[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Różnica polegała wyłącznie na tym, że Finetka była roześmiana i beztroska, a matka Beaty wiecznie skwaszona, niezadowolona i nieszczęśliwa.Resztę można było przełożyć z jednej do drugiej i nikt nie zwróciłby uwagi.Nie była to zresztą jej biologiczna matka.Cała historia wyglądała trochę niesamowicie, jak z ponurego romansu.Dwie kobiety urodziły dzieci równocześnie w jednym szpitalu, jedna matka i jedno dziecko umarły, z tym, że niejako na krzyż.Umarła matka żywego dziecka i martwe urodziło się dziecko żywej matki.Żywa matka zabrała sobie żywe dziecko tamtej drugiej i uznała je za swoje.Wiadomo już było, że więcej dzieci mieć nie będzie, obecni przy tym lekarz i położna dali się może ubłagać, może przekupić, dość, że cała sprawa została w ukryciu.Beata dowiedziała się o tym, kiedy była już dorosła, wychodziła właśnie za mąż i nieprędko zdołała otrząsnąć się z szoku.Przypomniałam sobie ową uwagę o imieniu znacznie później.Siedziałam w jej atelier, mieszczącym się na strychu, stanowiącym zarazem mieszkanie, gdzie matka nie miała wstępu.Beata odkupiła ten strych, już urządzony, od jednego mojego kumpla, który porósł w pierze i przeniósł się do własnej willi.Niedrogo jej sprzedał i na raty.ale i tak zarżnęła się doszczętnie, bo równocześnie musiała tej swojej upiornej matce kupić mieszkanie.Pozbyła się samochodu i jakoś nastarczyła, a teraz usiłowała dorabiać się na nowo.Niepozorna kreślareczka z dawnych lat wcieliła w życie bajkę o brzydkim kaczątku, odmieniając się tak, że niemal trudno było ją poznać.Owszem, już w tamtych czasach była ładna i wdzięczna, ale właściwie nie dostrzegało się jej.Nikt nie podejrzewał w niej znakomitego talentu i błyskotliwej inteligencji, ukrytej pod nieśmiałością.Urody też prawie nie było widać, nie umiała się umalować, nie miała w co się ubrać, bała się rozmawiać z ludźmi, cofała się do kąta i przepraszała, że żyje.Kontakty towarzyskie nie wchodziły w rachubę, nie miała na nie czasu, bardzo chętnie natomiast zostawała w godzinach nadliczbowych, nie odmawiając żadnej roboty.Nie mogłam zrozumieć, o co tu chodzi, aż wreszcie po paru miesiącach sedno rzeczy wyszło na jaw.Beata była niewolnicą.Nie miała prawa do własnego życia, wszystko zgarniała matka, zachłanna jak harpia, żerująca na jedynej córce.Nieszczęściem podstawowym był kompletny brak rodziny, nic, żadnej ciotki, babki, siostry, wuja, kuzyna, pustynia absolutna, ojciec umarł, kiedy Beata była jeszcze dzieckiem i matka miała tylko ją.Trzymała się jej kurczowo pazurami i zębami, przyczepiona jak pijawka, nie pozwalając odetchnąć, przedtem przychodziła pod szkołę, potem czekała pod biurem, co widziałam na własne oczy, dzwoniła co godzinę, jej niecierpliwość wylewała się wręcz ze słuchawki.Najchętniej zabroniłaby Beacie w ogóle chodzić do pracy i przywiązała ją do siebie liną okrętową.Zabierała jej także pieniądze i decydowała o zakupach, co było już zupełnie okropne, bo kupowała dla siebie.Dla Beaty nie zostawało prawie nic, przy czym nie była to krzywda wyrządzana świadomie, cóż znowu, matka ją przecież tak bezgranicznie kochała! Tyle że nie dostrzegała jej potrzeb, nie przychodziło jej do głowy, że córka powinna być jakoś ubrana, zbytnio zajęta była sobą.Należała do kobiet nudzących się w samotności śmiertelnie, zadręczyłaby dziesięciu mężów, w braku mężów dręczyła Beatę.Żądała od niej przyjemności, rozrywek i towarzystwa, w dodatku pozbawiona była inwencji i ustawicznie oczekiwała propozycji.Zdrowie miała żelazne, a siły niespożyte i nie chciała się nudzić.Nie lubiła ludzi i nie utrzymywała żadnych znajomości, nie interesowała się nikim poza sobą i wiecznie na wszystko wybrzydzała, melancholijnie i cierpiętnicze.Zadowolona nie była nigdy.Zorientowawszy się w sytuacji mojej nieszczęsnej kreślarki, zaczęłam ją delikatnie buntować.Widać było, że sama na protest się nie zdobędzie.— Słuchaj, czy ty nie przesadzasz? — spytałam z naganą.— Na świecie jest parę miliardów ludzi, nie tylko ty jedna… — Dla mojej matki jestem tylko ja jedna — przerwała Beata z westchnieniem.— Więcej córek nie ma.— To nie musi być córka.Wśród tych paru miliardów może by się dało kogoś znaleźć? — Kogo na przykład? — Kogokolwiek.Drugą taką osobę, która się nudzi.— Kiedy widzisz… Ja ją bardzo kocham, ale obiektywnie muszę przyznać, że na dłuższą metę nikt z nią nie wytrzyma.— Może jaki chłop? Przecież ona jest ładna! — Ładna i zadbana i co z tego? Owszem, czasem się jakiś trafia, ale ona nie chce.— Dlaczego? — Nie wiem.Wydaje mi się, że ma jakiś uraz na tle mężczyzn.Chce nimi pomiatać, a oni tego nie lubią.Mści się za coś, czy co? Poza tym nie interesuje jej nic poniżej Gregory Pecka, ale gdyby przyszedł Gregory Peck, natychmiast kazałaby mu wynieść śmieci.Sprawa prezentowała się dość beznadziejnie, ale nie ustawałam w wysiłkach.— Słuchaj, a ona nie mogłaby pójść do pracy? — spytałam przy kolejnej okazji, kiedy Beata za premię nie zdołała kupić sobie palta.— Kto? — Twoja matka.— Po co? Ma przecież dochody po ojcu.Ojciec napisał dwa podręczniki, wznawiają co roku i pieniądze z tego będą przychodziły jeszcze przez piętnaście lat.— A potem co? — Ona twierdzi, że do tego czasu umrze, a jeśli nie, ja ją będę utrzymywać.Ale mam nadzieję, że dostanie jaką rentę, emeryturę albo co… — No dobrze, ale miałaby zajęcie.Przestałaby się nudzić.— Po pierwsze, ona twierdzi, że się nie nudzi, bo jest zajęta mną, a po drugie… — Czekaj! W jaki sposób jest zajęta tobą? — No wiesz… Ciągle myśli, co ja robię, kiedy wrócę do domu, co będę robić jutro i tak dalej.— O Jezu… Beata miała usposobienie akurat odwrotne niż matka.Lubiła samotność, nie nudziła się nigdy, ciekawił ją świat, a dla ludzi miała wielką, serdeczną życzliwość [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •