[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Madame Ratignolle tańczyć nie mogła i z miłą chęcią zgodziła się przygrywać.Robiła to znakomicie, wybijając rytmicznie tempo walca i nawet akcentując z uczuciem melodię, co tańczącym dodawało natchnienia.Twierdziła, że nie zaniedbuje gry na fortepianie ze względu na dzieci; oboje z mężem uważali, że muzyka stwarza pogodny nastrój i dodaje uroku domowemu ognisku.Prawie wszyscy puścili się w tany z wyjątkiem bliźniaczek, których nie można było namówić do rozstania nawet na ten krótki moment, gdy jedna lub druga zakręci się po pokoju w ramionach tancerza.Mogłyby tańczyć ze sobą, lecz o tym nie pomyślały.Dzieci posłano spać.Niektóre odeszły posłusznie, inne, rozkrzyczane i opierające się, trzeba było ciągnąć siłą.Pozwolono dzieciom poczekać na lody - oznaczało to doprawdy szczyty ludzkiej wytrzymałości.Lody podano wraz z pokrajanym ciastem - złociste kawałki przełożono na talerzach i półmiskach srebrzystymi porcjami lodów, które dwie Murzynki pod okiem Wiktora ukręciły i zamroziły w kuchni po południu.Lody uznano za wielki sukces - byłyby wręcz wyborne, gdyby miały odrobinę mniej wanilii, a za to trochę więcej cukru, gdyby były nieco mocniej zamrożone i bez tej soli, co się dostała do niektórych porcji.Wiktor dumny był ze swego dzieła i krążył wśród zebranych nakłaniając wszystkich, by dobierali sobie lodów bez skrępowania.Pani Pontellier zatańczyła dwukrotnie z mężem, raz z Robertem i raz z Monsieur Ratignolle, który był wysoki i chudy i chwiał się w tańcu niczym trzcina na wietrze; potem usiadła na niskim parapecie okna w galerii, skąd widziała wszystko, co się działo w hallu, i równocześnie mogła patrzeć na zatokę.Niebo na zachodzie delikatnie pojaśniało.Księżyc wzeszedł i mistyczny jego poblask rozsiał miliony świateł na dalekiej, niespokojnej wodzie.- Czy chciałaby pani posłuchać, jak gra Mademoiselle Reisz? - zapytał Robert z ganku.Oczywiście.Edna chętnie posłuchałaby panny Reisz, lecz obawia się, że daremne będą wszystkie prośby.- Pójdę, zapytam - odrzekł Robert.- Powiem, że pragnie pani posłuchać jej gry.Ona panią lubi.Przyjdzie na pewno.- Zawrócił i pospieszył do jednego z dalszych domeczków, w którym krzątała się Mademoiselle Reisz.Wynosiła krzesło na ganek i wracała z nim do pokoju - narzekała na płacz niemowlęcia, które niańka usiłowała w sąsiednim domku utulić do snu.Pani Reisz była brzydką kobietą niskiego wzrostu, już niemłodą, wiecznie ze wszystkimi skłóconą wskutek apodyktycznego usposobienia i skłonności do deptania cudzych praw.Robert nakłonił ją bez większego trudu.Weszła z nim do hallu w czasie przerwy w tańcach.Ukłoniła się wszystkim od progu niezręcznie, ale władczo Była bardzo brzydka ze swą drobną, pomarszczoną twarzą i wychudzonym ciałem i tylko oczy w niej płonęły ogniście.Ubierała się bez cienia smaku - miała na sobie jakieś wypłowiałe czarne koronki, a we włosach pęk sztucznych fiołków.- Proszę spytać panią Pontellier, co mam jej zagrać - zażądała od Roberta.Podszedł z tym pytaniem do Edny; Mademoiselle Reisz czekała siedząc przy pianinie w milczeniu i nie dotykając klawiszów.Wejście pianistki zaskoczyło zebranych, ale i prawdziwie uradowało.Rozsiedli się wszyscy wygodnie w krzesłach, zapanował nastrój oczekiwania.Edna, niespodzianie wyróżniona względami despotycznej staruszki, poczuła zakłopotanie.Za nic nie ośmieli się cokolwiek dyktować i błaga, żeby Mademoiselle Reisz raczyła sama dokonać wyboru.Edna twierdziła zawsze, że przepada za muzyką.Sugestywnie wykonany utwór miał siłę budzenia w jej umyśle różnych obrazów.Nieraz z przyjemnością siedziała rankiem w swym pokoju po to tylko, by słuchać, jak Mademoiselle grała lub ćwiczyła gamy.Jedną rzecz przez nią graną Edna nazwała ”Samotność”.Był to krótki utwór, pełen skargi, w tonacji minorowej.Nazwała go ”Samotność”, choć prawdziwy tytuł był inny.Gdy słuchała tej kompozycji, w wyobraźni jej zjawiał się obraz mężczyzny stojącego obok samotnej skały nad morzem.Mężczyzna był nagi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]