[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uśmiechnął się głupkowato.Chyba był bardziej pijany, niż sądził,inaczej nie szczerzyłby tak idiotycznie zębów.- A zatem słucham.- Doznał pan zawodu miłosnego, mam rację? Odrzuciła pana ladyFarren?- Owszem - odrzekł zaskoczony.- Wybrała innego, kłamliwa suka.Nieznajoma pochyliła się nad stołem i położyła mu rękę naramieniu.- To on jest kłamliwym łotrem, milordzie.Antonio Randolph.LadyDiana jest dla niego jedynie zabawką.Uwiódł ją z powodu zakładu.- Zakładu?! Skąd pani o tym wie?- Wiem, mój zacny lordzie, bo to ze mną się założył.Warwick przypomniał sobie nagle, że gdzieś już kiedyś widział tękobietę.W dniu, w którym poznał Dianę, przejeżdżała wraz zRandolphem powozem pod oknami gospody.A więc była jegoSRkochanką.Poczuł gwałtowne ukłucie zazdrości na myśl o tym, że tenłajdak ma tyle szczęścia.Po chwili jednak uzmysłowił sobie, jakwielką moc mają słowa, które właśnie usłyszał.Anthony założył sięze swą nałożnicą, że świadomie i z rozmysłem ograbi Dianę zdziewictwa.Słowa o rzekomej wielkiej miłości były czczą gadaniną,niczym więcej.Może jeszcze nie wszystko stracone.Może uda mu się odzyskaćlady Farren, a wraz z nią jej majątek? Nie będzie chciała spojrzeć naRandolpha, kiedy się dowie o jego oszustwie.- Zrobi pan z tej wiedzy użytek, prawda?- Na Boga, tak! - odparł z szerokim uśmiechem.- Może pani byćspokojna.- Jeszcze troszeczkę, moja ty łakomczuszko? - Anthony zatrzymałdłoń tuż przy rozchylonych ustach Diany.- To ty zrobiłeś ze mnie łakomczucha.- Zaśmiała się.-Przedtemnie byłam taka łasa na przyjemności.- Chwyciwszy go za nadgarstek,sama włożyła sobie do buzi srebrną łyżeczkę i zlizała z niej porcjęlodów.- Mmm, pyszne.Musimy podać je na przyjęciu weselnym.Poproszę sir Thomasa, by przesłał nam przepis.- Skoro tak bardzo w nich zasmakowałaś, dopilnuję, żeby zrobilidla ciebie zapas.- Pochylił się, by ją pocałować, a ona zachichotała zuciechy.- Nie powinniśmy - powstrzymała go, zerkając w stronęstłoczonych w salonie gości.Ponieważ była z dala od domu, sirThomas zgodził się zorganizować oficjalne przyjęcie zaręczynowe wkonsulacie.Mimo dużego pośpiechu i póznego powiadomienia,stawili się wszyscy zaproszeni Anglicy, którzy przebywali właśnie wRzymie.- Obiecałam pannie Wood, że do dnia ślubu będęzachowywać się przyzwoicie.Och, nie możemy.Nie tutaj.Anthony odstawił pucharek z lodami i wziął ją za rękę.- Jeśli nie możemy tu, chodzmy gdzieś, gdzie będziemy mogli.- Nie, nie wolno nam - zaprotestowała, ale ruszyła za nim doogrodu.- Mówię poważnie!- Poważnie, poważnie - powtórzył, przedrzezniając jej srogi ton,SRpo czym oparł ją plecami o ścianę domu tak, by zgromadzeniwewnątrz goście nie mogli ich widzieć.- Jak najbardziej poważnie - szepnęła słabo i objęła go z całych sił.- Och, jak bardzo się za tobą stęskniłam!- Upłynął zaledwie jeden dzień, mio amore, a mnie się zdaje, jakbykazano mi na ciebie czekać całe życie - odparł i pocałował ją takłapczywie, że zabrakło jej tchu.- Nie zobaczą nas, cara, musimy tylkobyć cicho.Diana w lot zapomniała o obietnicach złożonych pannie Wood.Gdy uniósł jej suknię i poczuła na udach jego dotyk, natychmiastwyciągnęła dłoń, by odwzajemnić pieszczotę.- Wznieśmy toast za narzeczonych! - rozległ się głos konsula.- Dodna, mili państwo, do dna! A gdzież to się podziewają naszegołąbeczki? Czy ktoś widział lady Farren i lorda Randolpha?- Dannazione - zaklął Anthony, wypuszczając z rąk jej spódnice.-Pózniej, cara.Pózniej.- To dla mnie rzadka przyjemność - kontynuował sir Howe, gdywrócili do salonu i stanęli u jego boku.- Tak się składa, że strzałyAmora często dosięgają nas, Anglików, właśnie tu, w Rzymie.Dziśmam zaszczyt świętować wraz z państwem zrękowinynajcudowniejszej pary, jaką kiedykolwiek widziałem.Ich mariażpołączy dwie szlachetne i nobliwe rodziny.Wypijmy za szczęśliwepożycie lady Diany i lorda Anthony'ego.Niechaj Bóg zachowa ich wdobrym zdrowiu i obdarzy wszelkimi łaskami!- Zdrowie narzeczonych! - powtórzyli chóralnie goście.Diana spojrzała na ukochanego i uśmiechnęła się promiennie,choć w jej oczach zaszkliły się łzy wzruszenia.Nie przypuszczała, żemożna być aż tak szczęśliwym.- Zdrowie moich przyjaciół! - odpowiedział sir Randolph,wzniósłszy kieliszek.- I tych z Rzymu, i tych z Anglii.Dziękujęwszystkim za szczere życzenia dla mnie i mej przyszłej żony.Dziękuję także opatrzności, która, splatając nasze losy, pozwoliłanam odnalezć wieczną miłość.- To kłamstwo!SRPodobnie jak pozostali, panna Farren wydała z siebie okrzykzdumienia i zgrozy; odwróciła głowę, by sprawdzić, kto ośmielił siętak zuchwale przerwać jej narzeczonemu.Edward bynajmniej nie próbował się ukryć.Przeciwnie, wkroczyłdo pokoju z determinacją człowieka bliskiego postradania zmysłów izaciskając pięści, stanął naprzeciw niedawnego rywala
[ Pobierz całość w formacie PDF ]