[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jest u ojca.Chyba jedynie przy nim znajduje ukojenie,dlatego pozwoliłem jej tam siedzieć, choć już pózno.Prosiła, żebymdo nich przyszedł, więc chciałem powiedzieć pani dobranoc.Ally była zaskoczona.- Dziękuję za gościnę.Kiedy postanowiłam przyjechać doWłoch, nie wiedziałam, co mnie czeka.Nie zawiodę pańskiegozaufania i nikomu nic nie zdradzę.- Gdybym pani nie ufał, już byłaby pani w Portlandzie.Ally miała ochotę pobiec za nim i poprosić o zwrot laptopa.Mogłaby zobaczyć zdjęcia i przejrzeć pocztę elektroniczną Jima.Powstrzymała się jednak.Zrobi to jutro.Nie miała ochoty kłaść się do łóżka.Znowu podeszła do okna,przez które podmuchy wiatru przynosiły z pól zapach lawendy.Czułasię zawieszona w próżni, jakby nie miała przeszłości ani przyszłości.Czyżby znalazła się w baśniowym świecie? W krainie bezgranicznejmiłości człowieka do rodziny? Tak, stosunek Gina do brata i bratanicybył niezwykle wzruszający.Kiedy wreszcie się położyła i zamknęła oczy, pod jej powiekamizaczęły pojawiać się rozmaite obrazy.We wszystkich był Gino.Gino wszedł do kuchni.- Gdzie pani Parker? - zapytała Sofia.- Czekamy na nią.Dziewczynka czekała na nieznajomą, którą widziała przez krótkąchwilę, a to znaczyło, że Amerykanka wywarła na dziecku silne51RSwrażenie.Gino nawet się nie zdziwił.Sam bez przerwy myślał o Ally.Pocałował bratanicę w czoło.- Pewno jeszcze śpi.- Przecież wczoraj spała przez cały dzień - zawołaładziewczynka.Tej nocy Gino długo leżał bezsennie.Był ciekaw, czy Ally teżzasnęła dopiero nad ranem.Pewnie trudno jej zapomnieć o tragedii ijeszcze nie przestała opłakiwać męża.Nie rozumiał, dlaczego to psujemu humor.A psuło.- Sprawdzę, czy się obudziła.Nim zareagował, Sofia wybiegła z kuchni.Cieszyła goperspektywa spędzenia całego dnia z nieoczekiwanym gościem.Dobrze, że bratanica przejęła inicjatywę.Wróciła zaniepokojona.- Pani Parker nie ma w pokoju.Dokąd poszła?- Nie wiem.- Gino spojrzał na gospodynię zajętą nalewaniemkawy.- Widziałaś panią Parker?- Nie.Może wybrała się na spacer?- Poszukam jej.- Idę z tobą.Wyszli z Sofią na dwór.Daleko od domu zobaczyli postać przykucniętą koło grządki ziółposianych specjalnie na życzenie gospodyni.Sofia pobiegła naprzód.Ally uniosła głowę, uśmiechnęła się i wyciągnęła rękę.Jej gestbył spontaniczny, a serdeczność niby magnes przyciągała dziecko.- Dzień dobry, signora.Spojrzała na Gina oczami jak zielone klejnoty.52RS- Fantastyczny ogród.- Wujek uprawia go na życzenie gospodyni - wyjaśniła Sofia.-Bianca uznaje tylko świeże zioła.- Ma szczęście, że pan domu aż tak ją ceni.- To ja mam szczęście.- Gino uśmiechnął się lekko.-Przekonasię pani przy stole.Ally wstała.Była w prostej spódniczce i morelowej bluzce.Ginot zachwytem patrzył na jej smukłą sylwetkę.Sofia na szczęście nic niezauważyła.Ciągnęła gościa za rękę w stronę domu.Gino niepoznawał bratanicy.Zapałała niezwykłą sympatią do Amerykanki.Traktowała ją jak dobrą znajomą.W kuchni zasiedli przy stole, a Bianca podała śniadanie.Wpewnym momencie Gino zwrócił się do Sofii:- Pojedziemy do państwa Rossinich.Oni mają dwie córki,Leonora jest twoją rówieśnicą.To bardzo miła dziewczynka.Dopytywała się o ciebie.Na pewno ją polubisz.- Muszę jechać tam dzisiaj? Wolałabym zostać z tobą i z paniąAlly.Sofia była nieszczęśliwym dzieckiem, a Gino nie wiedział, jakjej pomóc.Nagle wśród nich pojawiła się jasnowłosa Amerykanka iwszystkim poprawiły się humory.Kiedy ostatni raz mieli takie wspaniałe nastroje? Pozastanowieniu Gino doszedł do wniosku, że tak naprawdę byłszczęśliwy przed dwunastu laty.Wtedy żyli jeszcze jego rodzice,Marcello był zdrowy i wszystko układało się pomyślnie.Potemzjawiła się Donata.53RSObrał pomarańczę i podawał cząstki bratu, który zjadał jemachinalnie.Gino wciąż nie mógł uwierzyć, że brat nie wyzdrowieje ijuż nigdy nie porozmawia z córką.Dawniej Marcello rekompensował córeczce brak matczynychuczuć, niezależnie od tego, jak bardzo Donata ją zaniedbywała.Ginonie mógł o tym myśleć bez bólu, ale wiedział, że dziecko cierpibardziej niż on.A teraz Sofia uśmiechała się i chętnie rozmawiała.- Widzę, że muszę zmienić plany.W porządku, pojadę sam,załatwię, co trzeba, a jak wrócę, wybierzemy się nad rzekę.Czy to ciodpowiada?- Tak.Tylko pośpiesz się, bo chcę długo pływać.Gino postanowił przywiezć Leonorę, więc dziewczynki i tak siępoznają.Zaraz po śniadaniu wsiadł do samochodu i kilka minutpózniej zatrzymał się na parkingu koło targowiska.Tutaj handlowanokwiatami z jego pól.Gino lawirował między koszami kwiatów, kłaniając się naprawo i lewo.Rozglądał się w poszukiwaniu Leonory, która częstopomagała matce.- Dzień dobry - rozległ się głos Marii Rossini.Kiedy jużzałatwili interesy, Maria spytała:- Czy ma pan jeszcze jakieś zlecenie dla mnie?- Potrzebne mi dwa bukiety lawendy.- Już się robi.- Maria zawinęła kwiaty w papier.- Proszę.- Dziękuję.A gdzie Leonora?- Została w domu, bo mały jest przeziębiony
[ Pobierz całość w formacie PDF ]