[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na dobrą sprawę słuchacze powinni być zaznajomieniz tematem, ale Fredlund nie miał złudzeń.To było wieczorneseminarium, zaplanowane tuż przed oficjalnym koktajlem,który, jeśli wszystko idzie zwykłym trybem, najczęściejzamienia się w nieoficjalny bankiet.Podejrzewał, że słuchaczepojawili się głównie z powodu pózniejszego szampana.Ale byłoto oficjalne zobowiązanie, a poza tym dobra okazja doporuszenia kwestii pomocy rozwojowej, która była jegokonikiem.Fredlund rozejrzał się po sali.Było stosunkowo dużodziennikarzy, którzy przyszli, żeby wysłuchać jego wystąpienia,co sprawiło, że poczuł niewielką presję.Generalnie mediamiały ambiwalentny stosunek do MSZ, a poza tym kwestiapomocy rozwojowej nie była ulubionym zagadnieniemdziennikarskiego grona.Dziennikarze mieli zbyt uproszczonyobraz całej tej problematyki, tymczasem kwestia była zbytzłożona, żeby ją wpleść w serwis informacyjny.W mediach mabyć czarne albo białe.A nie trochę takie, trochę takie a takajest pomoc rozwojowa.Paradoksalna i pełna sprzeczności.Niektórzy ośmieliliby się powiedzieć: beznadziejna, ponieważnajbardziej potrzebna jest tam, gdzie panują najgorsze warunkido tego, by zadziałała.Przebrnąwszy przez swój konspekt na temat szwedzkiejstrategii pomocy rozwojowej mówił o jednym procencie naszczytny cel i lawirował między ciemnymi stronami pomocyrozwojowej zakończył przemówienie i zaprosił do zadawaniapytań.Widząc, że zainteresowanie jest raczej marne, zacząłzbierać papiery leżące przed nim na mównicy. Panie ministrze, przepraszam, że zmienię nieco temat powiedziała jakaś kobieta, wyłoniwszy się z chmarydziennikarzy. Czy może pan potwierdzić pewną pogłoskę? Nie mam w zwyczaju komentować pogłosek powściągliwie odpowiedział Fredlund. Chodzi o szwedzkiego dyplomatę, pracownika MSZ.Fredlund spojrzał na nią pytająco. Chciałby pan to jakoś skomentować? Co takiego? Pogłoskę, że ambasador Szwecji w Kongu Wschodnimpopełnił samobójstwo?Fredlund rzucił szybkie spojrzenie Nordowi, którywyglądał na zaskoczonego. Jak już powiedziałem, nie komentuję pogłosek.A tozdaje się jest właśnie pogłoska szorstko odparł Fredlund,kontynuując zbieranie swoich papierów.Wstał. A więc MSZ nic na ten temat nie wiadomo? %7łeznaleziono go&Fredlund jej przerwał. Jestem ministrem spraw zagranicznych, a nie szefemkadr.Ale zapewniam, że gdyby to, o czym pani mówi,naprawdę się wydarzyło, byłbym pierwszym, który by się o tymdowiedział.Na razie zaprzeczam tym pogłoskom.Fredlund odwrócił wzrok w stronę stojącego przywyjściu Norda.Nord spuścił wzrok.Zacisnął szczęki.CLARA SIEDZIAAA NA PODAODZE w małym pokoiku.Bianca pełzała wokół niej.Nie było jasne, w co się bawią.Możew chłopską zagrodę? A może po prostu w kotka? Claraspróbowała niepewnym Miauu.Bianca zatrzymała sięi z grymasem podniosła wzrok na Clarę.Okej, kot nie, pomyślała Clara i zaśmiała się.Bianca też się zaśmiała i Clara poczuła to ciepło, miłość,która była głębsza i gorętsza niż wszystko inne, co kiedykolwiekdo tej pory czuła.Słyszała, jak Betty tłucze się w kuchni.Kronholm ciąglebył poza domem.Obowiązki reprezentacyjne, wedługwszelkiego prawdopodobieństwa.Przecież przejął oficjalneobowiązki Ekberga.Do dupy to bycie ambasadorem.Co wieczór siedzieći pić wódkę z ludzmi, których się ledwo zna.Udawać, żeczłowiek miło spędza czas to z jednym, to z drugim, tylkodlatego, że znalezli się w tej samej ślepej uliczce, którą był tytułambasadora.Tak jakby dostać rolę w jakiejś szmatławej sztuce,powtarzanej każdego wieczora; życie, w którym granice międzyprywatnością a pracą, między osobami a tytułami całkowiciesię zatarły.Nigdy sobie nie wyobrażała, że jej kariera w MSZzostanie ukoronowana stanowiskiem ambasadora.Nie widziałasię w tej roli. Pies.Mama.Pies powiedziała z podłogi Bianca,domagając się uwagi; patrzyła na nią prawie błagalnie tymiswoimi brązowymi oczami.Clara oddała się bez reszty zabawie.Szczekała, warczała, udawała martwą, żarliwie się oblizywała,dużymi, szczenięcymi oczami świdrowała Biancę zadowolonąz tego, że mama poświęca jej sto procent uwagi.Była zabawa, czytanie, a potem trochę śpiewania.Pięćrazy Trollowa mama na życzenie Bianki.Clara troskliwieułożyła Biancę do snu, a potem udzieliła Betty wskazówek,pokazała, jaką poduszkę lubi Bianca, wyjaśniła, że maskotkanazywa się Mysia.Betty głównie kiwała głową, przecież przezlata zajmowała się mnóstwem dzieci swoich i cudzych.Większość rzeczy przypuszczalnie już wiedziała.Tak,z wyjątkiem tej Mysi.BUTY TRENINGOWE WRZUCIA DO KOSZAwyplatanego z łyka, stojącego przed głównym wejściem.Poprzebiegnięciu dwudziestu kilometrów po piaszczystychścieżkach całe były czerwonobrązowe i zakurzone.Zciągnął z siebie mokruteńką koszulkę.Solidny bieg,kiedy słońce było jeszcze wysoko, nadał słowu spoconycałkiem nowy wymiar.Lało się z niego.Przebiegał dziesięć kilometrów w mniej niż czterdzieściminut.Dbał o formę.Przejrzał się w lustrze w holu.Wyżyłowany, opalony,kościste obojczyki poniżej masywnej szyi.%7łylaste ręce, płaskibrzuch.Niezle, pomyślał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]