X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Naszemałżeństwo nie trwało nawet pół roku, ale wciąż sięprzyjaznimy.Ożenił się ponownie, ma miłą żonę i kochanedzieci.- A czym się zajmuje? - zapytał, czując całkowicienieuzasadniony przypływ zazdrości.- Jest trenerem piłki nożnej w szkole średniej.- Niecierpię piłki nożnej.- Ja też.To był jeden z naszych problemów, bo zkolei dla niego piłka to najważniejsza rzecz na świecie.- A lubisz jakieś zimowe sporty?- Ayżwiarstwo i narty.- Zwietnie, bo dla mnie istnieją tylko zimowe sporty.Uśmiechnęła się do niego.Na początek dobre choćtyle.Poinformowali Jacka o odkryciu, jakiego dokonali wogrodzie Mary.- Masz jakiś pomysł, kto to może być? - spytałkomendant.- Hm, niech pomyślę.Wiemy, że w okolicy342 ukrywa się zbiegły świadek koronny.Jego kuzyn mieszkadwa domy od Mary, a ktoś koczuje w jej szopie.Słowodaję, nie mam pojęcia, kto to mógłby być - zakończyłkpiącym głosem.Jack przewrócił oczyma.- Musisz mu wybaczyć, jest tylko agentem FBI.-Mary porozumiewawczo mrugnęła do Jacka.- Problem w tym, że nie chciałem go spłoszyć, więcnic nie zrobiłem.Wątpię, czy jest uzbrojony, ale skoropochodzi z szemranego środowiska, wolałem nieryzykować.Zresztą Mary była ze mną.- Bardzo słusznie, nie wolno narażać cywilów naniebezpieczeństwo.- Nie jestem cywilem - stwierdziła z pretensją wgłosie.- Z mojego punktu widzenia jesteś.A może chcesztrochę popracować na swoim laptopie?- Jasne.- Hej, Ben! - zawołał Jack w kierunku drzwi.Policjant zajrzał do środka.- Tak jest, szefie?- Zabierz pannę Ryan do gabinetu Dona i uprzątnijbiurko, żeby mogła pracować.- Tak jest.Proszę za mną, panno Ryan.Curt miałochotę zapytać, czy Ryan to Jej nazwisko panieńskie, czypo mężu, ale uznał, że lepiej będzie poczekać na bardziejsprzyjające okoliczności.- Facet nazywa się Abe Hunt - zaczął, gdy zostalisami.- Widziałem jego akta, ma na koncie kilkanaściespraw różnego kalibru.Mary jest naprawdę odważna, alejak by co do czego przyszło, nie dałaby sobie rady.Jestbardzo postawny, jak to zapaśnik, kiedyś brał udział w pro-fesjonalnych walkach.Musimy go jakoś wywabić z tej343 szopy.- Jak już to zrobimy, to dokąd pójdzie? Chyba nie dokuzyna, aż taki głupi nie jest, prawda?- Nie, zresztą kuzyn i tak już się zmył z miasta.Huntgłupi nie jest, ale całkiem zdesperowany.Nie chce,żebyśmy go złapali, ale chyba jeszcze bardziej nie chciałby,żeby odnalezli go dawni kumple.Założę się, że będzie się znami bawił w kotka i myszkę�- Jak chcesz, mogę wystąpić o posiłki z okolicznychhrabstw.- To całkiem niezły pomysł.Mógłbym poprosić oagentów FBI, ale za bardzo by się rzucali w oczy.Japrzynajmniej mam oczywisty powód, żeby tu być, więc niewzbudzę podejrzeń, nawet jeśli będę więcej przebywał uMary niż u matki.- W takim razie wezmę ludzi i od razu pojadęprzeszukać szopę.Hunt pomyśli, że skoro nic nieznalezliśmy, damy sobie spokój, i poczuje się bezpiecznie.- Też mi to przyszło do głowy.Dzięki, Jack.- Nie ma za co, wykonuję tylko swoje obowiązki.Ale co zrobisz, jak go złapiemy? Przecież nie można gozmusić do składania zeznań.- Zmusić nie, ale jak się ma perspektywę dożywociaza współudział w zabójstwie, nagle nabiera się ochoty dogadania.Nie wiem, czy ci o tym wspominałem, ale drugipotencjalny świadek został znaleziony w nurtachChattahoochee z kulką w tyle głowy.- Tak, to zmienia postać rzeczy.- Dziwię się Huntowi, że tak ucieka przed nami.Jeśli mafia dopadnie go pierwsza, będzie już po nim.-Prawie mi go szkoda.- Mnie też.prawie - zaśmiał się Curt.344 - Postaram się obrócić jak najszybciej.W ekspresieznajdziecie kawę, poczęstujcie się.- Dzięki, Mary napoiła mnie już kofeiną.- No, no, bratamy się z nieprzyjacielem? - Jackobrzucił go badawczym spojrzeniem.- Czego by nie powiedzieć, to całkiem ładnynieprzyjaciel.- Co prawda, to prawda.Do zobaczenia.Curt zajął miejsce po drugiej stronie biurka iprzyglądał się Mary przy pracy.Po paru minutach zerknęłana niego znad laptopa.- Jakiś ty cichy - zauważyła cierpko.- Nie chcę przeszkadzać.- Przeglądam notatki, muszę je posegregować najutrzejszą rozprawę.- Jakie stawiasz zarzuty?- Facet przeszmuglował spory snopek marihuanymiędzy snopkami zwykłego siana.Miał siatkę dilerów wkilku szkołach średnich.- Dzieciaki z liceum handlują narkotykami, strzelajądo swych rówieśników [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •