, jakbym sięzapijał.Wychodzę z restauracji ciężki od jedzenia i nienawiści.Staję się zgorzkniały.Zaczynam ich nienawidzić, tych innych, tych co są głodni.Nienawidzę ich.Ach, więc są głodni?No to niech zdechną!Nie ja będę po nich płakał! To w końcu moja jedyna przyjemność: jeść, myśląc otych, co są głodni!81 Roland Topor Cztery róże dla LucienneDOBRY UCZYNEKStary pan Scrouge nie mógł zasnąć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •