[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Człowiek oimieniu Fly le\ał na ziemi bez lewej ręki.Dilvishobserwował, jak przy kolejnym odgłosie chrupania znika jego prawa ręka, ramię i górna część tułowia.Krew zalewała ziemię przy akompaniamenciegłośnych dzwięków prze\uwania.- Do diabła! Wynośmy się stąd! - krzyknął Black.- To coś jest ogromne!- Widzisz je?- Niewyraznie, choć funkcjonuję ju\ nawłaściwym poziomie.Wskakuj!Dilvish wskoczył.W tym momencie zniknęłagłowa Fly'a, jego szyja i reszta tułowia.Black obrócił się, a wtedy na polanę wpadłoczterech uzbrojonych jezdzców i zagrodziło im drogę.- Za Salbacusa! - wykrzyknął jadący na przedziei zaszar\ował na Dilvisha z wyciągniętym ostrzem.- Pas! - wrzasnął następny, idąc w jego ślady.Dwaj pozostali jezdzcy zajęli boczne pozycje.Black rzucił się na pierwszego jezdzca, a Dilvishzrobił fintę i ciął, trafiając go w brzuch.Drugiemurozpłatał gardło szpicem miecza.Wówczas Black stanął dęba, a jego metalowekopyta uderzyły w następnego jezdzca.Dilvishusłyszał, jak zwala się na ziemię wraz z koniem, gdymusiał odwrócić się, by odparować cios następnego.Jego atak został odparty, uderzył ponownie i sytuacjapowtórzyła się.- Oddaj mi pas, a mo\e ocalisz swe \ycie -nakazał napastnik. - Nie mam go.Le\y na ziemi.Tam z tyłu -odpowiedział Dilvish.Mę\czyzna odwrócił głowę, a wtedy Dilvishściągi ją z ramion.Black nawrócił, stanął na tylnychnogach, a z jego pyska i nozdrzy buchnął ogień.Tu\przed nim ukazał się potę\ny słup płomieni.Usłyszelisyk, który przeszedł w gwizd, a następnie w kilkaurwanych dzwięków, które umilkły, jakby cośwycofywało się w stronę lasu.Kiedy znikły płomienie i ich odbicia, Dilvishzauwa\ył, \e na mokrej od krwi ziemi pozostałajedynie prawa stopa Fly'a, a wokół niej widniałytrójkątne ślady, a ich szlak prowadził w kierunkudrzew.Dilvish usłyszał z dołu śmiech.To mę\czyzna,któremu rozciął brzuch, siedział zgięty w pałąkściskając swe wnętrzności.Oczy miał otwarte iuśmiechał się szeroko.- Och, patrzcie, patrzcie! - odezwał się.- Buchnąłogniem i przepędził ich.Wymordował całą naszągromadę.Wysunął nogę, opuścił rękę i poszukał czegoś poomacku.Dilvish dostrzegł, \e siedzi na pasie, którychwycił teraz mocno i rozciągnął przed sobą.Twarzmiał mokrą od potu.- Wielu z nas wróci po niego! - ciągnął.- KapłaniSalbacusa czekają.Uciekaj! Potwory powrócą i pójdątwym tropem a\ zgaśnie dzień! Jeśli starczy ciodwagi, wez pas z rąk umierającego - i bądzprzeklęty! Będziemy go mieć! Moi towarzysze wkrótce będą świętować w Kallusan, a potem puszcząmiasto z dymem! Uciekaj i niech cię diabli! Salbacusprzeklina cię, a mnie zabiera ze sobą!Mę\czyzna osunął się trzymając wysuniętą dłoń.- Niezła mowa po\egnalna - zauwa\ył Black.-Posiada wszystkie klasyczne elementy: grozbę,klątwę, odpowiednią pyszałkowatość, inwokacjębóstwa.- Wspaniała - przyznał Dilvish - ale gdybyśzechciał zachować analizę literacką na pózniej,chciałbym się czegoś dowiedzieć: Czy przepędziłeśtego wielkiego, niewidzialnego potwora, który po\arłFly'a?- Jego większą cześć.- Czy powróci?- Prawdopodobnie.- Po mnie czy po pas?- Po ciebie.Nie wierzę, aby jego natura pozwoliłamu dotknąć pasa.Wydaje mi się, \e pas istnieje tutaji w wymiarze cienia.Jestem przekonany, i\ jegodotknięcie mo\e być bolesne, jeśli nie zgubne, dlamieszkańców tego miejsca.Jest on ogniwemszczególnej energii.- Zatem będzie lepiej, jeśli zabiorę go ze sobązamiast zostawić tutaj.Mo\e zapewni mi jakąśochronę.- Tak.Ale mo\e spowodować, i\ staniesz się celem polowania ze strony oddziałów z Sulvaru.- Jak daleko musimy się oddalić, by nie dopadłynas potwory z cienia?- Trudno powiedzieć.W zasadzie mogą ścigać cięwszędzie.- Zatem nie mam większego wyboru.- Nie masz.Dilvish westchnął i zsiadł z konia.- W porządku.Zabierzmy to do Kallusan,wyjaśnimy, co się stało i oddamy kapłanom Cabolusa.Mam nadzieję, \e pozwolą nam wszystko wyjaśnić.Podniósł z ziemi Pas Cienia.- Co u diabła - powiedział okręcając go wokółbioder i zapinając.Podniósł wzrok i zatoczył się.Wyciągnął przedsiebie rękę.- Coś nie tak? - spytał Black.Zwiat wypełniony był srebrnym światłemprzenikającym przez lekką mgiełkę.Nie wyglądałtak, jak przed chwilą.Dilvish nadal widział polanę,ciała, Blacka i drzewa na skraju.Ale były te\ drzewa,których nie pamiętał - cienkie, czarne, jedno z nichwyrosło między nim a Blackiem.Ziemia zdała się byćnieco wy\ej w tej podwójnej wizji, tak jakby stałzatopiony po kolana na szarym pagórku.Horyzontskryty był za mgłą.Po lewej stronie tkwił ciemnygłaz.Za nim, w półświetle, wirowały jakieś mroczne postaci.Wyciągnął rękę w kierunku drzewa cienia.Poczuł je, ale ręka zatopiła się w nim, jak w płynącejcicho zimnej wodzie.Black powtórzył pytanie.- Widzę podwójnie: nasz świat i chyba drugiwymiar, o którym mówił Fly - odparł Dilvish.Rozpiął pas i zdjął.Nic się nie zmieniło.- To nie minie - rzekł.- Nadal trzymasz pas.Przymocuj go do siodła iwsiadaj.Powinniśmy ruszać.Dilvish posłuchał rady.- Nadal to samo - stwierdził.- A więc jest zbyt blisko - odpowiedział Black.- Czy ma on jakiś wpływ na ciebie, wieziesz goprzecie\?- Mógłby, gdybym na to pozwolił.Blokuję tępłaszczyznę.Nie mogę biec, widząc podwójnie.Ale odczasu do czasu rzucę na nią okiem.Black ruszył w kierunku, gdzie według Fly'ale\ał Kallusan, wpadając w las i gubiąc szlak.- Lepiej sprawdz, gdzie le\y Kallusan na mapie -poradził.- Znajdz jak najlepszą drogę.Dilvish oderwał wzrok od wirującej scenerii iwyciągnął mapę z kieszeni sakwy.- Jedz na prawo - polecił - a\ dojedziemy do drogi, na której byliśmy, tam za zakrętem.Będziełatwiej, jak cofniemy się nieco.Powinniśmy wyjechaćw bezpieczniejszej okolicy.- W porządku.Black zawrócił.Szybko znalezli szlak, któryDilvishowi wydawał się odległy i oblany szarzejącymświatłem.Schylał głowę przed gałęziami, któreokazywały się niczym innym jak powiewem wiatru natwarzy.Coraz trudniej było mu rozdzielać obaświaty.Próbował zamykać oczy od czasu do czasu, aledostawał zawrotów głowy i mdłości [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •