[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.‘1., -ŁOcean mi chlupał pod nosem, parasol miałam wynajęty na cały pobyt, no i co z tego? Na plaży, w cieniu, dawało się wytrzymać najwyżej do godziny jedenastej, w dodatku morze nie uwzględniało sytuacji na lądzie i raz było blisko, a raz daleko.Jeśli trafiło się na przypływ, w porządku, sama radość, siedzieć w wodzie i z głowy, jeśli jednak ruszał odpływ, koniec pieśni, trzy czwarte kilometra w jedną stronę pod tropikalnym słońcem.Raz poszłam na odpływ w ciągu ubiegłych lat, bo w przeciwieństwie do Roberta, do pięknej pogody miałam ślepy fart, i w łagodnych falach było bardzo przyjemnie, niestety jednak, musiałam wrócić.Droga powrotna zamajaczyła mi Saharą, mimo wilgoci pod nogami.Ostrzegłam teraz Monikę, młodsza wprawdzie ode mnie o dwa pokolenia, ale niech przynajmniej wie, na co się naraża.Nie wytrzymała, poleciała, odsiedziała w wodzie co najmniej godzinę, ochłodziła się doskonale i wróciła.Ostatnie metry przelazła jakoś powoli.- Babciu, miałaś rację - wyznała.- Ciężko się wraca.Pocieszyłam ją, że przed wieczorem woda przyjdzie i będzie mogła znów się ochłodzić.Około drugiej w nocy upał zaczynał się zmniejszać, a o czwartej nad ranem było całkiem przyjemnie.Jedyne dwa chłodne miejsca, jakie istniały w okolicy także i w dzień, to mój samochód i kasyno, bo nic innego klimatyzacji nie posiadało.Do kasyna miałam sto pięćdziesiąt metrów, sprawdziłam porządnie.Żeby tam dojść pod walącym z błękitu słoneczkiem, a jakoś tak te ulice wiodły, że cienia nigdzie nie było, siedziałam przez dwadzieścia minut w samochodzie na parkingu i usiłowałam zmarznąć.Wychodziło średnio, ale potem już udawało mi się dotrzeć do wejścia jako tako żywa.Trudno się dziwić, że wakacje spędzałyśmy głównie w kasynie i nawet nie wypadło mi drogo, bo pod koniec pobytu wygrałam i odbiłam właściwie wszystkie koszty.A, właśnie! Miałam o tym napisać, zdaje się, że obiecałam i jakoś mi umknęło.Napiszę teraz, dygresyjka do tyłu.Robert zamierzał zmienić samochód i Zosia w przypływie beztroskiej lekkomyślności oznajmiła, że mu kupi nowy.Ochłonąwszy, zastanowiła się, skąd weźmie pieniądze, ale nic jej tak od razu do głowy nie przyszło.Przyjechali do Polski, bo stąd zaczynaliśmy letnią podróż, poszliśmy do mojego ulubionego kasyna, każdy zajął się rozrywką i oporna wobec hazardu Zosia uznała, że z samej przyzwoitości powinna udawać, że też w coś gra.W pierwszym lepszym automacie powolutku zaczęła wrzucać po trzy pięćdziesięciogroszówki, uznawszy, że przegranie piętnastu, a nawet trzydziestu złotych jeszcze jej w desperację nie wpędzi.Po krótkiej chwili popukała mnie w ramię.- Nie wiem co zrobić - powiedziała, okropnie zakłopotana.- Zdaje się, że zepsułam automat.Odwróciłam się, bo grała gdzieś za moimi plecami, i popatrzyłam.No rzeczywiście, zepsuła! Trafiła jackpota, osławione trzy jajka, nad zastopowaną maszynerią świeciła suma, siedemdziesiąt cztery tysiące złotych.Tym sposobem na samochód Roberta zabrakło jej zaledwie dwa tysiące dolarów z groszami, które spokojnie mogłam dołożyć w Trouville, a i tak mi się koszty wakacyjne pokryły.Już sam upał wystarczał, żeby człowieka wykończyć, i w ogóle nie rozumiem, po co mu doskoczyła na pomoc następna przyjemność, mianowicie hałas.Chyba nigdy w życiu do owej chwili nie egzystowałam w tak przeraźliwych decybelach i nawet trudno mi zaopiniować, kiedy się zaczynały, a kiedy kończyły, występowały zaś wszędzie.No dobrze, liczmy od rana.O wschodzie słońca zaczynały mewy i sen robił się jakiś taki trochę zakłócony.Około wpół do siódmej wyjeżdżała na plażę potężna machina, sprzątająca śmieci i wyrównująca piasek, i warczała.Dźwięk nasuwał na myśl paradę traktorów, względnie czołgów.Zaraz potem, zazębiając się z maszynerią, obsługa lokali wzdłuż promenady zaczynała ustawiać stoliki, kj-zesła i parasole, przy czym wciąż przeraźliwie darły się mewy.Mewy były najwytrwalsze i z reguły udawało im się doczekać dzieci, które zaraz po śniadanku dziarsko wkraczały do akcji.Na plaży, jak na plaży, ludzie, tranzystorki, dzieci, mewy, pociążek.bo pociąg to za duże słowo.turystyczny, przejeżdżający co godzinę, rzekłabym zwykłe dźwięki.Pewne, że nie błoga cisza.Później zaś kasyno.W kasynie, jak wiadomo, panuje rzęgot ustawiczny i potężny, wzmożony muzyką, służącą specjalnie do ogłupiania graczy, co wychodzi jej całkiem nieźle.Brzmi to dość monotonnie i na upartego można się przyzwyczaić, jak do młyna albo do tkalni, wieczorem jednakże, około dziesiątej, następowało coś strasznego.Miały to być, jak sądzę, występy artystyczne.Na estradę z przerażającym wrzaskiem wylatywały młode panienki i zaczynały tańczyć kankana.Obie z Moniką, zamierzając zjeść kolację, tuż przedtem w panice szukałyśmy miejsca, oddalonego od.głośnika, przynajmniej na skraju jego zasięgu, bo na wprost można było ogłuchnąć i zwariować, nie wiem w jakiej kolejności.Panienki darły się, ile sił w płucach, bez względu na rodzaj ćwiczeń gimnastycznych, a podkład muzyczny rąbał na pełnych obrotach.Jeśli się to przetrzymało, normalny kasynowy rzęgot wydawał się ukojeniem.Około pierwszej w nocy knajpy pod hotelem układały się do snu, co brzmiało tak, że kiedyś wyszłam na balkon, sprawdzając, czy ktoś nade mną nie rozwala dachu.Wyraźnie słyszałam trzaskające, gruchotane dachówki.Mewy już nie przeszkadzały, żelazne łomoty zatem rozlegały się szerokim echem, wspomagane okrzykami.a! Byłabym zapomniała.Jeśli spożywało się posiłek w restauracyjce, pojawiała się dodatkowa przyjemność, mianowicie kilku muzyków, po jednym na dwie knajpy, a czasem po jednym na jedną, grało na rozmaitych instrumentach nawet ładnie, ale możliwie głośno.I długo.Następnie zapadała cisza nocna, polegająca na tym, że po promenadzie wciąż chodzili ludzie, głównie młodzież, pełna życia i wesela, wśród licznych okrzyków i śmiechów, a niekiedy wręcz przeciwnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •