[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Spojrzała w napięciu na Kay.- To bez znaczenia, Vivien.Są ważniejsze sprawy.- Jedzie wózek - burknęła ostro Mickey.Viv próbowała się pod-nieść.- Obrączka - powtórzyła, znowu tracąc oddech.- Reggie kupił miobrączkę, żeby pan Imrie pomyślał.- Sza, Vivien! - szepnęła z naciskiem Kay.- Vivien, sza! Obrączkanie ma znaczenia.- Muszę tam wrócić.- Nie możesz - zaoponowała Mickey.- Do licha ciężkiego, Kay!- O co chodzi? - spytała pielęgniarka.- Muszę tam wrócić! -Viv zaczęła się szarpać.- Pozwólcie mi wrócićpo obrączkę! Ja bez niej.- Oto twoja obrączka - powiedziała nagle Kay.- Twoja obrączka.Proszę.Zobacz.Odsunęła się od Viv, po czym splotła dłonie i poruszała nimi przezchwilę.I nagle trzymała w palcach złoty krążek.Zrobiła to w mgnieniuoka, jak iluzjonista.- Znalazłaś ją? - spytała z nieskrywaną ulgą zdumiona Viv.Kay skinęła głową.- Tak.- Uniosła dłoń Viv i wsunęła jej obrączkę na palec.- Jest jakaś inna.- Wydaje ci się, to z gorączki.- Naprawdę?- Oczywiście.Nie zapomnij o innych sprawach.Przerzuć mi rękęprzez ramię.Trzymaj się mocno.Grzeczna dziewczynka.Viv poczuła, jak unoszą ją w górę i po chwili płynęła w zimnym po-wietrzu.Gdy Kay po raz ostatni ujęła jej rękę, prawie nie była w stanieodwzajemnić uścisku.Nie mogła mówić, nie mogła się pożegnać anipodziękować.Zamknęła oczy.Wycie syren rozległo się dokładnie wchwili, kiedy wnoszono ją do szpitala.Helen usłyszała syreny, będąc w mieszkaniu Julii na MecklenburghSquare.Na huk bomb i kanonadę nie musiały długo czekać.Pomyślała oKay i uniosła głowę.- Jak myślisz, gdzie to?Julia wzruszyła ramionami.Poszła po papierosa i właśnie wydłu-bywała go z paczki.- Może Kilburn? Trudno powiedzieć.W ubiegłym tygodniu byłamgotowa przysiąc, że walnęło w Euston Road, a okazało się, że w KentishTown.- Podeszła do okna i odsunąwszy zasłonę, przystawiła oko do jednej304 ze szpar.- Powinnaś zobaczyć księżyc - dodała.- Jest dzisiaj niesamowi-ty.Lecz Helen dalej nasłuchiwała huku bomb.- Następna - oznajmiła.Wzdrygnęła się.- Odejdz od okna, dobrze?- Przecież nie ma w nim szyby.- Wiem, ale.- Wyciągnęła rękę.- Chodz tu do mnie.Julia opuściła zasłonę.- Za chwilę.- Podeszła do kominka i przysunęła do rozżarzonychwęgli skrawek papieru, a gdy zajął się ogniem, przypaliła nim papierosa.Wstała i zaciągnęła się dymem, z lubością odchylając głowę w tył.Była naga: przeniosła ciężar ciała na jedną nogę, bez cienia skrępowania,jak nimfa na wiktoriańskiej ilustracji do mitologii greckiej.Helen obserwowała ją z tapczanu.- Pasuje do ciebie - oznajmiła cicho.- Co?- Twoje nazwisko.Julia, Standing * [Standing (ang.)  stojąca].Zaw-sze wstawiam przecinek.Nikt nigdy ci tego nie mówił? Wyglądasz jakwłasny portret.No chodz.Zmarzniesz.Pokój był w gruncie rzeczy zbyt ciasny, aby ktokolwiek mógł w nimzmarznąć.Julia wygładziła splątane włosy, a następnie powoli podeszłado tapczanu i wsunęła się pod kołdrę.Przykryła się do połowy i uniosłaręce pod głowę, pozwalając, by Helen wkładała jej papierosa do ust.Kiedy skończyły palić, przymknęła oczy.Helen patrzyła, jak jej piersi ibrzuch wznoszą się i opadają, obserwowała pulsowanie krwi w zagłębie-niu szyi.Rozległ się łoskot kolejnej dalekiej eksplozji, a zaraz potem usłyszałykanonadę i warkot samolotów.Piętro wyżej Polak niestrudzenie space-rował z kąta w kąt, deski skrzypiały mu pod nogami.W mieszkaniu podnimi grało radio i słychać było, że ktoś dokłada do ognia.Odgłosybrzmiały znajomo, podobnie jak znajomy stał się dotyk i widok koców,poduszek oraz przypadkowo zestawionych mebli Julii.W ciągu ostat-nich trzech tygodni Helen była tu jakieś sześć, siedem razy.Po raz kolej-ny powtórzyła w myślach: ci ludzie nie wiedzą, że leżymy tu razem, na-gie i przytulone.Sama nie mogła w to uwierzyć.Czuła się rozkosznieobnażona, tak jakby zdarto z niej wierzchnią warstwę skóry, odsłaniającuśpione nerwy.Przyszło jej do głowy, że każdy krok po skrzypiącej podłodze, każdewłączenie radia i dołożenie do ognia, w ogóle wszystko nasunie jej myślo kochankach, którzy mogą tulić się za ścianą.305 Przysunęła rękę do obojczyka Julii.Nie dotknęła jej, tylko przy-trzymała dłoń tuż nad nią.- Co ty wyprawiasz? - spytała Julia, nie otwierając oczu.- Wróżę z ciebie - odrzekła Helen.- Czuję żar bijący z twojego ciała.Czuję tętniące w tobie życie.Wiem, w których miejscach twoja skóra jestblada, a w których ma żółtawy odcień.Wiem, gdzie jest jednolita, a gdzieusiana piegami.Julia unieruchomiła jej palce.- Zwariowałaś - oznajmiła.- Zwariowałam - przytaknęła Helen.- Z miłości.- Zupełnie jakbyś cytowała zdanie z podrzędnego romansu.- A ty nie czujesz się odrobinę szalona, Julio?Julia zastanawiała się przez chwilę.- Czuję się tak, jakby trafiono mnie strzałą w serce - powiedziała.- Tylko strzałą? Mnie harpunem.Albo.nie, harpun jest zbyt bru-talny.Czuję się tak, jakby w mojej piersi utkwił haczyk.- Mały?- Jak od szydełka albo jeszcze mniejszy.- Taki od haftki?- Właśnie, od haftki - roześmiała się Helen.Słowa Julii przywołałyobraz z przeszłości, może z dzieciństwa, przedstawiający srebrną haftkęze sfatygowanym haczykiem.Położyła rękę na sercu.- Utkwił w sercu ipozbawia mnie go, kawałek po kawałku.- Brzmi strasznie - oświadczyła Julia.- Też masz pomysły.- Uniosłapalce Helen do ust i pocałowała, a następnie obejrzała ich koniuszki.-Jakie ty masz małe paznokcie - stwierdziła ni w pięć, ni w dziewięć.-Małe paznokietki i małe ząbki.Helen zawstydziła się nagle, mimo przyćmionego światła.- Nie patrz na mnie - powiedziała, wyszarpując rękę.- Dlaczego?- Bo.bo nie jestem tego warta.Julia wybuchnęła śmiechem.- Wariatka - skwitowała.Zamknęły oczy, Helen chyba przysnęła.Usłyszała jak przez mgłę, żeJulia wstaje, narzuca szlafrok i idzie do łazienki, lecz znajdowała się wtrakcie jakiegoś bzdurnego snu i obudził ją dopiero trzask zamykanychdrzwi.- Która godzina? - zapytała.Sięgnęła po budzik.- Boże, za kwa-drans pierwsza! Muszę iść.- Potarła twarz i z powrotem opadła na po-duszki.- Zostań do pierwszej - poprosiła Julia.- Co nam po piętnastu minutach?306 - Wobec tego pójdę z tobą.Odprowadzę cię do domu.Helen potrząsnęła głową.- No pozwól - nalegała Julia.- Wolę wyjść niż zostać tu sama,przecież wiesz.Zaczęła się ubierać.Jej ubrania leżały rozrzucone na podłodze: schy-liła się, żeby pozbierać bieliznę, włożyła spodnie i bluzkę.Ze zmarszczo-nym czołem zapięła guziki.Stanęła przed lustrem i przesunęła ręką potwarzy.Helen obserwowała ją, tak jak przedtem.Nie mieściło jej się w gło-wie, że może podziwiać jej urodę ot tak, po prostu.Cudowne i niemalprzerażające było również to, że jeszcze godzinę temu Julia leżała w jejramionach, rozchylała usta i kolana pod jej ustami, językiem i dłonią.Helen nie mogła uwierzyć, że gdyby teraz chciała ją pocałować, Juliazgodziłaby się na to bez protestu.Julia pochwyciła jej spojrzenie i żartobliwie przewróciła oczami.- Nie masz dosyć patrzenia?Helen spuściła wzrok.- Właściwie to nie patrzyłam.- Gdybyś była mężczyzną, kazałabym ci wyjść z pokoju.Wolałabympozostać dla ciebie tajemnicą.- Nie chcę, żebyś była dla mnie tajemnicą - zaoponowała Helen.-Chcę zgłębić wszystkie twoje zakamarki.- Naraz ogarnął ją niepokój.-Dlaczego to powiedziałaś, Julio? Chyba nie wolałabyś, żebym była męż-czyzną, co?Julia potrząsnęła głową.Nachyliła się bliżej do lustra i pomalowałausta.- Mężczyzni to nie to - odpowiedziała wymijająco i poprawiłaszminkę.- To nie to [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •