[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Arabella zamknęła oczy.- Niewykluczone, że toprzypadek lub nieporozumienie.Uspokoiła się odrobinę, ale nagle drgnęła i uniosła głowę.W pobliżurozległ się stukot kopyt.Serce podeszło jej do gardła i z przerażeniemwcisnęła się w kąt powozu.Ale już po chwili strach ustąpił przed falą nagłejAnula & ponaousladansc złości.Dwa razy już byłam ofiarą napadu.Dość tego, pomyślała sobie.- Dodiaska! - zawołała.- Nie cierpię takiej bezradności.Gdybym byłamężczyzną, poszatkowałabym ich na kawałki!Rozejrzała się po powozie w poszukiwaniu broni.Wreszcie zerknęłana kuferek i chwyciła butelkę koniaku.- Niech to diabli! - zaklęła, nie zwracając uwagi na okrzyk Lulu.-Potnę mu gębę, jak tylko czegoś spróbuje!Złapała butelkę za szyjkę i uderzyła nią z rozmachem w bok powozu.Poleciały drzazgi, lecz butelka nie pękła.Arabella uderzyła jeszcze raz,celując w metalową klamkę.Posypały się odłamki szkła, trunek pociekł pojej ręce i rozlał się kałużą na podłodze.Tętent był coraz bliżej.Arabella uwolniła się z objęć przyjaciółki,która usiłowała ją przytrzymać, i pochyliła się do przodu.Zamierzała wbićszkło prosto w twarz napastnika.Zanim Ferdynand zdołał się uwolnić od towarzystwaSchwarzenbergów, miał już nerwy napięte jak postronki.Niepomny naetykietę i zdumione spojrzenia wytwornych pań i panów w karetach ipowozach, galopował główną aleją ocienioną krzewami leszczyny.%7łwirpryskał spod kopyt Sułtana i wzbijały się tumany kurzu.Chociaż raz hrabia Berg nie zadawał sobie pytania o motywy swojegopostępowania.Nie potrafił stłumić niepokoju.Musiał wiedzieć, czy Arabellajest bezpieczna.Nie zwolnił nawet wówczas, gdy zobaczył nadjeżdżający powózThurheimów.Dopiero w ostatniej chwili ściągnął wodze Sultana i dał znakwoznicy, by też się zatrzymał.Zobaczył lokaja zeskakującego z tylnegoAnula & ponaousladansc podestu powozu.Anton stanął w obronnej postawie przy drzwiczkach.Ferdynand nie zwrócił na niego najmniejszej uwagi.Zeskoczył z konia ipodbiegł do powozu.Nagle zatrzymał się w pól kroku.Zaraz, zaraz.Po co towszystko? Dlaczego robi z siebie głupca? Czyżby zapomniał o przeszłości io wszystkich drwinach, na jakie się kiedyś naraził? A niech tam! - pomyślał.Najważniejsze jest bezpieczeństwo Arabelli.Położył dłoń na klamce.Chwilę pózniej zobaczył tuż przed swoją twarzą ostrą jak brzytwakrawędz stłuczonej butelki.Zadziałał instynkt i długie wojskowewyszkolenie.Ręka hrabiego strzeliła w górę i zacisnęła się na przegubienapastnika.Dopiero po pewnym czasie Ferdynand zdał sobie sprawę, żetrzyma dłoń Arabelli.Popatrzyli na siebie.Arabella zgubiła czepek.Włosy miała w nieładzie.Potargane kosmykiopadały jej na ramiona.Na policzkach widniały ślady błota, a na szyi -paskudne zadrapanie.Ferdynand ogarnął wszystko jednym spojrzeniem i jużwiedział.- Na Boga, co się stało?! Nie ucierpiałaś? - zawołał.Serce biło mu jakmłotem.Arabella patrzyła nań szeroko otwartymi oczami.yrenice miała takogromne, że nie widać było tęczówek.Ferdynand rozluznił rękę.- Wszystko w porządku? - zapytał.- Tak.- Głos Arabelli był czymś pomiędzy szeptem a chrapliwymjękiem.- Wszystko w porządku.Spojrzała na butelkę przed twarzą hrabiego.- Niewiele brakowało, żebym cię zraniła.- Przesunęła językiem poAnula & ponaousladansc wyschniętych ustach.- Gdybyś mnie nie powstrzymał, uderzyłabym cięprosto w oczy.- Nie zrobiłaś tego.- Ferdynand delikatnie pogładził ją po dłoni.- Ateraz możesz to już puścić.Wydawało się, że go nie dosłyszała.Wodziławzrokiem od butelki do twarzy Ferdynanda, jakby nie była w stanieuwierzyć, że o mały włos poważnie go nie zraniła.Ferdynand powoli rozgiął jej palce i wyjął ostre szkło z dłoni.Potemodrzucił butelkę daleko od siebie.Lulu wysunęła głowę przez okienko.- Ktoś ją usiłował porwać - powiedziała.- Udało jej się uwolnić, leczmyślałyśmy, że napastnik wraca.Gniew błysnął w oczach hrabiego.- A ty gdzie wtedy byłaś, Lulu? - zapytał chłodno.- A twoja służba? Ico w ogóle tu robicie?Arabella drgnęła, wyrwana jego słowami z otępienia.Niczym lwicastanęła w obronie przyjaciółki.- To nie wina Lulu! Ja chciałam tu przyjechać!- Niby po co, jeśli wolno spytać? Przecież nie ma tu niczego pozataborem Cyganów!Arabella aż zadygotała ze złości,- Musiałam coś załatwić.- Co, do stu tysięcy diabłów?! - ryknął Ferdynand.Był tak szczęśliwy,że widzi ją zdrową i całą, że musiał jakoś dać upust skrywanym dotądemocjom.- Poszłaś do wróżki? A może po lubczyk?- Nie twoja sprawa.- Oczy Arabelli miotały błyskawice.- Nie jesteśAnula & ponaousladansc moim strażnikiem, Ferdynandzie.- Bardzo się z tego cieszę, chociaż śmiem twierdzić, że rygor by ci niezaszkodził.Ferdynand ze zdumieniem stwierdził, że wciąż trzyma w swojej dłonirękę Arabelli.Puścił ją tak gwałtownie, że stuknęła o ramę okna.- Panie wybaczą, że zjawiłem się wyraznie nie w porę - wycedził.Obrzucił przyjaciółki lodowatym spojrzeniem.- Do widzenia.Odwrócił się i dosiadł konia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •