[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jego komandosi należeli do najdziwniejszej jednostki na świecie, jednostki, której oficjalna nazwa brzmiała:Prywatna Armia Popskiego.Peniakoff - Belg rosyjskiego pochodzenia, mieszkający od połowy lat 30.wEgipcie, gdzie prowadził plantację trzciny cukrowej - na początku 1942 r.ochotniczo wstąpił do armiibrytyjskiej i uzyskał zgodę na sformowanie niewielkiego oddziału, złożonego z 23 Arabów i brytyjskiegosierżanta.Nadano mu nazwę No l Long Range Demolition Squadron (Numer l Eskadra NiszczycielskaDalekiego Zasięgu) i już po pierwszych rajdach dał się poznać jako utalentowany dowódca, prowadzący akcje zfantazją, ogromną znajomością terenu i brawurą.Ponieważ nazwisko Peniakoff było za trudne dla brytyjskich radiotelegrafistów, upraszczali jemówiąc Popski.Wkrótce pułkownik Hackett z Naczelnego Dowództwa brytyjskich wojsk na BliskimWschodzie dla żartu nazwał oddział Peniakoffa Popski s Private Army , co szybko przyjęło się wśródżołnierzy, a nawet zostało zaakceptowane przez władze.W czasie jednej z akcji, na południe od Mareth, 4 jeepy oddziału zostały zniszczone przez niemieckiesamoloty, a żołnierze cudem uniknęli śmierci.Pozostawieni sami sobie, z niewielkim zapasem wody i żywności,przeszli blisko 200 kilometrów, zanim napotkali oddział wojsk brytyjskich.W lipcu 1942 r.11 żołnierzy z Prywatnej Armii Popskiego wyruszyło w stronę niemieckiego lotniska wpobliżu Tobruku.Wywiad donosił, że każdej niedzieli wieczorem dociera tu konwój ciężarówek,prawdopodobnie z paliwem i amunicją dla samolotów.Peniakoff uznał, że niewielki oddział może przedostać siędo bazy i dokonać wielu zniszczeń.Tym razem zrezygnował z podstawowego środka komunikacji, jakim był dlajego chłopców jeep.Miał inny pomysł.Załadowali na ciężarówkę kanistry z wodą oraz paliwem, amunicję do pistoletów maszynowych,karabin maszynowy, miny magnetyczne i wyruszyli.Pokonanie drogi liczącej 700 kilometrów na skrzynipojazdu o resorach twardych jak skała było męczące nawet na asfaltowej szosie i przy dobrej pogodzie.Podróżprzez pustynię stała się koszmarem.W temperaturze przekraczającej 50C podążali kamienistymi szlakami ibezdrożami.Nie spotkali żołnierzy niemieckich ani włoskich, ale kilkakrotnie nadlatywały samoloty.Komandosi Peniakoffa mieli jednak szczęście.Zawsze w porę dostrzegali zbliżające się myśliwce i zdążylinaciągnąć na samochód siatki maskujące, dzięki którym ciężarówka wyglądała z góry jak sterta kamieni.Piątegodnia podróży udało im się trafić na starą drogę karawan i dzięki temu na czas dotarli do Tobruku.Znalezliwąwóz na poboczu drogi, wystarczająco głęboki na zamaskowanie samochodu, i czekali.Całą niedzielęprzespali w cieniu skal; dopiero gdy zapadł zmierzch, zaczęli zbierać się do akcji.- Jadą! - zameldował jeden z żołnierzy, który z lornetką przy oczach umieścił się na krawędzi wąwozu.- Widać 12 świateł w odległości około półtorej mili.- Czekamy, aż przejedzie 11 ciężarówek i dopiero wtedy wjedziemy do kolumny.Między jedenastą idwunastą ciężarówkę - poinformował Peniakoff.- Może byłoby lepiej, sir, gdybyśmy doczepili się na koniec konwoju?- Nie! - dowódca uciął dyskusję.- Kierowca ostatniej ciężarówki na pewno zauważyłby, że ktoś za nimjedzie.Jeżeli uda nam się wjechać w kolumnę, wówczas kierowca jedenastego samochodu będzie przekonany,że widzi w lusterku światła dwunastego, a ten z dwunastego uzna, że przed nim jedzie jedenasty.Ruszamy!Zjechali ostrożnie po kamienistym podłożu w stronę zakrętu i zatrzymali się w miejscu, gdzie skalnaściana skrywała ich przed wzrokiem jadących w konwoju.Przyciemnione światła niemieckich ciężarówek pojawiły się na zakręcie.Jechały w odległości około130 metrów od siebie, co sprzyjało włączeniu się Brytyjczyków w kolumnę.- Dziewięć.dziesięć.jedenaście! - liczył kierowca Sam Barret.- Teraz! - krzyknął Peniakoff.Kierowca trochę za gwałtownie dodał gazu i koła bedforda zaszurały na kamienistym podłożu.- Oni nie używają tylnych świateł! Zgaś nasze! - jeden z żołnierzy jadących na skrzyni nachylił się doszoferki.- Spokojnie, już to zrobiłem - odpowiedział Sam.Płynnie pokonał płytki rów oddzielający miejsce, wktórym stali, od drogi i ruszył za znikającą w mroku ciężarówką.Dowódca się obejrzał.Po paru sekundach nazakręcie ukazały się światła ostatniej ciężarówki niemieckiej.Komandosi ściskali w dłoniach thompsony, gotowi rozpocząć ogień na sygnał alarmu, ale nic niezakłócało równego warkotu silników.Kolumna z mozołem pięła się stromym podjazdem.Niemcy się niezorientowali, że między nich wcisnął się intruz.Po kilku minutach napięcie opadło.Brytyjczycy odnieśli pierwszy sukces, ale prawdziweniebezpieczeństwo było jeszcze przed nimi.- Mamy około 40 minut do celu - Peniakoff zwrócił się do kierowcy.- Nie będziemy ryzykować wjazdudo bazy w kolumnie, gdyż któryś ze strażników mógłby doliczyć się, że wjeżdża 13 ciężarówek zamiast 12.Gdyzobaczymy światła lotniska, zatrzymaj się na środku drogi i udawaj, że samochód się zepsuł.Musimy zdobyć tęciężarówkę, która jedzie za nami.- Czy możecie dostrzec, ilu szkopów jest na tamtym samochodzie? - Peniakoff, wychylając się zszoferki, zadał pytanie żołnierzom siedzącym z tyłu.- Chyba tylko dwóch, sir! - odpowiedział któryś.- Widać dwie sylwetki w kabinie, a na skrzyni mająjakiś ładunek.Tam chyba nie ma żołnierzy.Po półgodzinnej jezdzie zobaczyli w oddali blade światła Tobruku.Konwój zaczął zjeżdżać zniewielkiej pochyłości i znikł za zakrętem.- Teraz! - krzyknął dowódca.Kierowca nacisnął gwałtownie hamulec i skręcił w bok.Ciężarówka zatrzymała się, wzbijając tumankurzu.Komandosi, przyczajeni w skrzyni, zeskoczyli i rozpierzchli się po bokach drogi.Przy samochodziepozostał tylko Peniakoff, kierowca i Etienne Latour, Alzatczyk mówiący płynnie po niemiecku.On to wybiegłna drogę i zaczął nadawać znaki światłem latarki.- Co jest?! - niemiecka ciężarówka zatrzymała się z piskiem hamulców.- Wał chyba się rozpadł! - odkrzyknął Etienne.- Będziecie musieli nas holować!Niemcy wyskoczyli z samochodu.Jeden badawczo patrzył na Etienne a, ale Peniakoff starał siękierować światło latarki prosto w ich twarze, aby niewiele mogli dostrzec.Gdyby nie ten wybieg, moglibyzauważyć brytyjskie mundury.- A ty kim jesteś? - Niemiec zaczął coś podejrzewać i sięgnął do kabury luzno wiszącej na pasku.Niezdążył jednak wyjąć pistoletu, gdyż z boków drogi poderwały się cienie komandosów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]