X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- To z mojej stronyżadna filantropia, laro Taellonie.Po prostu znalazłam dowód, że pański wuj nie ma nicwspólnego ze śmiercią lare Ayrel, a to znaczy, że nie jest dla mnie interesujący w charakterzepodejrzanego.- Czy to znaczy, że interesuje panią wyłącznie sprawa, którą pani prowadzi? - uśmiechnąłsię z goryczą starszy kahe.- Oczywiście, laro.I nie uwierzę, że przy pańskiej inteligencji nie zrozumiał pan tegowcześniej.- Komplement z ust dijes Rinnelis Tyen.Czy powinienem czuć się pochlebiony? - zapytałzłośliwie kahe, spoglądając na śledczą ciężkim wzrokiem.- Nigdy nie prawię komplementów - prychnęła Rinnelis Tyen.- To było jedyniestwierdzenie faktu.- Jest pani potworem.- oświadczył po raz kolejny Riencharn Aen.- Tak, słyszałam już o tym - skinęła głową dziewczyna.Z jej twarzy zeszła maskauprzejmości, ale teraz %7łmija wcale nie wyglądała lepiej, przeciwnie, obojętna i pozbawionaemocji twarz pozwalała w pełni ocenić zagrożenie, jakie niosła ze sobą dijes śledcza. Tę rundę przegrałem. - pomyślał kahe.Ale przynajmniej nie groziła mu szubienica, a i zTaelem było wszystko w porządku.O�Po tej ważkiej, niemal serdecznej rozmowie z Riencharnem Aenem opuściłam plac boju iposzłam sprzątać w kuchni.Zasadniczo cechowała mnie kliniczna wręcz skłonność do bałaganu,ale gdy zaczęłam mieszkać sama, odkryłam, że nic tak dobrze mnie nie uspokaja jak sprzątanie.Naturalnie, jeśli nie towarzyszą temu okrzyki krewnych, którzy chociaż najlepsi i najdrożsi,znakomicie potrafią grać na nerwach.Zmywając naczynia, zastanawiałam się, gdzie umieścić nieludzi tak, żeby byli pod ręką, ajednocześnie nie przeszkadzali mi i nie wpadli w łapy moich drogich kolegów.Nie miałamzamiaru trzymać na własnym terytorium dwóch kahe, starczył jeden, by wprawić mnie w stanciągłego rozdrażnienia.Nie lubię, gdy ktoś siedzi mi na głowie, a ci dwaj bezczelnie ingerowaliw moją przestrzeń osobistą.Nikt nie powinien zbliżać się do mnie bardziej niż na trzy metry, tobył mój własny nietykalny teren, a kahe bezceremonialnie przekraczali tę granicę, żebywygłaszać zarzuty.%7łeby jeszcze coś im to dawało! Jedyne, co osiągali, to moje rozdrażnienie,którego i tak nie okazywałam nigdy i nikomu.Wolałam, by otaczający mnie ludzie nie znali animoich prawdziwych uczuć, ani kierujących mną motywów - będąc wielką niewiadomą, stawałamsię praktycznie nietykalna.Lubiłam ryzyko, ale nie byłam jeszcze gotowa na śmierć, dlategowolałam stanowić nieodgadniona, a co za tym idzie - żywą zagadkę. Wiedziałam, że nie mogę spuszczać z oka laro Riencharna - od razu ruszyłby na poszukiwaniemordercy księżniczki Sofii, pragnąc odwetu.Znałam zwyczaje kahe i nie miałam żadnychwątpliwości co do zamiarów starszego nieludzia.Powiedzmy, że dochodzenie w sprawiezabójstwa ukochanej Riencharn mógłby pozostawić miejscowym władzom, ostatecznie Sofia niebyła jeszcze ani jego żoną, ani narzeczoną.Jednak morderstwa dziecka własnej krwipołudniowiec nie wybaczy nigdy - w takim wypadku tradycja jest dla kahe ważniejsza niżzdrowy rozsądek.%7łe też morderca musiał zabić kobietę spodziewającą się dziecka laroRiencharna! Gdyby było inaczej, już dawno odesłałabym nieludzia do ojczyzny - przekonałabymlaro Riencharna, że świetnie poradzimy sobie bez niego, zwłaszcza że przebywając na terytoriumErolu, naraża na niebezpieczeństwo również swojego siostrzeńca.No cóż, za to z drugiej strony teraz miałam absolutną pewność, że kahe był niewinny, imogłam spokojnie zacząć szukać zabójcy.Niepokoiło mnie tylko jedno: uparta myśl, że przegapiłam coś bardzo, bardzo ważnego.Już nic nie rozumiem - pożalił się siostrzeńcowi Riencharn, gdy zostali sami w salonie.DijesRinnelis hałasowała naczyniami w kuchni i można było mieć nadzieję, że nie usłyszy ichrozmowy.- Przynajmniej jedno jest pewne: nie powieszą cię za zabójstwo, którego nie popełniłeś -Tael usiłował znalezć plusy zaistniałej sytuacji.Zawsze cechował go optymizm, za to Riencharnprzez całe życie był zajadłym realistą i nie miał zamiaru się zmieniać.- Jeśli tylko ta żmija się nie rozmyśli - prychnął.- Nie rozmyśli - pokręcił głową Taellon.- Jako obiekt śledztwa nie jesteś już dla niejinteresujący.Ona potrzebuje prawdziwego zabójcy.- I skąd ta pewność?Młodszy przymknął oczy, zastanawiając się, w końcu powiedział:- O ile udało mi się poznać czcigodną lare, nie ma dla niej nic ważniejszego od pracy.Wystarczy, że opuścisz przestrzeń jej działań służbowych, a przestaniesz dla niej istnieć.- To znaczy, że już dla niej nie istnieję?! - obruszył się Riencharn, ale szybko ochłonął.Mimo wszystko zawsze to lepiej znajdować się poza sferą zainteresowań drogiej dijes Rinnelis.W ten sposób łatwiej zachować zdrowie psychiczne i fizyczne.- Jeszcze istniejesz, skoro nie chce się ciebie pozbyć.- Nie chce, żebym dopadł zabójcę.- Nic dziwnego, to przecież jej śledztwo.Ponadto wyobraz sobie, co by się stało, gdybyktoś się dowiedział, że miała w rękach kahe z rodu Aen i pozwoliła mu uciec?Taak, za coś takiego dijes Tyen raczej nie dostałaby orderu.Rzeczywiście przy strażnikach nazwała go innym imieniem, pewnie pierwszym, które jej przyszło do głowy, ale nawetpasującym [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •