[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-Czy mogłabym jednak rozpakować teraz swój kosz? - zwróciła się zpytaniem do pani Moniki.- Oczywiście.Normanie, pokaż jej pokój, gdzie może sięurządzić.Helenko, jeszcze jedno.Proszę cię, zwracaj się do mnie poimieniu, bo nie wypada, żeby taka dorosła panna nazywała mniemamą.Przecież wyglądamy raczej na siostry.Nazywaj mnie więcMoniką.- Dobrze! - odparła Hela rzuciwszy najpierw pytające spojrzeniena ojca, który stał obok z oczyma wbitymi w ziemię, jakby sięwstydził za tę próżną kobietę.Florcia, najstarsza dziewczynka, o wymokłej twarzyczce tychangielskich dzieci, które zbyt długo oddychały powietrzem hinduskichrównin, przybiegła na głos ojca, żeby pokazać Heli jej pokój.Zciekawością oglądała suknie, które Hela wydobywała z kosza,zdumiona bogactwem jej garderoby.- Co ty tu masz strojów! - zawołała wreszcie, a w jej głosiebrzmiała dziecięca zazdrość.- My obie z Lusią mamy po jednejodświętnej sukience, a na co dzień to patrz, jaką noszę szmatę!Rzeczywiście, jej wełniana sukienka była pomięta i cała pokrytaplamami, gdzieniegdzie prześwitywały dziury.Hela smutno się zamyśliła, obliczając w myśli, ile musi wydać zpieniędzy otrzymanych od babki, żeby jako tako zaopatrzyć pięciororodzeństwa w przyzwoitą garderobę.- Kto wam szyje sukienki? - zwróciła się do dziewczynki, którejto pytanie wydało się tak komiczne, że odpowiedziała na nie głośnymśmiechem.- Nikt nam nie szyje! - odparła wciąż się jeszcze śmiejąc.-Czasem Kopama przerobi nam coś ze starych sukien mamy.Tylko jaktu przyjechaliśmy i mieli przyjść goście, to tatuś wziął pensję ikrawcowa uszyła nam po jednej ładnej sukience.Ale to już takdawno.Paplała tak w dalszym ciągu o tym i o owym, z dziecinnąnaiwnością odkrywając rozmaite szczegóły z życia domowego, zktórych Hela dowiedziała się dosyć o kłopotach ojca i niezaradnościpani Moniki.Po odejściu Florci siadła przy oknie, żeby rozważyć, czym przedewszystkim trzeba się zająć.Przeznaczony dla niej pokój zawierałniezbędne sprzęty, ale był pozbawiony tego wszystkiego, co nadajemieszkaniu swoisty charakter.Z okien zwisały zmięte wyblakłefiranki, jakiś dywanik walał się zwinięty za szafą, a kapa na łóżku niegrzeszyła świeżością.Wszystkie jednak braki rekompensował pięknywidok z oplecionego bujną zielenią okna.Hela z rozkoszą wchłaniałaświeże morskie powietrze, zapatrzona w żółte skały, odcinające sięjaskrawo od błękitnego tła nieba i morza.Przyszedł jej na myśl innykrajobraz; zielone wzgórza widziane przez okna w Aborfield, i oczyzaszły jej łzami na wspomnienie babki i jej schludnego milutkiegodomku.Co też babunia porabia w tej chwili? Jak się obchodzi bezniej?Szybko otarła łzy i wydobywszy przybory do pisania zabrała siędo listu, ale zaledwie zdążyła napisać kilka wierszy, gdy za drzwiamirozległo się jakby łkanie dziecka.To trzyletni Bobuś siedział na progu, tuląc do spłakanejtwarzyczki małego psiaka.Oczy dziecka wyrażały taki smutek, żeHela zapominając o poprzednich troskach wzięła go na kolanapieszcząc i tuląc do siebie.- Co ci jest, kochanie? Powiedz mi, serce.Czy ci ktoś zrobił cośzłego, czy cię coś boli?- Bobuś chce siedzieć w pokoju i piesio też! Tam w oglodzieudezili Bobika kulą od kikieta.I na wspomnienie doznanej krzywdy chłopczyk znów zacząłgwałtownie łkać.Hela objęła go pieszczotliwie ramieniem, czując, jakcałe jej serce lgnie do tego ślicznego dziecka o lnianych jedwabistychwłoskach i oczkach jak niezapominajki.O ile dziewczynkipozbawione były nie tylko urody, ale nawet właściwego dzieciomwdzięku, o tyle Bobuś był najśliczniejszym dzieckiem, jakie sobiemożna było wymarzyć.Trochę wody kolońskiej wylanej na rozpaloną główkę i historyjkao trzech niedzwiedziach uśmierzyły wszystkie bóle i z rozkosznymuśmiechem Bobuś oświadczył, że ,,tu jest baldzio dobzie i ziawsiechcie być u Heli".Wśród garderoby Heli znajdowało się śliczne białe ubrankodziecięce, które pani de la Perouse przechowywała długie lata, jakopamiątkę po zmarłym synku.Na wyjezdnym ofiarowała je Heli dla jejmałego braciszka.Bobuś w białym ubranku, obmyty pachnącymmydełkiem, z włoskami ułożonymi w pukle, wyglądał jakby żywcemprzeniesiony z jakiegoś starego portretu i ze zdumieniem wpatrywałsię we własne odbicie w lustrze, nie umiejąc zdać sobie sprawy z tejwspaniałej metamorfozy.- A jak sie to zbludzi? - zapytał pokazując paluszkiem haftowanymarynarski kołnierz.- To, kochanie, włożysz inne, czyste - uspokoiła go Hela - uszyjędla Bobusia dużo, dużo ładnych ubranek, bo bardzo kocham mojegogrzecznego chłopczyka.- To Bobuś juz nigdy nie będzie piakać - zapewniał chłopczyk.- A w nagrodę za to będzie od dzisiejszego dnia spał w moimpokoju.Dziecko wydało okrzyk radości, drobnymi rączynami oplatającszyję Heli.- Bobuś baldzo kocha Helę - szeptał z przejęciem.Przenikliwygłos dzwonka obwieścił, że czas zejść na obiad.Ująwszy Bobusia zarączkę zeszła z nim do jadalni, brudnego, niechlujnego pokoju, wktórym rzucało się w oczy mnóstwo pustych pak, stojących tuprawdopodobnie od czasu przybycia rodziny na Maltę.Sprzęty nieharmonizowały ze sobą, tworząc pstrokatą i drażniącą okomieszaninę.Przeobrażonego nie do poznania najmłodszego członka rodzinypowitały głośne okrzyki zgromadzonych przy stole, przybierając ukażdego inny odcień.Florka coś mruknęła, obrzucając dzieckozawistnym okiem, po twarzy majora przemknął błysk zadowolenia, apani Monika oniemiała patrzyła to na Helę, to na dziecko.Dopiero po chwili, jakby oprzytomniawszy, zwróciła się do Heli:- Ależ moja droga, co to się stało? Zaledwie poznałam Bobusia,taki jakiś inny.A jakie to śliczne, drogie ubranko.Pomyśl jednak, coto trzeba będzie zapłacić praczce
[ Pobierz całość w formacie PDF ]