[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W niszy południowej ściany znajdował się krucyfiks i płonąca świeca.Odmówiono modlitwę; gdy bracia zabrali się do jedzenia,ciszę zmąciło stukanie drewnianych łyżek o miski.Jedenz mnichów głośno czytał im po łacinie Pismo Zwięte, resztaposilała się w milczeniu.Jane nie unosiła głowy.Widziała grube okrągłe filary,podtrzymujące łukowato wygięty strop.Kamienna podłoga byłazimna i wilgotna.Jane cieszyła się, że wysokie buty ogrzewająjej nogi i stopy.Zupa była gęsta i smakowita; pływały w niejkawałki porów, rzepy i mięsa.Był też czarny chleb i piwo.Czytanie Pisma Zwiętego skończyło się wraz z posiłkiem.Wszyscy wstali od stołów i opuścili refektarz.Jane wlokła sięz tyłu.Gdy wyszła na dwór, mrużąc oczy przed jaskrawymświatłem, ktoś chwycił ją za łokieć, odciągnął na bok i wprowadził przez drzwi do najbliższego pomieszczenia.Znalazła się w długiej wąskiej rozmównicy, przylegającej dorefektarza.Tutaj można było cicho rozmawiać.Na ławkachwzdłuż ścian siedzieli bracia.- Tuck!- Tak, to ja - odparł głosem ochrypłym od długotrwałegomilczenia.- Tutaj noszę imię brat Robert.Nie mamy dużo czasu.Rozmawiać możemy tylko w określonych godzinach i tylko tutaj.- Muszę się zobaczyć z Małym Johnem; możesz mnie doniego zaprowadzić?Na okrągłej twarzy Tucka odmalowała się konsternacja;zawahał się, rozejrzał wkoło, w końcu się uśmiechnął.- Spotkajmy się po nonie przy kościele w Wellow.- Będę przebrana za trędowatego.- Tak, wiem.- W jego tonie pobrzmiewał śmiech.- Toprzebranie nikogo nie zmyli.Spotkamy się, gdy ukończęobowiązki.W głowie Jane kłębiły się setki myśli; czas wlókł sięniemiłosiernie, zanim znów dojrzała Tucka, nadchodzącego156wąską ścieżką, która wiodła z opactwa do maleńkiego zaściankao nazwie Wellow.Jego tęga postać poruszała się pewniei z wdziękiem.Gdy ujrzał Jane, czekającą obok kobyły, jegokrągłą twarz rozjaśnił uśmiech.- Trędowaty z koniem.Przezabawne.- Mnich z wielkim brzuchem to także rzadkość - odparłaze śmiechem.- Ten krzyż dzwigam bez przykrości.- Brązowe oczyzajrzały pod jej kaptur.- Z upływem lat stajesz się corazpiękniejsza.- A twoja mowa coraz bardziej potoczysta.Co nowegou mojej ciotki?Usiadła, a Tuck opadł na stopień obok niej.- Lady Marian, to jest siostra Maria, jest zadowolona, żeprzebywa w klasztorze, z dala od świeckiego życia.Lecz odczasu do czasu zdarza się, że świat wnika nawet do klasztoru.Przesyła ci swoje błogosławieństwo.Marian.%7łona Robina, jej ciotka.Przed laty schroniła sięw zakonie, z dala od świata i od tych, którzy ją kochali.TylkoBrat Tuck kontaktował się z nią, a i to z rzadka.Do oczu Janenapłynęły łzy.Marian była ostatnią żyjącą osobą z rodziny;wszyscy inni dawno pomarli.Tuck chwycił ją za ramię.- Walesby jest niedaleko stąd - powiedział.- Jaskinie sązamknięte.Pójdę z tobą.- Zakonnik i trędowaty - roześmiała się.- Trudno nas niezauważyć.- Spokojnie, moja panno.Za daleko zabrnęłaś, żeby terazsię wycofać.Matka byłaby z ciebie dumna, gdyby zobaczyła,na jaką silną i ładną kobietę wyrosłaś.- Moja matka? - Powróciły wspomnienia, zatarte przezczas.Niewyrazna wizja ciemnowłosej kobiety, która pachniałamiętą.- Matka byłaby oburzona - odparła i uśmiechnęła sięsłabo - gdyby wiedziała, co robię.157- Mówisz o napaści pod Dębem Kogucie Pióro?- Tak.Widzę, że ci o tym powiedziano.- Słyszała o tym calutka Anglia, milady.Chociaż niewielusię domyśliło, że zakapturzonym rozbójnikiem, który pokonałszeryfa, grożąc mu jedną strzałą, była niepozorna dziewczyna,a nie powracający bohater.- Lord Dunham zaklina się, że Robin Hood powrócił.- Tak.Mówią o tym nawet z dala od Lasu Sherwood.Doopactwa również dotarły wieści.Szeryf został bardzo upokorzony.Ze zdziwieniem stwierdziła, że nigdy nie pomyślała o wstydzie Devaux, lecz tylko o własnych emocjach.Oczywiście,musiał się czuć zawstydzony - został pokonany przez rozbójnika; na dodatek w bardzo niezręcznej sytuacji
[ Pobierz całość w formacie PDF ]