X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Smutno mu było opuszczać tych.poczciwców, śniadych i spalonych jakcegły na słońcu.Ukochał to życie na pełnem morzu.Zapach wody słonej sprawiał nanim rozkoszne wrażenie.Ale p.Pradier du Resnel zrobił mu przecie zaszczyt.Zresztą, w Paryżu,w biurach ministeryum, młody oficer z nowemi poglądami, mógł być poży-tecznym, pracując przy boku ministra.Wreszcie, zobaczy swego ojca, tego markiza, który w swej wiecznejmłodości cieszył się dotąd pożądanym zdrowiem!Rajmund zastał Wistocie, tego wykwintnego Ferdys równie młodym,jakim go opuścił, z podkręconym wąsem i włosami srebrno-białemi zawszew kędziorach i zawsze sutemi.Syn się podstarzał, ojciec odmłodniał na pozór.Odmłodniał może także cokolwiek przez powrót tego syna, który wy-glądał jak jego brat młodszy i którego obwoził po Paryżu, dumny, że sięmoże pokazać z tym oficerem jak z jaką konketą i wsparty z uczuciemszczęścia na szamerowanych ramionach admiralskiego adjutanta.Zdawało się panu de Ferdys, że pozyskał towarzysza młodszego, przy-jaciela, i że jego czterdzieści dziewięć lat zamieniały się na lat dwadzieścia,gdy się przechadzał ręka w rękę z oficerem.LRT Powaga Rajmunda dziwiła go po trochu, ale nie mogła mu się nie podo-bać.Przeciwnie, pochlebiało to jego dumie, gdy syn opowiadał o swychwyprawach, o niebezpieczeństwach, o całej tragiczności ekskursyi, nocnąporą na Markizach, podczas, gdy tłuszcza Kanaków okrążyła mały oddziałludzi, którym przewodził. Sądziłem, że zostanę na placu  mówił Rajmund z uśmiechem.Alebyłem zdecydowany bronić się do upadłego.%7łołnierz, który się poddaje, toelegant, który odrzuca pojedynek na lądzie stałym!Zestawiając daty, markiz de Ferdys uczuwał nie lada zaambarasowanieznowu przyznając sobie w duchu, że podczas, gdy Rajmund słuchał świstukul Kanaków, on inaugurował tego dnia wystawę akwarellistów i kończyłwieczór u Małgorzaty Brunier, która wydawała bal.Wtedy spoglądał na energiczną postać Rajmunda, przyciągał młodzień-ca do siebie, całował go i mówił doń po cicho, czule, słodko: "Wart jesteświęcej odemnie, mój mały" i czuł się niejako uniewinnionym we własnychoczach, przez tego szlachetnego syna, który nosił jego nazwisko.Widział zalotnice, które córki swoje pokierowały na uczciwe dziewczę-ta.A więc i on był do nich podobny, z tą różnicą, że nie miał plamy naswem życiu, uwielbiając zalotnice, nienawidził uwodzicieli.Rajmund nie miał bynajmniej zamiaru prawić morałów temu światow-cowi, żyjącemu prawie wyłącznie przy świetle gazu.Uważał za naturalne, że jego ojciec żyje po swojemu, tak jak on znowumiał swoją metodę życia.LRT Każde stworzenie ludzkie  mówił  powinno postępować tak, jak munakazuje własne sumienie.Taką była jego teorya.Jego sumienie wołałodoń: obowiązek!Tem gorzej byłoby, gdyby sumienie markiza de Ferdys nie szeptało mudo ucha wyrazu: kaprys!Bądz co bądz, faktem jest, że Rajmund uwielbiał ojca i szanował z całejduszy, żałując go z całego serca.Co się zaś tyczy Ren�go de Chantenay, to kuzyn jego, lejtenant de Fer-dys nie zajmował się nim wcale.Był to dla niego, bardziej niż kiedykol-wiek, motylek Paryża, fruwający, trzepoczący skrzydełkami, nieużyteczny ihałaśliwy.Miał go za takiego jakim był wistocie.Brzydził się nim do pewnego stopnia za ową przygodę przeszłości inigdy nie zapomniał o egoistycznych rozmowach młodego księcia.Obraz Noris przypominał mu je aż nadto dobrze, tembardziej, że Raj-mund miał przed oczyma wszędzie szczere wejrzenie i subtelny profilpięknej dziewczyny.Uczuł radość ogromną, ujrzawszy ją znowu.Zdawało mu się, że Paryżjest ludniejszym teraz, i że ma w nim jakiś cel życia.To też udał się na uli-cę Jouffroy, przed pałac Noris nie śmiąc wejść, a raczej robiąc sobie przy-jemność przedłużenia tej niejako irytacyi czy połechtania duszy, w jakiewprowadziło go spotkanie się z panną F�raud.Przyglądał się, jadąc konno, frontowi z czerwonych cegieł, oknom z ża-luzyami, drzwiom zamkniętym, przez które Noris mogła się ukazać, i po-dobało mu się nie zatrzymywać się wcale, zostawić zamkniętemi te drzwi,LRT jak gdyby raz otwarte, mogłyby w jestestwie jego obudzić coś, czego nieznał dotąd.Udał się jednak do lasku o tej samej porze, jak wtedy, gdy spotkał Norisw alei akacyj.Chętnie wolałby ją spotkać tu, na tej drodze, która nie byłamieszkaniem, gdzie miał prawo wchodzić kto inny, chociaż panna F�raudtwierdziła, że nie przyjmuje nikogo.Ale Noris nie ukazała się w lasku.Czekała może, ażeby Ferdys przybyłdo niej.Rajmund nie przeczuwał, że owa sobota, gdy uda się do cyrku, byładniem wybranym przez całą elegancyę dniem samej śmietanki towarzy-stwa.W sobotę wieczorem, książę Ren� Beaumartel de Chantenay nieomieszkał nigdy ukazać się w cyrku.Był to dzień urzędowy, własność, żetak powiemy, szyku, dzień etykietalny, jak wtorek w komedyi francuzkiej iśroda w teatrze Walhalla.Rajmund de Ferdys musiał tedy spotkać tam swego kuzyna.Ren� byłby wszystko porzucił, ażeby tylko przybyć na oznaczoną porę,po antrakcie i ukazać swą białą krawatkę przy wejściu do stajen.Lornetował i był lornetowany, stojąc sztywno pod ciosem błyskawic lu-strujących go oczu, równie obojętny, jak ojciec jego stojąc na polu bitwyprzy huku armat rosyjskich.W taki to sposób, kwiat szyku dawał poznać światu, że miał rasę!Zaledwie wszedł, Rajmund od razu spostrzegł księcia po drugiej stronieareny, w towarzystwie mnóstwa młodzieniaszków prawie gołowąsów, któ-LRT rzy lustrowali Ren�go od stóp do głów, ażeby go naśladować umiejętnie,pózniej, jak przekalkowani z niego.Rajmund patrzył [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •  

    Drogi uĹźytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerÄ‚Å‚w w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerÄ‚Å‚w w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.