[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To nie jest głupie.- Nie wyjdzie pani za mąż, jeżeli ten człowiek zabije panią, podobnie jak zabił pana Maffei.- Nie zabije mnie.Pomyślałem - na Boga, jeśli nie on, ja to zrobię.Wolfe zmienił taktykę.Próbował ją zbałamucić.Spytał o jej rodziców, wcześniejsze życie,obecną pracę i zwyczaje panujące u państwa Riccich, jej zdanie na ten temat i tak dalej.Wyglądałona to, że odetchnęła z ulgą i odpowiadała z łatwością, ale gdy Wolfe przyszedł do pytań o sam dom, stała się bardziej czujna.I kiedy tylko zadał pierwsze pytanie na temat porządków w mieszkaniuCarla Maffei, zamknęła się w sobie niczym małż.Spróbował ją podejść z innej strony, ale gdy tylkozahaczał o wiadomy temat, milczała jak grób.To było piękne - w innych okolicznościachzostałbym jej wiernym fanem.Niezależnie od tego, jak była ograniczona, najwyrazniej potrafiłazaprogramować siebie w taki sposób, że gdy tylko pojawił się cień obawy, iż padnie nazwiskoMaffei lub cokolwiek z nim związanego, natychmiast zapalała się w niej czerwona lampka - takniezawodna, jak metody pracy Wolfe'a.Wolfe nie poddawał się.Przyjął spokojny nieoficjalny ton i, znając jego cierpliwość orazwytrzymałość, pomyślałem, że być może ostatecznie uda mu się ją rozpracować w przeciągu parunajbliższych tygodni.Nagle drzwi biura otworzyły się i stanął w nich Fritz.Wszedł do środka i zamknął drzwi zasobą.Na znak Wolfe'a podszedł doń i wręczył mu na tacy wizytówkę.Wolfe uniósł wizytówkę iujrzałem, jak jego nozdrza poruszają się nieznacznie.- Miła niespodzianka, Archie - powiedział i sięgnąwszy nad biurkiem, podał mi wizytówkę.Widniało na niej nazwisko: MANUEL KIMBALL. Rozdział 15Wstałem.Wolfe siedział przez chwilę w milczeniu, wydymając i zaciskając usta, po czympowiedział:- Zaprowadz tego dżentelmena do salonu, Fritz.W korytarzu jest tak mało światła, żewątpię, czy go rozpoznam.Poczekaj.Upewnij się, czy wszystkie okna w salonie są odsłonięte izostaw uchylone drzwi na korytarz, by wpuścić więcej powietrza.Fritz wyszedł, a Wolfe odezwał się głosem cichszym niż zazwyczaj:- Dziękuję, panno Fiore.Była pani niezwykle cierpliwa i trzymała się swoich przekonań.Nie będzie pani miała nic przeciw temu, że pan Archie nie odwiezie pani tym razem? Ma bardzodużo pracy.Pan Fritz także jest świetnym kierowcą.Archie, zaprowadzisz panią do kuchni iomówisz tę sprawę z Fritzem? Możesz ją odprowadzić pózniej do wyjścia.- Wiem, co robić.Chodz, Anno.Zaczęła, nazbyt głośno:- Ale czy nie mógłby pan Archie.- Cicho.Odwiozę cię innym razem.Chodz.Zaprowadziłem ją do kuchni i wyjaśniłem Fritzowi, jaka przyjemność go czeka.Nie sądzę,bym żywił w stosunku do Anny jakiekolwiek współczucie aż do momentu, gdy zobaczyłem, żenawet Fritz nie zarumienił się na wieść o tym, iż czeka go odwożenie jej do domu.To byłonaprawdę straszne! Odłożyłem jednak kwestię współczucia na pózniej.Podczas gdy Fritzzdejmował fartuch i nakładał płaszcz oraz kapelusz, rozważałem, jak uporać się z bieżącymiobowiązkami.Powiedziałem:- Anno, chodz, trochę się zabawimy.Mówiłaś coś o wychodzeniu za mąż.Ciekaw jestem,jakiego mężczyznę chciałabyś poślubić.W salonie siedzi teraz taki jeden.Założę się, że ci sięspodoba.Bardzo przystojny.Gdy wyjdziemy na korytarz, będzie go widać przez drzwi.Nazewnątrz powiesz mi, czy jest w twoim typie.- Znam swój typ - rzuciła Anna.- Dobra, chodzmy.Nie chcę, żeby słyszał twój głos, bo zorientuje się, że się na niegogapimy.Gotowy, Fritz?Wyszliśmy.Fritz wykonał polecenie - drzwi do salonu były otwarte.Poprowadziłem Annępo swojej lewej, by nie rzucała się w oczy.Manuel Kimball siedział w środku - wyglądałimponująco, rozparty w fotelu z nogą założoną na nogę.Na dzwięk kroków spojrzał w naszą stronę,ale było zbyt ciemno, by mógł wiele zobaczyć.Trzymałem Annę za łokieć i obserwowałem wyrazjej twarzy, kiedy patrzyła na Kimballa.Dałem jej chwilę czasu, po czym pociągnąłem w stronędrzwi wyjściowych, które Fritz dla nas otworzył.Gdy znalezliśmy się na zewnątrz, zamknąłem je szczelnie za sobą.- Czy to pani typ, Anno?- Nie.Panie Archie.Mogę powiedzieć panu.- Innym razem.Oto dziewczyny! Nie śpiesz się Fritz i nie przejmuj, gdyby lancz miał sięopóznić.Mam wrażenie, że nam też się przeciągnie.Nie będzie żadnych gości.Dałem nura z powrotem do domu i skierowałem się prosto do biura, mijając po drodzedrzwi salonu.Wolfe nie poruszył się.- Nie widziała go wcześniej na oczy - oznajmiłem.- A jeżeli widziała, może spokojniestawać w szranki z Lynn Fontannę i ma spore szanse na wygraną.Pokiwał głową.- Przyprowadzić go tutaj? - spytałem.Pokiwał głową ponownie.Poszedłem bezpośrednio do salonu, używając bocznych drzwi.Manuel Kimball wstał,rozejrzał się i ukłonił.- Przepraszam, że kazaliśmy panu czekać - powiedziałem.- Mieliśmy młodą klientkę,liczącą na to, że odnajdziemy jej męża jednym gwizdnięciem, a to niestety nie jest aż takie proste.Tędy proszę.Wolfe nie poczuł na tyle respektu, by podnieść się z miejsca, nawet dłonie trzymał splecionena brzuchu.Kiedy wprowadziłem Manuela, pozdrowi! go słowami:- Witam, panie Kimball.Proszę wybaczyć, że nie wstaję - nie jestem nieuprzejmy, jedynieociężały.Proszę siadać.Nie było widać po Kimballu szczególnych oznak zdenerwowania, ale był dość spięty.Jegoczarne oczy zdawały się mniejsze, niż kiedy widziałem go ostatnio, i przepełnione wyrazem troskiw stopniu utrudniającym bezkarne lustrowanie otoczenia i lądowanie wzrokiem, na czym popadnie.Wyglądał gustownie oraz elegancko, ubrany w lekki, dobrze skrojony garnitur z żółtą muszką iżółtymi rękawiczkami w jednej z kieszeni.Nie zawracał sobie głowy moją osobą.Gdy tylko zająłkrzesło, jeszcze ciepłe po tym, jak zajmowała je Anna Fiore, utkwił oczy w twarzy Wolfe'a i nieodrywał ich stamtąd ani na chwilę.- Napije się pan piwa? - zapytał Wolfe.Skinął głową.- Poproszę.Wychwyciłem aluzję.Skoczyłem do kuchni, wyjąłem dwie butelki z lodówki i postawiłemje wraz ze szklankami na tacy.Zrobiłem to szybko, nie chcąc, by coś mi umknęło.Wróciłem ipołożyłem tacę na biurku Wolfe'a, a sam zająłem miejsce przy swoim [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •