[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zdumiał się Aukta, że Stęborek zamiast chwycić zestojaka przeciwpożarowego gaśnicę pianową albo otworzywszy skrzynię z piaskiem rzucaćszpadlem piach na dopiero co objęte płomieniem ściany z desek - biegał wokół ognia, wymachującbosakiem jak halabardą.Bełkotał przy tym jakieś niezrozumiałe słowa, krzyczał coś do siebie.Jakgdyby jakiś taniec zaczął odbywać z bosakiem w rękach, to przykucał i z nagła wyskakiwał,dziobiąc ostrym końcem w płonącą ścianę, to znów czynił kilka kroków wstecz i z wystawionymdo przodu bosakiem szarżował na ogień.Pózniej zaczął wymachiwać bosakiem, bił nim wtrzaskające od ognia dachówki.Widzieli ludzie i strażacy jakieś dziwne piruety Stęborka, gdykręcił się jak wrzeciono, to znów bosakiem walił o belki nawet tam, gdzie jeszcze ognia nie było.Zdawało się, że odczuwa ogromną potrzebę, aby bić ten tartak, walić gdzie popadło, aż gomusiano odsunąć od ognia, żeby nie przeszkadzał strażakom.Strasznie przy tym wyglądał, twarzmiał osmaloną dymem i w blasku ognia widać było jedynie białka oczu, którymi groznieprzewracał.A kiedy mu odebrano bosak, usiadł ciężko na ziemi, z gardła wydobywał mu się świstoddechu, charczenie, a nawet skowyt jak u psa.W bezwietrznym powietrzu ogień szedł wysoko w górę, jeszcze wyżej szybowały iskry -złote, czerwone, żółte.Na polach i w pobliskim lesie zaległa cisza, tym donośniejszy wydawał siętrzask palących się krokwi i desek, palba pękających od żaru dachówek.Wiele widziano pożarów,zawsze słyszano coś jak skargę palącego się budynku, porykiwanie bydła, szczekanie psów, płaczkobiecy.Tymczasem tartak płonął bez żadnej skargi i gdyby nie ów trzask trawionych przez ogieńbelek i desek, można by rzec - że płonął z godnością i majestatem.W tym samym czasie Kristopher Bullow, pędząc skradzionym samochodem poautostradzie - także zobaczył rozlewającą się na horyzoncie łunę świateł wielkiego miasta.Przypominała szalejący gdzieś daleko pożar, ale to był odblask tysiąca świateł ulicznych, neonów,oświetlonych okien, latarni na skwerach i wzdłuż ulic.Autostrada nagle wpadła w las.Zwiatłareflektorów zaczęły ślizgać się po pniach drzew, daleka łuna jak gdyby przygasła, bliskość lasu zaśdodała Bullowowi odwagi.Wiedział już przecież, czym jest las, w jego wnętrzu setki razy ledwodostrzegalnymi dróżkami przemierzał mrok na swojej izabelowatej klaczy.To dziwne, że kiedyśczuł się w lesie jak za kratami więzienia, nienawidził mrocznych gąszczy i ta nienawiść połączyłago z Horstem Sobotą.Lecz las nie odwzajemnił jego niechęci, a nawet uczynił coś dziwnego.Wprzejmującym zapachu drzew i mchów Bullow upewnił się ostatecznie, że człowiek ma jednakprawo kogoś lubić.Przestał się zachwycać sobą jako bezdusznym precyzyjnym mechanizmem,odkrył własne, zupełnie mu dotąd nie znane potrzeby i marzenia.Być może las, o którymmówiono, że odbiera ludziom dusze, jemu jednemu ją oddał, ponieważ przyszedł do niego zpustką w sercu.I być może było winą tych kilku miesięcy spędzonych w lesie, że teraz - pędzącautostradą w skradzionym samochodzie - pozostał jednak Józefem Marynem, który się bardzo boi,podczas gdy Kristopher Bullow nie odczuwałby lęku, a co najwyżej, rozumiejąc, że popadł wtarapaty, cały swój umysł wytężyłby, aby wybrnąć z sytuacji.Czy dawnemu Bullowowiprzeszłoby w ogóle przez myśl, aby znalazłszy się w niebezpieczeństwie tak po prostu ukraść zulicy samochód i rzucić się do ucieczki, choć to narażało na jeszcze większe niebezpieczeństwo?Wydawało mu się, że przyszedł do lasu wypełniony złem, ale dla jakiejś przyczyny czynił dobro,niekiedy wbrew sobie.Być może w lesie wszystko pozostawało poza dobrem i złem w pojęciuludzkim, a więc nie tymi kategoriami powinien oceniać własne postępki.Było bowiem faktem, żewystarczyło mu kilka dni oddychania powietrzem lasu, a zaczęło go irytować skrzypienie łóżkanad głową, mimo że dawniej pozostawał na takie sprawy zupełnie obojętny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]