[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Co się dzieje? Co ona robi?Witold czuł, jakby znajdował się w tym samym czasie w dwóch różnych miejscach na raz.Tymczasem, szybko zdał sobie z tego sprawę, najprawdopodobniej było dokładnie na odwrót: był w tym samym miejscu w dwóch różnych czasach albo też - taką możliwość również zaczął przyjmować do wiadomości - w tym samym czasie w dwóch różnych światach.Patrzył na Ankę, a za nią widział postać oficera.Dziewczyna drżała z zimna, mężczyzna natomiast ocierał pot z czoła.On zaś nie czuł nic: ani zimna, ani gorąca - może znajdował się w strefie neutralnej, przygranicznym pasie rozdzielającym dwa światy.Gdzie nie czuje się nic.8.Kiedy ustabilizował własne myśli, dziewczyna znikła.W pokoju pozostał jedynie oficer.- Proszę mi opowiedzieć, co się działo - zwrócił się przymilnym tonem do Witolda.- Widziałem i pana, i ją.W tej samej chwili.Mężczyzna nie okazał żadnego zdziwienia.- Tego się spodziewaliśmy - stwierdził tylko.- Co się ze mną stało? - spytał Witold, opadając miękko na fotel.Był wyczerpany.Z trudem zadawał pytania.Z jeszcze większym trudem przychodziło mu jednak wysłuchiwanie odpowiedzi.- Naukowcy - rozpoczął oficer - dawno już odkryli istnienie paralelnego świata.Świata duchów, czy też, jak pan woli, zmarłych.Staraliśmy się kontaktować z nim, jak pewnie pan sam pamięta z dzieciństwa, w różnoraki sposób.Jedni wywoływali duchy biorąc udział w seansach spirytystycznych przy okrągłych stoliczkach, inni używali w tym celu książeczek do nabożeństwa.- Przecież to bzdury - przerwał mu Witold.- Bzdury? - powtórzył oficer.- Ale wierzy pan w życie pozagrobowe? - bardziej stwierdził, niż spytał.Chciał odpowiedzieć mu równie ostro, zbesztać za gadanie głupot, ale przecież to, co przeżył.potwierdzało słowa nieznajomego.Biorąc oczywiście pod uwagę fakt, że mimo wszystko nie zwariował.- Ten świat istnieje, czy to się panu podoba, czy też nie - kontynuował oficer.- A my szukamy doń wstępu.Potrafimy go monitorować za pomocą specjalnego promieniowania.Na swój sposób, „widzimy” ich, chociaż nie rozróżniamy.Dopiero pan!- Co - ja?- Pan ich z o b a c z y ł naprawdę! Pan mógł z nimi rozmawiać!W miarę snucia tej historii oficer podniecał się coraz bardziej.Mówił z coraz większym entuzjazmem, chociaż to, co opowiadał, wydawało się tak nieprawdopodobne.- Ale czemu ja? - to nurtowało teraz Witolda najbardziej.- Pan znalazł, oczywiście niechcący, mówiąc nieco górnolotnie, wrota do ich świata - odpowiedział jak najbardziej poważnie policjant.- W jaki sposób?- Postanowił pan powrócić do miasta swojej młodości po.- oficer nie mógł sobie przypomnieć, ile to lat minęło, więc Witold przyszedł mu w sukurs:-.piętnastu latach.- Właśnie.- Potwierdził to jeszcze skinieniem głowy i natychmiast podjął przerwany wątek: - Chciał pan odwiedzić ludzi niegdyś sobie bliskich, prawda? - Teraz Witold przytaknął bez słów.- Pech (a może szczęście?) chciał, że ci, dla których pan wrócił, już nie żyją.Ale o tym nie mógł pan wiedzieć.Jak jednak mogliśmy się przekonać, nie tylko pan chciał ich zobaczyć, ale również oni chcieli zobaczyć pana - Oficer na moment, dla dodania efektu, zawiesił głos.- Dlatego wrota zostały otwarte!Witold, wgnieciony w fotel, próbował na spokojnie poskładać wszystkie elementy tej niecodziennej układanki.Dopiero po dłuższym milczeniu, którego nie przerywał także policjant, zapytał:- Skąd wiedzieliście, że wpuścili mnie do siebie?- To jest zamknięty świat.Można ewentualnie, czego pan jest przykładem, wejść doń, nawet będąc żywym, ale na pewno nie można go opuścić.Nasze monitory zarejestrowały pojawienie się nowego „mieszkańca”.To wprawdzie jeszcze nic nowego.Proszę jednak wyobrazić sobie nasze zdziwienie, kiedy w ciągu następnych kilku godzin nie otrzymaliśmy żadnej informacji o zgonie.Postawiliśmy na nogi wszystkie służby.Przeszukaliśmy za pomocą radarów wszystkie mieszkania, meliny, każdy metr kwadratowy powierzchni.I co się okazało?- Że nikt nie zmarł.- dokończył Witold.- A jeśli nikt nie zmarł, znaczyło to, że po raz pierwszy od dziesięciu lat, od kiedy trzymamy rękę na pulsie, musiał doń przeniknąć ktoś z zewnątrz!- I tak dotarliście do mnie.- Nie było to, wbrew pozorom, takie proste.Namierzyliśmy pana wprawdzie, ale nadal nie wiedzieliśmy, kim pan jest i gdzie pana szukać.Dopiero nasi archiwiści ustalili pana dane osobowe na podstawie danych „osób”, z którymi pan się spotkał.Wiedząc, że opuścił pan miasto przed piętnastoma laty, doszliśmy do wniosku, że trafiając do paralelnego świata, istniejącego w zasadzie jedynie w pańskiej wyobraźni, przeniósł się pan w czasie o te piętnaście lat.Ustaliliśmy, gdzie jest hotel - w tamtym czasie jedyny w mieście - i trafiliśmy za panem tutaj.Wszystko wydawało się takie logiczne.W kontekście tego, co przeżył, Witold nie mógł traktować wyjaśnień oficera jako majaczeń chorego psychicznie.Jeszcze jedna rzecz nie dawała mu jednak spokoju.- Jeżeli jestem w tamtym świecie.jak to możliwe, że widzę także pana? - zapytał.- Pan jest w obu światach na raz - odparł policjant.- Choć może bliższe prawdy byłoby określenie, że znalazł się pan na ich pograniczu.Jako żywy, ale zaakceptowany przez zmarłych, może pan się poruszać w obu przestrzeniach.Oba światy istnieją w panu jednocześnie, a więc to, w którym z nich znajdzie się pan w danej chwili, zależy tylko i wyłącznie od stanu pana umysłu.- Mogę więc stąd odejść?.Gdy tylko sobie to uzmysłowił, postać oficera rozwiała się we mgle.Zobaczył za to siedzącą na brzegu łóżka i zapłakaną Ankę.Pochylił się nad nią i delikatnie pogłaskał ją po głowie.- Wybacz mi, Aniu - poprosił.Dziewczyna nie odpowiedziała.Szlochała tylko, a jej łzy spływały teraz po jego dłoni, natychmiast zamieniając się w drobniutkie sople lodu.Zebrał z podłogi buty Anki i, przełamując opór dziewczyny, pomógł jej je założyć.Potem zarzucił na ramiona płaszcz, nie zapominając również sięgnąć po swój kożuch.Bez słowa wypchnął ją na korytarz.Zbiegli po schodach na parter i, mijając pusty hol, wyszli na ulicę.- Dokąd idziemy? - spytała.- Dla ciebie to już nie ma żadnego znaczenia - odparł.- Ale spróbować zawsze warto - dodał.Przyspieszył kroku, ciągnąc dziewczynę za sobą.Zdawał sobie doskonale sprawę, że będą śledzeni przez oficerów tajnej - inna przecież takimi sprawami zajmować się nie mogła - policji.Pocieszał go jednak fakt, że nawet gdyby bardzo chcieli, nie mogą oni w żaden sposób interweniować.Po kilkunastu minutach wędrówki opustoszałymi ulicami miasta dotarli do budynku dworca.Teraz należałoby się tylko modlić o to, by nadjechał pociąg.Dokądkolwiek - pomyślał, gdy oboje znaleźli się na pustym peronie.- Chcesz mnie stąd zabrać? - zapytała Anka.- Jeśli tylko okaże się to możliwe.- odparł, szepcząc jej wprost do ucha, choć nie sądził, by żywi byli w stanie ich podsłuchiwać.- A jeśli nie?- Wtedy.- przerwał na moment, bo tak naprawdę sam nie wiedział, co może się wówczas wydarzyć - wszystko wróci do stanu sprzed mojego pojawienia się.- Czyli.znowu odejdziesz?Nie zdążył odpowiedzieć, bo w tym samym momencie z oddali dotarł do nich odgłos nadjeżdżającego pociągu.9.Podobnie jak wczoraj, także i tym razem, z pociągu nikt nie wysiadł.Witold, nie zrażony tym, ruszył w stronę jednego z wagonów.Ankę jakby zamurowało w miejscu.- Chodź! - zawołał.- Wiciu, ja nie mogę.- Co ty opowiadasz! - krzyknął, wściekły.Chwycił ją za rękę i pociągnął za sobą.Ale dziewczyna nie ruszyła się z miejsca.- Anka! - zawył niemal bezgłośnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •