[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kapitan opadł na fotel, po czym zerwał się i wybiegł bez słowa.Zaczęło mi się robić tak więcej tropikalnie.Uczyniłam nieśmiałą próbę uzyskania wyjaśnień, o co tu właściwie chodzi, którą pułkownik zdławił w zarodku.Po kilku dość przerażających chwilach kapitan wrócił z kartką w ręku.- Wyszła z domu ubrana w fioletowy kapelusz, płaszcz w kratę, fioletowe, czarne, czerwone.Czarna torebka, czarne pantofle - odczytał z kartki.- Weszła do Sawy.Urwał i obaj, jak na komendę, spojrzeli na mój jasny kostium i beżową torebkę, po czym zgodnie przenieśli wzrok na nogi.- Zgadza się - przyznałam niepewnie.- Buty mam te same, nie pasują do tego kostiumu, ale miałam nadzieję, że nikt nie zwróci uwagi.Całą resztę ma w teczce fałszywy mąż, który czeka na schodach w DT Centrum.Pułkownik i kapitan popatrzyli na siebie.Kapitan usiadł na fotelu jak człowiek, pod którym ugięły się nogi.Zapanowało złowrogie milczenie.- Mam mówić dalej? - spytałam ostrożnie, ciężko już teraz wystraszona.- Zdaje się, że panom nabruździłam.?- Owszem, troszeczkę - odparł pułkownik.- Czy pani musi wdawać się ustawicznie w jakieś takie rzeczy.? Niech pani zacznie jeszcze raz od początku, tym razem ze szczegółami.I niech pani zacytuje tę rozmowę.Trzymałam się chronologii wydarzeń, wszelkimi siłami starając się wyeksponować wielką miłość pana Palanowskiego, która stanowiła dla mnie jedyną okoliczność łagodzącą.Kapitan słuchał z uwagą, wyraz osłupienia zamieniwszy na wyraz posępnej rozpaczy i patrząc na mnie z nie skrywanym wyrzutem.Znów dojechałam do paczki dla kacyka.- Dlaczego pani z tym przychodzi dopiero teraz?! - wykrzyknął z irytacją i oburzeniem.- Przedtem nie miałam powodu, w zdradach małżeńskich nie widzę nic podejrzanego.- Czym pani tu przyjechała? - spytał pułkownik, jakby tknięty jakąś myślą.Wyjaśniłam okoliczności towarzyszące wizycie.Obaj znów spojrzeli na siebie.Kapitan zaczął się nieco rozjaśniać.- Jeszcze może da się coś uratować - mruknął z nadzieją.- To się może nawet przydać - odparł pułkownik.- Tego męża.- Ależ niech pan zaczeka, to jeszcze nie wszystko, będą weselsze rzeczy - wtrąciłam się zniecierpliwiona, że stopują mnie ustawicznie na kacyku, nie pozwalając wyjawić reszty.- Clou imprezy to jest zawartość tej paczki! Dlatego właśnie przyszłam.- Jak to, otworzyła ją pani?- Oczywiście.Do spółki z mężem.Tym fałszywym.- I co tam było?- Widzi pan, tu właśnie dochodzimy do fałszerstw dzieł sztuki.Określenie jest nieścisłe i niewłaściwe, należałoby to raczej uznać za kamuflaż dzieł sztuki.Dwie straszliwe mazepy, bohomazy tysiąclecia, pod nimi zaś stare ikony, oprócz tego cztery złote rzeźby, przeobrażone w świeczniki, jakich świat nie widział.Nie wiem, jakie rzeźby, dokopaliśmy się tylko kawałka.To wszystko razem wydało nam się dziwne.- I gdzie to teraz jest?- Leży w kuchni na stole, przykryte papierem.Pułkownik znów popatrzył na kapitana.Kapitan potarł brodę i rozmyślał nad czymś, patrząc na mnie w skupieniu.Miałam wrażenie, że obaj wiodą ze sobą dyskusję, porozumiewając się telepatycznie.Afera państwa Maciejaków była im znana, co do tego nie miałam już najmniejszych wątpliwości, co gorsza, musiała to być potężna chryja, skoro wywarła takie wrażenie.Pułkownik nie należał do osób ujawniających wstrząsy w łonie MO jednostkom spoza łona.- Pani co.? - spytał nagle kapitan, spoglądając na pułkownika.- Pomoże - odparł pułkownik bez wahania.- Nie ma innego wyjścia.Doznałam niejakiej ulgi.Kapitan kiwnął głową.- W porządku - rzekł szorstko.- Jutro przyjdą do pani hydraulicy.Prawdopodobnie trzech.Proszę ich wpuścić.Zgodziłam się, przypominając, że to ciągle jeszcze nie wszystko.Opowiedziałam o włamywaczu.Przyjęli to zdumiewająco pogodnie, po czym wzięli mnie w krzyżowy ogień pytań.Moje rozrywki towarzyskie na skwerku potraktowali marginesowo, na kwestię honorarium prawie nie zwrócili uwagi.Wreszcie wydali mi się usatysfakcjonowani.- Trzeba teraz dopaść jakoś tego pani fałszywego męża - powiedział kapitan energicznie.- Gdzie on czeka?- Na tylnych schodach w Sawie.Niech pan go ostre żnie dopada, bo jest zdenerwowany.- Ja tu z panią załatwię - powiedział pułkownik.- Wróćcie potem tu do mnie.Uczynili do siebie nawzajem jakieś niezrozumiałe gesty za pomocą spojrzeń osiągnęli pełne porozumienie i kapitan wyszedł.Pułkownik zwrócił się do mnie.- Co pani do głowy strzeliło, żeby się zgodzić na tę idiotyczną maskaradę? - spytał z irytacją, naganą i niejakim wstrętem.- Po jakiego diabła wystąpiła pani w charakterze tej żony? Nie przyszło pani do głowy, że w tym je: coś nielegalnego?- Występować w cudzym charakterze jest zawsze nielegalnie - zgodziłam się ze skruchą.- Ale Bóg mi świadkiem, że w pierwszej chwili uwierzyłam w te dzikie namiętności! Popieram romanse, wzruszyli mnie.Niech pan okaże jakiś cień ludzkich uczuć, niech pan powie, o co chodzi!- Pewnie, że pani powiem, bo inaczej nie wiadomo, co pani może wykombinować.O zachowaniu tajemnicy ni muszę pani przypominać, sama się pani zorientuje, czym grozi rozgłaszanie.Rzecz polega na tym.Zamilkł na chwilę.Wstrzymałam oddech i zaniechałam myślenia.- Chodzi o przemyt.Od półtora roku grzebiemy się z wyjątkowo obrzydliwą sprawą.Po jednym niemieckim baronie został tak zwany skarb, zgromadzony przez niego na drodze rabunku, w czasie wojny, wie pani, jak to było.Zbiór dzieł sztuki wielkiej wartości, nasze, radzieckie, bułgarskie, nawet greckie i włoskie.Nie wiadomo, gdzie on to ukrył, ale ktoś to znalazł i teraz przemyca, a oprócz tego przemyca wszelkie ocalałe po wojnie resztki, jakie się jeszcze u nas uchowały.Pani wie, że ja jestem na to uczulony i jak pomyślę, że pani w tym wzięła udział, że pani to ułatwiła.Gdybym pani nie znał.- Ale mnie pan zna i niech pan lepiej nie mówi, co by było, gdyby mnie pan nie znał - przerwałam pospiesznie, głęboko wzburzona, bo na ten gatunek przemytu byłam uczulona nie gorzej niż pułkownik.- I w ogóle niech pan zaczeka, bo mnie apopleksja zadusi.Przemyt dzieł sztuki.!Powstrzymywałam cisnące mi się na usta komentarze, ale twarz musiała je widocznie wyrazić, bo pułkownik uczynił uspokajający gest.- Tylko spokojnie - powiedział ostrzegawczo.- Niech mi tu pani z niczym nie wyskakuje!- Spokojnie.!!! Szlag mnie trafi! Romans wszechczasów, psiakrew, wymyślili! Niech sobie wywożą dolary, wódkę i kiełbasę, ale nie dzieła sztuki! I mnie w to wrąbać.!!!Nagle przypomniałam sobie umeblowanie państwa Maciejaków.- Tam jest tego więcej - powiedziałam mściwie, wściekła do nieprzytomności.- Tam stoi rokoko, meble, na ścianie wisi Watteau, srebrne świeczniki, alabastrowa waza z osiemnastego wieku! Niech pan sobie robi, co pan chce, ale niech pan z tym natychmiast skończy!!!- Kiedy to nie ja wywożę, proszę pani.- Wszystko jedno! Niech pan to ukróci! Dosyć tego, może pan być spokojny, że zrobię wszystko.!- Niech mi pani, na litość boską, nie wydrapie oczu.Zwracam pani uwagę, że to nie ja jestem tą fałszywą żoną, tylko pani.Z wolna odzyskałam odrobinę równowagi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •