[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dla większości ludzi 160 milionów dolarów było abstrakcją; jedyną szansa posiadania kiedykolwiek takiej sumy była wielka wygrana na loterii.Dla Hughesa pieniądze były jednak tylko środkiem, służącym osiągnięciu właściwego celu.Narzędziem, niczym więcej.Zdobył pełną swobodę działania.Miał pieniądze, a tamci nie mieli pojęcia, kto je ukradł.Może teraz wracać do Stanów z White'em, zakończyć parę spraw, wykonać kilka telefonów i ruszać w drogę.Nawet gdyby w jakiś sposób wszystko się wydało, wciąż będzie miał czterdzieści milionów, po zapłaceniu prezydentowi.Niezła suma na czarną godzinę.Obejmowała oczywiście te dwadzieścia milionów, które miał dostać Platt, ale Plattowi te pieniądze nie będą już potrzebne.Tak łatwo poszło.Fascynujące.Zadzwonił telefon.- Tak?Sekretarz prezydenta.- Dzień dobry, panie Hughes.Prezydent Domingos przesyła pozdrowienia i pyta, czy zechciałby pan wypić z nim drinka w sali Błękitnej, powiedzmy za pół godziny?- Ależ z przyjemnością - odpowiedział Hughes.- Za pół godziny.Znów się uśmiechnął.Jego ekscelencja nie tracił czasu.Postanowił wziąć przed wyjściem prysznic i przebrać się w świeże ubranie.Niedziela, 16 stycznia 2011 roku, godzina 10.00Quantico, Wirginia- Gwinea Bissau? - upewnił się Alex.- Nie pomyśl sobie o mnie źle, ale gdzie to jest, u diabła?- Afryka Zachodnia - odpowiedziała Toni.- Między Senegalem a Gwineą.- No, to już teraz wszystko wiem.Byli w jego gabinecie, sami, a ona właśnie przekazała mu informację o miejscu pobytu Hughesa.- Jest w Bissau - powiedziała Toni.- Uwierz mi na słowo.- Skąd to wiemy?- Mam kogoś w CIA.Sprawdził to dla mnie.Mają nawet agenta w tym kraju.Złożył w tej sprawie meldunek.- Po co CIA agent w takim kraju? Tej całej Gwinei Bissau nie ma nawet na mapach CIA.Jakie może mieć znaczenie to miejsce, jeśli nawet nie zaznaczyli go na mapie?Toni wzruszyła ramionami.- A kto może wiedzieć, jakimi motywami kierują się szpiedzy?Zajrzał do materiałów, które mu dostarczyła.- Na kurort też to nie wygląda.Co on tam robi?- Szpiedzy nie palą się do udzielania informacji.Moje źródło mówi o jakimś interesie między prezydentem tego kraju a Hughesem, ale niczego więcej nie wiedzą.Albo, co bardziej prawdopodobne, niczego więcej nie chcą powiedzieć.Alex odchylił się na krześle i zaczął się bawić piórem świetlnym.Rozległo się pukanie i w drzwiach stanęła Joan.- Dobre wiadomości, mam nadzieję? - zapytał Alex.- Cóż, dobrze, że udało nam się ustalić, że jest niedobrze.- Cudownie.Proszę mówić dalej.- Federalni uiścili opłatę wejściową - pan i ja nazwalibyśmy to łapówką - bankowcom na Bali i dotarli do rachunku, na którym były te pieniądze.Alex westchnął ciężko.- Były.Rozumiem, że to kluczowe słowo?- Słusznie.Konto zostało opróżnione niespełna godzinę temu.Pieniądze przeszłydojakiegoś Banco Primero de Bissau.To w.- W Gwinei Bissau - dokończył za nią Alex.- Jestem pod wrażeniem, sir.Nigdy przedtem nie słyszałam o takim kraju.- Szefowie wszystko widzą i wszystko wiedzą, Joan - powiedział, smutno się przytymuśmiechając.- A więc nasz złodziej jest, wraz z milionami, które ukradł, wkraju, z którymprawdopodobnie nie mamy umowy o ekstradycji, bo dotychczas żaden z naszychprzestępcównie próbował tam uciekać, tak? A gdybyśmy nawet mieli umowę, to i tak nic niewskóramy,bo Hughes i tamtejszy kacyk już coś wykombinują? Może ktoś zechciałby mipowiedzieć, żenie mam racji?Joan i Toni pokręciły głowami.Alex wstał, odłożył świetlne pióro i zaczął się przechadzać w tę i z powrotem, nie wychodząc zza biurka.Po paru sekundach powiedział: - W porządku.Czy miałoby to jakiś sens, gdybym zadzwonił do Departamentu Stanu i powiedział im, że chcemy ściągnąć tu tego faceta?Toni znów pokręciła głową.- Jeśli Hughes będzie myślał, że zostanie aresztowany, kiedy tylko wyjdzie z samolotu, to prawdopodobnie nie.Departament Stanu nie może go zmusić do powrotu, jeśli facet ma w kieszeni tamtego prezydenta.Toni mówiła dalej.- Z drugiej strony, chodzi o szefa kancelarii senatora Stanów Zjednoczonych.Prawdopodobnie może wytoczyć przeciw nam ciężką artylerię.Politycy są mu pewnie winni niejedną przysługę.Może wróci, a White weźmie go w obronę? - Może - powiedział Alex.- Ale nie można wspiąć się na najwyższe szczeble w hierarchii politycznej, jeśli się nie wie, które robaki można rozdeptać, a które lepiej ominąć.Mamy tu do czynienia z wielką kradzieżą, a nie z jakąś gafą polityczną.To nie mrówka, lecz cuchnący żuk gnojnik.Hughesowi bardzo trudno byłoby zwalić winę na opozycję, zarzucając jej, że próbuje przedstawić go w złym świetle.Założę się, że White pozbędzie się Hughesa, jakby to był odbezpieczony granat.- Ale do czego to wszystko prowadzi, panie dyrektorze? - spytała Joan.- Chyba do tego, że jeśli chcemy Hughesa, to musimy sami go tu ściągnąć - powiedział Alex.- Chwileczkę - wtrąciła się Toni.- Przecież on nie wie, że my wiemy, że jest złodziejem.White wraca do kraju w przyszłym tygodniu.Może Hughes po prostu wróci ze swoim senatorem? Może się mylę, ale przecież ma miejsce w czarterowym samolocie White'a.Dlaczego nie miałby wrócić? Jest przecież przekonany, że nikt go o nic nie podejrzewa.To by nam bardzo ułatwiło sprawę.Zaczekamy, aż wyląduje na lotnisku Dullesa i zgarniemy go bez trudu.Alex spojrzał na nią i uśmiechnął się.- Masz rację.Przecież on nie wie, że go szukamy.I podejrzewam, że teraz, kiedy kradzież została już dokonana, jego sługus nie będzie dokonywał kolejnych aktów sabotażu w sieci.Nie ma pośpiechu, możemy poczekać kilka dni.W ten sposób nie będę musiał wyjaśniać szefowi FBI, dlaczego dokonałem inwazji na kraj Trzeciego Świata i porwałem stamtąd kogoś.Genialnie, Toni.Posłała mu uśmiech
[ Pobierz całość w formacie PDF ]