[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie, nie spotkałem go.Czekałem na niego, ale się nie zjawił.Proszę się nie obawiać!- Pan Norrell już miał mu przerwać.- Wysłał list.Mamy wszystkie potrzebne informacje.- List?! Mogę zobaczyć?- Naturalnie! Ale na to przyjdzie czas w podróży.Pora jechać.Nie może pan zwlekaćz mojego powodu.Mam niewiele potrzeb, a nawet jeśli czegoś mi zabraknie, znakomicie siębez tego obejdę.- Było to nieco zdumiewające, gdyż Lascelles zawsze miał raczej liczne potrzeby.Liczne i wyszukane.- Jedzmy, jedzmy, drogi panie.Proszę się zbierać.Strangeprzybywa! - I wypadł z pokoju.Pan Norrell usłyszał potem od Lucasa, że Lascelles nawet nie poprosił o wodę domycia ani coś do picia.Po prostu wskoczył do karety, usiadł w kącie i czekał.O ósmej wieczorem zmierzali już do hrabstwa York.Pan Norrell i Lascelles siedzieliw karecie, Lucas i Davey na kozle, Childermass zaś jechał wierzchem.Na rogatce IslingtonLucas zsiadł, by zapłacić poborcy.W powietrzu czuć było zapach śniegu.Pan Norrell wpatrywał się bezmyślnie w rzęsiście oświetloną witrynę ekskluzywnegosklepu o przestronnym wnętrzu i eleganckich nowoczesnych krzesłach dla klientów.Wystrójsklepu był tak wyrafinowany, że trudno było się domyślić, jakie towary tu oferują.Na jednymz krzeseł leżała sterta rzeczy o jaskrawych barwach - pan Norrell nie potrafił powiedzieć, czyto szale, tkaniny na suknie, czy coś całkiem innego.W sklepie znajdowały się trzy kobiety.Jedna z nich, bystra, elegancka osoba, w Spencerze przypominającym strój huzaraobramowany futrem i obszyty sutaszem, była klientką.Na głowie miała rosyjską czapę.Wciąż ją podtrzymywała jakby w obawie, że czapa spadnie.Sprzedawczyni była ubranaskromniej, w prostą ciemną suknię; za nią stanęła drobna asystentka, która kłaniała się zszacunkiem i dygała nerwowo, gdy tylko ktoś na nią spojrzał.Klientka i sprzedawczyni niezajmowały się interesami, tylko ucięły sobie ożywioną pogawędkę.W innychokolicznościach ta scenka z pewnością nie zainteresowałaby pana Norrella, teraz jednakchwyciła go za serce, sam nie rozumiał dlaczego.Pomyślał przelotnie o pani Strange i ladyPole.Nagle coś przeleciało między nim a tą beztroską scenką - coś, co wyglądało jaknamacalny fragment ciemności.Pan Norrell był pewien, że to kruk.Zapłacono myto, Davey chwycił lejce i kareta ruszyła ku Archway.Po chwili zacząłpadać śnieg.Mokry wiatr tłukł o karetę, kołysząc nią z boku na bok.Wciskał się w każdąszczelinę, mroził ramiona, nosy i stopy.Pan Norrell czuł się niepewnie, gdyż Lascelleszachowywał się wyjątkowo dziwacznie.Był podniecony, wręcz rozradowany, a pan Norrellnie miał pojęcia, z jakiego powodu.Kiedy wył wiatr, Lascelles wybuchał śmiechem, jakbywicher miał go wystraszyć, a on postanowił mu pokazać, że się go nie boi.Gdy zauważył, że pan Norrell bacznie mu się przygląda, powiedział:- Zastanawiałem się.To drobiazg! Pan i ja wkrótce poradzimy sobie ze Strange em ijego sztuczkami.Ministrowie to gromada starych bab! Brzydzą mnie! Tyle wrzasku o jednegowariata! Zmiać mi się chce na samą myśl o tym! Oczywiście, Liverpool i Sidmouth sąnajgorsi! Od lat nie raczyli wystawić nosa za drzwi ze strachu przed Bonapartem, a terazumierają z przerażenia, bo Strange zwariował. - Och, myli się pan! - oświadczył pan Norrell.- Bardzo się pan myli.Zagrożenie zestrony Strange a jest olbrzymie.Bonaparte to pestka w porównaniu z nim.Nie powiedział mipan jednak, co mówił Drawlight.Bardzo chciałbym zobaczyć jego list.Powiem Daveyowi,żeby zatrzymał się w Aniele w Hadley, i wtedy.- Nie mam listu.Został na Bruton Street.- Ale.- Drogi panie! - Lascelles wybuchnął śmiechem.- Proszę się nie przejmować.Przecieżmówiłem, że to nie ma żadnego znaczenia.Dobrze pamiętam jego treść.- Co napisał?- %7łe Strange oszalał i uwiązł w wiecznej ciemności, co wiedzieliśmy już wcześniej, i.- Jaką formę przybrało jego szaleństwo? - przerwał pan Norrell.Zapadła cisza.- Głównie wygaduje bzdury.Ale w końcu robił to już dawniej, prawda? - Lascellesznów się roześmiał.Zauważywszy wyraz twarzy pana Norrella, nieco jednak spoważniał.-Bełkocze o drzewach, kamieniach, Johnie Uskglassie i.- rozejrzał się w poszukiwaniuinspiracji -.niewidzialnych pojazdach.O, tak! Pewnie pana rozbawi, że ukradł palce kilkuweneckim dziewicom.Po prostuje zabrał! Trzyma te palce w szkatułkach!- Palce?! - wykrzyknął pan Norrell zaniepokojony.Najwyrazniej informacja tawywołała w nim jakieś nieprzyjemne skojarzenia.Zastanawiał się przez moment, ale nic ztego nie rozumiał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •