[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przy nim pająkowiec, Claeon i mózgowiec, który też brał udział w spotkaniu, wyglądali jakdzieci. Claeonie  zamruczał Rosander  gdyby zaufanie wypełniało morza od głębin po powierzchnię, to i taknie byłoby go wystarczająco, żeby ja mógł zaufać tobie. Na jego zaciętej, pociągłej twarzy pojawił sięnieprzejednany uśmiech. Poza tym muszę się przyzwyczaić do wagi mojej zbroi noszonej napowierzchni.Kiedy rozpocznę kampanię, woda mi nie pomoże.A teraz powiedz mi, kiedy to nastąpi. Byłoby szybciej, gdyby twoje tumany nie pozwoliły lądowym uciec  rzucił Claeon oskarżycielsko, aleRosander się nie przejął. Moi chorążowie robili, co mogli  odparł. To twoja bestia pozwoliła uciec jednemu z nich, astrzałkopodobni drugiemu.Widzę, że jakimś cudem udało ci się zatrzymać trzeciego. Zerknął naTeornisa bez większego zainteresowania. A może miałeś zamiar go komuś przekazać? Na przykładmnie?  Nie będziesz brał go na męki.Claeon przemierzał komnatę, której zakrzywione ściany ozdobione były złotymi arabeskami  zdaniemTeornisa pięknymi pojedynczo, ale w takim nagromadzeniu dającymi dość jarmarczny efekt. To ty myślisz o mękach  zamruczał Rosander  lecz twoje ulubione rozrywki mnie nie obchodzą.Jajednak lepiej bym go strzegł niż ty.Claeon odwrócił się do niego i wściekły podbiegł do potężnego korpusu wojownika, jakby miał zamiarzłamać sobie rękę o kamienny pancerz. Nie bądz bezczelny! Ja tu jestem edmirem! Jesteś silny, Rosanderze, ale nie myśl, że tutaj, w sercumego pałacu, możesz ze mnie kpić.Rosander popatrzył z góry na niego i westchnął. Tabor Aowców Muszli handluje w Hermatyre od kilku dni.Wczoraj dwudziestu moich chorążychpoprosiło o pozwolenie na dołączenie do nich i wyruszenie z nimi w dalszą drogę.Claeon zmrużył oczy. Odmówiłeś? Dałem im swoje błogosławieństwo.Mogą iść, gdzie chcą, bo wolę, żeby dołączyli do mnie pózniej, niżzerwali wszelkie więzi z Tysiącem Kolców.Moi ludzie są znudzeni, Claeonie.Chcą ruszać w drogę.Jachcę ruszać w drogę.Daj mi tę obiecaną wojnę.A tego lądowego na początek.Claeon uniósł dłoń, by uciszyć Rosandera. Ten tutaj jest wyjątkowy.Będzie ci bardziej przydatny żywy i zadowolony niż jakakolwiek liczbatrupów czy więzniów.Oczywiście znasz Pellectesa?  zapytał, wskazując na czwartego mężczyznę wpokoju  mózgowca.Nieznajomy był wyższy od Claeona i byłby szczuplejszy, gdyby nie nieznaczny brzuch.Jego długie włosyi broda lśniły zielonkawo i Teornis miał nadzieję, że była to zasługa wyłącznie kosmetyków.Po obojętnej minie Rosandera trudno było stwierdzić, czy zna Pellectesa, czy nie, więc Claeon mówiłdalej: Jest przywódcą litoralistów, a jego ludzie już zbierają na lądzie informacje o naszym wrogu.To zasprawą Rosandera  rzekł do mózgowca  wrócimy na ziemię. Tak jak mówi przepowiednia  dodał na bezdechu Pellectes.Teornis zauważył, że mózgowiec spojrzał na Rosandera z nienawiścią i szczypcowiec poruszył się,szurając płytami zbroi, co wyraznie świadczyło o tym, że jego cierpliwość się kończy. No to powiedz mi w takim razie  zaczął  dlaczego ten lądowy jest taki wyjątkowy.  Utrzymuje, że lądowi, których szpiegujemy, są w stanie wojny z innym szczepem i że on właśnie się zniego wywodzi  oznajmił Claeon, lekceważącym machnięciem dłoni zbywając wiele stuleci polityki nalądzie. I to prawda  potwierdził Pellectes żarliwie. Moja agentka w ich kolonii doniosła mi o tym.Rosander zrobił dwa kroki, chrzęszcząc pancerzem, i stanął przed Teornisem. No to co możesz dla nas zrobić?Pająkowiec spojrzał mu prosto w oczy. Mam agentów w Kolegium, w ich kolonii.Mogę ominąć ich linię obrony, poprowadzić waszychżołnierzy i wskazać przywódców.Zdaje się, że mamy wspólnego wroga.Rosander oszacował go spojrzeniem, ale wyniki były niejasne.Zerknął z ukosa na zielonobrodegolitoralistę. A gdzie się podziała wasza ortodoksja?  mruknął.Pierwszy raz słyszę, żeby litoralista uznał jakiegoś lądowego za sprzymierzeńca. Ale tak jest  oświadczył Pellectes. No, popatrz tylko na niego! Wygląda jak nasz kuzyn mózgowiec.To jasne, że jesteśmy spokrewnieni, a on należy do rasy, która uniknęła czystki i uciekła w głąb lądu,gdzie znalazła schronienie.Teraz razem możemy uderzyć na naszych prześladowców.Szczypcowiec prychnął lekceważąco. Jak widzę, można nagiąć każdą teorię  zauważył. To nie jest naginanie  warknął na niego Pellectes.Wiąże nas powinność wobec naszych przodków, aby pomścić wyrządzone nam zło.Ci, którzy wyrzucilinas z domów, muszą zostać ukarani i zabici.Odzyskamy to, co nam się należy.Oschłe spojrzenie Rosandera przeniosło się teraz na Teornisa. Lądowy, czy ktoś tam na górze wygląda na mojego brata? Nigdy kogoś takiego nie widziałem  odparł Teornis gładko. Dobrze.Przykro by było zabijać takiego twardego łajdaka jak ja. Rosander znów zerknął naPellectesa, który trząsł się z wściekłości tuż za nim. Nie ośmielaj się kpić ze mnie!  wykrzyknął mu prosto w twarz. Ośmielam się  warknął Rosander.Nozdrza Pellectesa zadrgały.  Twoi przodkowie też zostali wypędzeni.Wy też utraciliście ojczyznę.Odzyskanie jej jest twoimobowiązkiem, przechodzącym z ojca na syna przez te wszystkie stulecia.Twoim przeznaczeniem jest umożliwienie naszego powrotu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •