[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Myśląc, że w kościele nikogo nie ma, weszła do środka.Mimo że był opuszczony icichy, panowała w nim spokojna i pogodna atmosfera. Właśnie tego potrzebuję" -pomyślała Zoey, sadowiąc się w osłoniętej cieniem ławce i wpatrując w duże okno zaołtarzem.Chociaż na zewnątrz było ciemno, świecił księżyc i w oddali widać było zarysgór Teton.Zamknęła oczy.Chciała się odprężyć, wyrzucić z siebie bolesne doznania, które jąnękały.Nagle poczuła się wyczerpana.Miała za sobą ciężki dzień, który chociaż byłradosny, kosztował ją trochę nerwów.Właśnie gdy zaczynała się uspokajać, dobiegł ją jakiś dzwięk.Otworzyła oczy iujrzała Tylera, stojącego przed ołtarzem i patrzącego w okno.Nie zauważył jej iwidocznie myślał, że jest sam.Ten jeden, jedyny raz jego twarz niczego nie skrywała i to,146SR co zobaczyła Zoey, ugodziło ją w serce.Zobaczyła człowieka, którego dusza umiera wagonii.Wiedziała, że musi się odezwać, dać mu znać, że ktoś go widzi, ale poczuła się jakpodglądacz.Dałaby wszystko, żeby móc uciec stamtąd chyłkiem i zapewnić muprywatność, której tak potrzebował.Wstała powoli.- Przykro mi - szepnęła najłagodniej, jak potrafiła.Obrócił się szybko i spojrzał nanią, jakby go szpiegowała.- Siedziałam tu sobie i odpoczywałam - wyjaśniła pospiesznie.- Chyba.chyba mnie nie zauważyłeś.Błysk gniewu, który chwilę wcześniej pojawił się w jego oczach, nagle zniknął.- To prawda, nie zauważyłem cię.- Po czym, zanim zdążyła się zastanowić, w jakisposób ma się stąd ulotnić, spytał: - Dlaczego ci przykro?- Przykro mi z powodu twojej żony i dziecka - odpowiedziała szczerze Zoey.-Wiem, że tutaj odbył się ich pogrzeb.Cały zesztywniał i przez chwilę wyglądał, jakby miał powiedzieć, żeby niewsadzała nosa w cudze sprawy.Ku jej zaskoczeniu po chwili rozluznił się trochę.- Tak - powiedział ochryple.- Stały tu dwie trumny, mojej żony i naszej córki.-Powoli pokręcił głową z niedowierzaniem.- Ta druga była tak mała, że nie wyglądała naprawdziwą.Widzisz, ona była taka malutka! W szpitalu raz pozwolili mi jej dotknąć,kiedy leżała w inkubatorze.Jej rączka zacisnęła się na moim małym palcu, ledwo go obe-jmując.Przypominała raczej rękę lalki niż prawdziwego dziecka.Ale przez momentzacisnęła się mocno i wiem.- Głos jeszcze bardziej mu ochrypł.- Wiem, że bardzochciała żyć.A ja pragnąłem jej pomóc, dać jej moją siłę.Ale nie potrafiłem.Tak jak niepotrafiłem pomóc Sarze.Jego niebieskie oczy spojrzały w szare oczy Zoey.Laurie powiedziała jej, że kiedySara i dziecko umarły, Tyler zareagował tak, jakby na oczy opadła mu zasłona, któranigdy już się nie podniosła.Teraz jednak przez chwilę zasłona była uniesiona i Zoeymogła zajrzeć w jego umysł i serce.Nie spodziewała się zobaczyć czegoś aż takporuszającego.Ten człowiek przetrwał druzgocącą stratę jedynie dzięki ogromnej silewoli.Słono jednak za to zapłacił.147SR Kiedy tak na niego patrzyła, serce jej stopniało.Chciała wziąć go w ramiona, jakgdyby był zranionym dzieckiem, i szepnąć:  Już dobrze.Nie bój się.Już dobrze".- Nie wiem, czemu ci o tym opowiedziałem - oznajmił ze zdziwieniem.- Nigdy znikim o tym nie rozmawiałem.- Cieszę się, że to zrobiłeś - odrzekła głosem, który był samą delikatnością iwspółczuciem.W tej chwili zaistniała między nimi magiczna wspólnota.Wspólnota miłości,poczucia straty i kruchej nadziei na uleczenie ran.Przez moment nie było między nimiżadnego muru.Byli po prostu dwojgiem ludzi, którzy zburzyli dzielące ich bariery.Tyler zamknął oczy, a kiedy znowu spojrzał na Zoey, zasłona powróciła.Wspólnotazostała zerwana.- Przyjęcie już się prawie skończyło - powiedział rzeczowo.- Cheryl i Chuck zarazodjadą.Powinniśmy wrócić do gości.Zoey poczuła się, jakby oblano ją zimną wodą.Zawahała się, a potem, nie wiedząc,co innego mogłaby zrobić, odwróciła się i ruszyła do drzwi.Tyler stał bez ruchu, czekając,aż Zoey przejdzie przed nim nawą, którą zaledwie parę godzin temu kroczyli triumfalnieCheryl i Chuck.Poczuła straszną stratę, jakby przez chwilę miała coś bardzo cennego, co wyśliznęłosię jej z rąk [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •