[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wskwarze letniego poranka Willard może opowiadać odniu  któż mógłby go zapomnieć?  gdy Edwardmiał ledwie dziesięć lat, a rzeka (dziś jej nie zobaczysz,wyschła, zniknęła) podniosła się tak wysoko, iżwszyscy się obawiali, że jeszcze jedna ulewa, a nurtzatopi miasteczko i nawet ślad nie zostanie po Specter.Nikt nie potrafił zapomnieć, jak Edward śpiewając głos miał wysoki i chłodny  ruszył marszem, śpiewałi szedł, a deszcz podążał za nim.Ani kropla nie spadłajuż do rzeki, chmury bowiem popłynęły zaEdwardem.Zaczarował deszcz, pojawiło się słońce, onzaś zawrócił dopiero wtedy, gdy chmury znalazły sięgdzieś nieopodal Tennessee, a Specter było jużbezpieczne.Któż mógłby o tym zapomnieć? Znacie kogoś, kto lepiej by się odnosił do zwie-rząt niż Edward?", pytała inna osoba. Jeśli znacie, toproszę  pokażcie mi go, z chęcią mu się poprzy-glądam.Pamiętam bowiem, jak Edward miał raptemkilkanaście lat, a ze wszystkimi zwierzętami tak byłzaprzyjazniony."Edward, rzecz jasna, wcale tak często nie bywa wSpecter; co najwyżej raz w miesiącu, nie dłużej niżkilka dni.I chociaż prawda brzmi tak, że nowy bogaty właściciel miasteczka zajechał tutaj pewnego dniazepsutym samochodem, dnia, gdy zdążyło już upłynąćczterdzieści lat od jego narodzin, mieszkańcy robią to,co robili zawsze  zmyślają  teraz jednak, zamiastwyolbrzymiać faktyczne zdarzenia, jak czynią towędkarze, opowiadając o złapanych lybach, wzięli siędo fabrykowania życia, którego Edward Bloom nigdyw Specter nie wiódł, życia, które sami chcielibyprzeżyć  na koniec więc zamieszkał bez reszty w ichgłowach.Jak Edward Bloom ich wynalazł, tak oniwynalezli Edwarda Blooma.Ale jest też i inna historia, a w niej nie wszystkotak dobrze układa się z Jenny.Musiało tak być, czyżnie? Młoda kobieta wydobyta z moczarów, tak piękna,jak potrafią być piękne młode kobiety, na tak długiczas zostawiana sama.Mroczne godziny, podczasktórych upływa jej młodość! Kocha Edwarda  i któżmógłby mieć jej to za złe? Nie ma nikogo, kto niekochałby Edwarda.Tylko jednak on, Edward, maklucz do jej serca, a wyjeżdżając, zabiera go z sobą.I wszyscy zauważają, że jest w Jenny coś dziwne-go.Sposób, w jaki dzień i noc przesiaduje w oknie.Przechodnie kiwają do niej, ona jednak nie odpowiada.Patrzy gdzieś w dal, oczy jej płoną, a powieka nawetnie drgnie.A tym razem Edward wyjechał na długo,jeszcze nigdy nie trzeba było tyle czekać na jegopowrót.Wszyscy oczywiście tęsknią za nim, alenajbardziej Jenny.Jenny tęskni za nim najbardziej, a toujawnia pewne dziwne kwestie.Być może ktoś wspomniał o tym Edwardowi, gdy przenosił on Jenny do miasta, o jej dziwności.Tyle że,zdaje się, nikt tu nie znał Jenny Hill ani jej rodziny.Nikt.Jak jednak można przeżyć dwadzieścia lat natrzęsawisku tak, żeby nikt o tym nie wiedział? Czy tomożliwe?Nie, niemożliwe.Nie da się jednak wykluczyć, żenikt nie poczynił żadnej wzmianki Edwardowi, bo nieuważał tego za stosowne.Był taki szczęśliwy.A onawyglądała wówczas na taką piękną dziewczynę.I takązresztą była.Ale nie jest.Nikt, kto widzi Jenny Hill w oknie,chłodną i sztywną, nie pomyśli o niej:  piękna".Myślą: Nie jest w nastroju do piękna".A oczy jej płoną.Naprawdę i mocno.Ci, którzy o zmroku przechodząkoło domu, przysięgają, że widzą w oknie żółteiskierki, dwie iskierki, oczy rozjarzone w głowie.Itrochę ich to przeraża.Czy trzeba mówić, że ogród rozchodzi się w ko-szykach przechodniów? Ziele i chwasty osaczająkrzewy różane, aż wreszcie zduszą je całkowicie.Trawa zarasta podwórze, we własnym rytmie pleniącsię i mrąc.Sąsiad chciałby jej pomóc wokół domu,kiedy jednak puka do drzwi, nie słyszy żadnejodpowiedzi.Wszystko rozgrywa się zbyt szybko, aby zdążylireagować, wszyscy są sparaliżowani rozpaczą tchnącąz białego domku.Dni płyną, a dzikie wino tak gęstopełznie z jednej strony domu na drugą, że po pewnymczasie trudno nawet zgadnąć, że w ogóle jest tam jakiśbudynek. Potem przychodzą deszcze.Pada całymi dniami.Jezioro przybiera, tama ledwie, ledwie powstrzymujenapór, woda pojawia się wokół domku Jenny.Zrazu tomałe kałuże, ale szybko zamieniają się w bajorka,rosną, aż wreszcie łączą się w jedno jezioro.Jego wodywyciekają na ulicę i podpełzają pod drzwi sąsiedniegodomu.Pełzną ku nim wodne węże i znikają w toni;walą się drzewa, których korzenie nie mogą sięutrzymać w rozmokłej glebie.Wypoczywają na nichżółwie, a mech coraz gęstszą warstwą porasta pnie.Ptaki, jakich tu dotąd nie widywano, wiją sobiegniazda w kominie domku Jenny, a po nocy z ciemnejgłuszy dobywają się głosy dziwnych zwierząt.Wtedywszyscy mieszkańcy drżą i chowają się pod kołdrami.Mokradło przestaje się rozszerzać, gdy dom jestjuż ze wszystkich stron okrążony przez jardy ciemnej,mulistej wody.A kiedy ojciec pojawia się wreszcie iwidzi, co się stało, jest już za pózno, trzęsawiskobowiem zbyt jest głębokie, dom oddzielony zbyt sze-rokim pasem wody, a chociaż widzi, jak ona tam lśni,nie może jej mieć i musi powrócić do nas.Wędrownyheros powraca, zawsze do nas powraca.Ilekroć jednakwyjeżdża w interesach, to tam się udaje, tam się udajeza każdym razem i woła do niej, ona jednak nie możeodpowiedzieć.Nie może już jej mieć i to dlatego jesttaki smutny i zmęczony, kiedy przyjeżdża do domu, ito dlatego ma tak niewiele do powiedzenia.Jak to się kończyKoniec jest zawsze zaskakujący, także i ja byłemnim zaskoczony. Przygotowywałem sobie w kuchni kanapkę z mas-łem orzechowym i galaretką [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •