[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Utrata Lucy to już by było za wiele!- Och, proszę- szepnęła, wtulając nos w gronostajowypłaszcz Brisbane'a.- Jesteś rycerzem, prawda? Ratowaniedam w opresji należy niejako do twoich obowiązków zawodowych.Colin patrzył przez kilka sekund w błagalne oczy dziewczyny.Widać było, jak pracują mięśnie jego szczęki, wreszcie cisnąłprzekleństwo, jakiego Tabitha jeszcze w życiu nie słyszała,i zawrócił konia.Przylgnęła do niego zarówno z wdzięczności, jak i z trwogi,kiedy wracali na pobojowisko.- O, tam jest! - zawołała Tabitha, spostrzegłszy głupkaw czapce w kształcie dzwonu, który pędził ile sił w nogachdo kryjówki, trzymając pod pachą rozpaczliwie miauczącegokociaka.Colin nawet nie zwolnił biegu konia.Po prostu pochylił sięw siodle i wyciągnął kotkę z rąk półgłówka, który zaraz zostałw tyle, gapiąc się w ślad za nimi z otwartymi ze zdumieniaustami.Lucy natychmiast wdrapała się po zranionym ramieniu83TERESA MEDEIROSColina i patrzyła na swoją panią, jakby chciała powiedzieć: Dlaczego, u licha, tak długo to trwało?".Tabitha śmiała się przez łzy, pomimo że nad ich głowamigwizdały strzały, wypuszczane przez łuczników Brisbane'a.Kiedy galopowali w stronę odległego horyzontu, zostawiającdaleko za sobą chaos i harmider, Tabitha oparła policzeko plecy Colina, osłabła na skutek nagłej ulgi.- Mój bohater- szepnęła i nagle dotarło do niej, że towłaściwie nie jest żart.Część drugaOczarowanieZa sprawą oczu miłość zmienia się w pożądanie,Miłość wlewa w serce pełen czaru wdzięk.Eurypides9Tabitha ufnie obejmowała Colina w pasie, podczas gdywierzchowiec zagłębiał się w coraz dzikszy las.Gałęziedrzew, wysoko nad głowami splatające się w baldachim,wyglądały jak żebra gigantycznego smoka.W lesie panowałwieczny półmrok.Lucy zwinęła się w kłębek w złożonychdłoniach swojej pani, spoczywających na twardym brzuchurycerza.Ryk wodospadu niemal zagłuszył triumfalny okrzyk jednegoz ludzi Brisbane'a, który wpadł na ich trop.- Pochyl się! krzyknął Colin.Tabitha, która rozglądała się w poszukiwaniu wodnegoptactwa, posłuchała, w ostatniej chwili unikając uderzeniagłową w nawis skalny.Natychmiast przemokła do suchej nitki,kiedy Colin skierował wierzchowca w otwartą paszczę jaskim,ukrytej za spadającą z góry kurtyną wody.Rycerz nie dał jej zbyt wiele czasu na przyzwyczajenie siędo zamglonego półmroku.Bez słowa wyjaśnienia zeskoczyłz koma i pociągnął dziewczynę za sobą.Oparł się plecamio ścianę jaskim i objął Tabithę ramionami, kryjąc ich obojew najgłębszym cieniu.Koń stał bez ruchu, jakby został tegonauczony przez nieskończenie cierpliwego mistrza tresury.87TERESA MEDEIROSDziewczyna wstrzymała oddech, kiedy dwóch mężczyznprzeszło obok ich kryjówki w tak niewielkiej odległości, żenawet szum wodospadu nie był w stanie zagłuszyć ich głosów,- Ten sukinsyn nie mógł tak po prostu zniknąć.- Lepiej się pomódl, żeby pan nie kazał nam ściąć głów,kiedy wrócimy do zamku bez niego.Tabitha zacisnęła zęby, żeby powstrzymać okrzyk bólu,kiedy Lucy wbiła pazurki w jej ramię.Colin objął silna dłonią głowę dziewczyny i przycisnął jejtwarz do swej piersi.W pierwszej chwili zrodziło się w niejabsurdalne podejrzenie, że mężczyzna próbuje wykorzystaćokazję, ale szybko uświadomiła sobie, że wystarczy jednopiśniecie jej albo kotki, aby ludzie Brisbane'a ich pochwycili.Ta wymuszona intymność powinna być żenująca.Tymczasem, stojąc tak w ramionach Colina z wargami przytulonymido jego mocno i miarowo bijącego serca, czuła się jakośobezwładniająco naturalnie.Kręcone włosy na piersi mężczyznyłaskotały ją w nos i z trudem powstrzymała kichnięcie.Jegomięśnie były jakby odlane ze stali, a jednak ciało Tabithyogarneła jakaś dziwna omdlałość.Poczuła, że jest jej ciepłoi bezpiecznie jak nigdy w życiu.Niepokojący stukot kopyt końskich oddalił się, ale napięcienie opuściło ciała Colina.Przesunął dłoń w dół i pieszczotliwie objął policzek Tabithy.W tym momencie uświadomiła sobie, że zagraża jej nowe,inne niebezpieczeństwo, ale ostrzeżenie nadeszło zbyt pózno.Colin nie musiał nawet unosić głowy dziewczyny, aby odnalezćjej usta.Wyszły mu naprzeciw - drżące, wilgotne i rozchylonew zaproszeniu, z którego Tabitha nawet nie zdawała sobiesprawy aż do chwili, kiedy było już za pózno, aby się wycofać.Usta Colina pieszczotliwe dotknęły jej ust; jego dolna wargawydawała się prowokująco miękka i delikatna jak na taktwardego mężczyznę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]