[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Aż takiego zdecydowania chyba od nich nie oczekiwano.W każdymrazie, jak powiedziano, zaniechał przymuszania biednych Norwegów i tylko ta jedna grupa,załadowana na statek, została bez żadnej przyczyny rzucona na europejskie pola bitewne.Król wolał doświadczonych, zaciężnych żołnierzy, którzy całe swoje życie poświęcilizdobywaniu sławy i pozbawieniu życia jak najwięcej wrogów, wszystko jedno jakich.Także w Grastensholm Dag stoczył swoją walkę z werbownikami.Irja zdążyła już wrócić zuspokajającymi wiadomościami.Tarald jest bezpieczny, a wraz z nim kilku parobków.- Nie, nie możecie zabrać mego syna, on jest tutaj głównym zarządcą majątku - oświadczyłDag zdecydowanie.- A zresztą nie ma go w domu, wyjechał, żeby kupić dobre ziarno nawiosenne siewy.- Gdzie jest teraz?- Nie wiemy.Miał odwiedzić kilka miejsc w całym dystrykcie.- A kiedy wróci?- Wyjechał wczoraj i liczył, że podróż zajmie mu parę dni.- Werbownicy rozglądali się.Właściciel majątku, asesor, baron Meiden był człowiekiemwpływowym.Lepiej zostawić go w spokoju.Pokiwali więc niechętnie głowami i poszli sobie.W chwilę pózniej Liv, stojąca z Kolgrimem przy oknie, zobaczyła furę z młodymimężczyznami, zjeżdżającą drogą w dół, w stronę kościoła.Za wozem maszerowalikrólewscy werbownicy.Serce jej się ściskało na ten widok.Rozpaczliwe krzyki pojmanych chłopców niosły się aż doGrastensholm.- Nie chciała, by Irja to zobaczyła.Z pewnością było wśród nich wielu jej krewnych z Eikeby.- Gdzie jest mama? - zapytała Kolgrima.- Znowu poszła do tego małego głupka.Wciąż u niego siedzi.- On musi często jeść.I moczy się, więc trzeba go przewijać, przecież wiesz.A poza tymMattias wcale nie jest głupim dzieckiem, Kolgrimie.To twój młodszy braciszek i śmieje sięzawsze tak radośnie do ciebie.On cię lubi, zauważyłeś to chyba? Uważa, że jesteś duży isilny.192Uff, nie, nie umiała jak Cecylia dobierać właściwych słów.Kolgrim mruczał pod nosem.- Chyba nie trzeba go zabijać.Nie trzeba być dla niego niedobrym, bo tego wielki czarowniknie lubi.Ale można się go pozbyć w inny sposób.Liv poczuła lęk, jakby wielka, zimna ręka ścisnęła jej serce.Czy on ma na myśli magię? Czyw duszy tego chłopca czają się jakieś skryte umiejętności, które rozwija po to, by pozbyć sięniechcianego przyrodniego brata? Czy też co innego chodzi mu po głowie?O Boże, szepnęła sama do siebie.Dobry Boże, pomóż nam! Powstrzymaj mnie, bym go nieuderzyła, naucz mnie panować nad sobą, bo jeśli uderzę, to jego nienawiść do brata jeszczewzrośnie.Daj mi łagodność, Panie! I dzięki ci, dobry Boże, że Tarald zostanie z nami, z Irją!Ciężar jest zbyt wielki, byśmy go mogli udzwignąć sami.Otrząsnęła się ze złych myśli i znowu patrzyła na ten makabryczny spektakl, rozgrywającysię w dole, na drodze.To Meta! O Boże, to Meta, przestała już gonić wóz, upadła przy rowie i trwa tam skulona,pogrążona w ostatecznej rozpaczy.Któryś z chłopców z Lipowej Alei musiał się znajdowaćna wozie.A może obaj?- Dag! - zawołała zdenerwowana, ale nie było go nigdzie w pobliżu.%7łołnierze odpierali ataki kobiet i starszych mężczyzn, biegnących za furą.Zobaczyła Klausa,jak biegnie ciężko, nie mogąc za nimi nadążyć.Zatem wzięli też pewnie Jespera!Liv nie było dane nigdy zapomnieć tych strasznych krzyków i szamotania na drodze, widokuwiernego stajennego ani echa jego rozpaczliwego wołania, gdy parł przed siebie, choć niemiał nadziei, że zdoła ich powstrzymać, że przeszkodzi, nie dopuści, by jego jedyny syn padłgdzieś na nieznanym polu bezsensownej walki.Mocno przytuliła Kolgrima do siebie ipospiesznie wytarła łzy.Spośród wnuków Silje i Tengela został teraz w domu tylko Tarald, i to wyłącznie dlatego, żeBogu dzięki ostrzeżono go w porę.Sunniva umarła.Cecylia była w Kopenhadze, Tarjei w Tybindze, a teraz Trond i Brand poszlina niepewny los.Serce Liv krwawiło z żalu.A wciąż jeszcze nie wiedziała o tym, w jakiej rozpaczliwej sytuacji znalazł się Tarjei, bezjedzenia, bez żadnej pomocy znikąd, gdzieś w ogarniętym wojną kraju.Ani o wielkimdramacie, jaki przeżywała jej córka, Cecylia.Nie miała też pojęcia, że jeden z wnuków193Tengela był dotknięty , choć ów straszny moment, gdy wszystko wyjdzie na jaw, zbliżał sięcoraz bardziej.Skończyła się oto pewna epoka, szczęśliwa i na ogół spokojna.Nowa, nieznana, stukała dobram.194
[ Pobierz całość w formacie PDF ]