[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Posadzka w lodziarni Baileya wywoływała we mnie znany już niepokój.Znajdował się na niejczarno-biały wzór szachownicy, ułożony z dużych płytek, większych od tych, które widywałam wsupermarketach.Gdybym wpatrywała się wyłącznie w białe płytki, nie byłoby tak zle, ale przecież niesposób nie widzieć tych czarnych.Ten kontrast bardzo mi przeszkadzał.W lodziarni Baileya zawsze byłampoirytowana.Posadzka mówiła: tak", nie", to", tamto", w górę" w dół", dzień", noc" wyrażaławszystkie wątpliwości i przeciwstawności, które już w samym życiu były nie do zniesienia, bez potrzebyartykułowania ich na posadzce.Obsługiwał jakiś nowy chłopak.Podeszłyśmy do lady całą ławą. Wezmiemy osiem lodów w wafelkach. Jedna z pielęgniarek złożyła zamówienie. Oczywiście, proszę bardzo odpowiedział chłopak, sięgając po wafelki.Miał sympatyczną, trochępryszczatą twarz.Minęło sporo czasu, zanim wszystkie zdecydowałyśmy się na wybór smaku.Zawsze zabierało nam tomnóstwo czasu. Miętowy na patyku zażądała dziewczyna Martiana. Wystarczy, jeśli powiesz po prostu: miętowy napomniała ją Georgina. Miętowy na kutasiku. O rany, jak Boga kocham. skarżyła się Georgina. Miętowy na łechtaczce.Tym razem dziewczyna Martiana dostała od pielęgniarki reprymendę w postaci lekkiego szturchańca.Nikt więcej nie domagał się już miętowego smaku, największym wzięciem cieszył się smakczekoladowy.Wiosną pojawiło się w lodziarni Baileya coś nowego: brzoskwiniowa melba.Zamówiłam tensmak dla siebie. Mają być orzeszki?* zapytał chłopak.Wszystkie spojrzałyśmy krzywo na siebie.Powiedzieć mu dwa słowa? Pielęgniarki wstrzymały oddech.Za oknem ćwierkały wiosennie ptaszki. Obejdzie się bez orzeszków rzuciła w końcu Georgina.* W języku angielskim słowo nuts (orzeszki) oznacza także wariat", świrus".KontrolaKontrola co pięć minut, kontrola co piętnaście minut, kontrola co trzydzieści minut.Niektórepielęgniarki, otwierając drzwi, uprzedzały głośno: Kontrola!" Klik obrót gałką klamki; szszs szelestotwieranych drzwi, kontrola!", szszs szelest zamykanych drzwi, klik obrót gałką klamki.Kontrola copięć minut zbyt mało czasu na natrysk, wypicie filiżanki kawy lub przeczytanie trzech stron książki.Kiedy kilka lat pózniej pojawiły się elektroniczne zegarki cyfrowe, przypominały mi tamte upływającepięć minut między dwiema kontrolami.W taki sam sposób zabijały czas; wolno, odcinając sekundy jedna podrugiej, wrzucając je krótkim piśnięciem do kosza na śmieci, a w końcu informując, że czas już sięskończył.Klik, szszs, kontrola!", szszs, klik: następne pięć minut z życia spuszczone z wodą.I następnepięć minut przeżyte w tym miejscu.Po jakimś czasie przeszłam na kontrole co trzydzieści minut, ale Georgina pozostawała napiętnastominutówkach, tak więc dopóki zajmowałyśmy wspólny pokój, dopóty zmiana nie miała dla mnieznaczenia klik, szszs, kontrola!", szszs, klik.Był to jeden z powodów, dla których wolałyśmy siedzieć w korytarzu, naprzeciw dyżurki pielęgniarek.Dyżurnej wystarczyło wychylić głowę i zerknąć na nas czujnym okiem bez zakłócania naszego spokoju.Niekiedy pielęgniarki miały dość tupetu, aby zapytać, gdzie ktoś jest.Klik, szszs, kontrola!" Widziałyście Polly? Nie mam zamiaru odwalać za ciebie twojej roboty burczała Georgina.Szszs, klik.Ale zanim się obejrzałeś, już były z powrotem klik, szszs, kontrola!", szszs, klik.To nigdy nie miało końca, nawet wieczorami, kontrole kładły nas do snu, były naszą kołysanką.Naszymmetronem, pulsem.Były całym naszym życiem odmierzanym w dawkach niewiele większych odprzysłowiowej łyżeczki do herbaty.Może łyżki stołowej? Ayżka życia, dwie łyżki życia.Stara, wgnieciona,wyszczerbiona, blaszana łyżka, wypełniona po brzegi czymś, co powinno być słodkie, ale było pełnegoryczy, czymś, co minęło i odeszło, a czego nawet nie zdążyłyśmy posmakować; naszym życiem.Ostre narzędziaNożyczki do paznokci.Pilniczek do paznokci.Maszynka do golenia.Scyzoryk (ten od ojca na jedenasteurodziny).Szpilka do włosów (ta sama, którą dostałaś po zdaniu matury, z dwiema maleńkimi, różowymiperełkami).Złote kolczyki Georginy (to chyba żarty! Popatrz tu z tyłu pielęgniarka pokazuje na kolczykuwyostrzone zagięcia widzisz, to jest ostre).Pasek.(Mój pasek? Co tu się dzieje?! Wszystkiemu jestwinna klamra; jej wydłużoną, metalową częścią można sobie wydłubać oko.) Nóż.No dobrze, nożestanowią wyjątek.Ale dlaczego widelce i łyżki? Noże, widelce i łyżki.Przy jedzeniu posługiwałyśmy się plastikowymi sztućcami.Pobyt w naszym szpitalu był jednym, niekończącym się piknikiem.Kiedy stary, stwardniały befsztyk kroi się plastikowym nożem, a odcięty kawałek nakłada na plastikowywidelec (tępe zęby widelczyka nigdy nie wbijały się w mięso i trzeba było używać go jak łyżki), wtedynaprawdę wszystko inaczej smakuje.Któregoś miesiąca spóznili się z dostawą plastikowych sztućców i podczas jedzenia używaliśmytekturowych łyżek, noży i widelców.Jadłeś coś kiedykolwiek tekturowym widelcem? Wyobraz sobie, jak tosmakuje; na języku czujesz szorstkie grudki tektury, wpychasz jedzenie do ust, a tekturę wypluwasz.A golenie nóg?Oto przykład.Podchodzisz do dyżurki. Chcę sobie ogolić nogi. Minutkę. Ale ja teraz idę się kąpać i teraz chcę ogolić sobie nogi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]