[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Otto zbierał informacje o Christianie? - spytał.- Ktoś tak kryształowo uczciwy jak Otto Burke nie zni\yłby się do czegoś takiego -odparł jakby nigdy nic Larry.- Mów do mnie jeszcze.Usta Larry ego znów drgnęły w stłumionym uśmiechu.- To nie wyjdzie poza te ściany, Bolitar - powiedział.- Rozumiesz?- Tak jest.- Myron poło\ył rękę na sercu.- Słowo honoru.- Burke zatrudnił cały dział ochrony.Prześwietlają ka\dego pracownika.W tym mnie.Mają te\ siatkę informatorów.Credo jest bardzo proste: jeśli wiesz coś kompromitującego októrymś z Tytanów, Otto Burke dobrze ci za to zapłaci.Jeden z jego informatorów natrafił naten magazyn.- W jaki sposób?- Nie wiem.Mo\e stale go czyta.- Jak się nazywa?- Brian Sanford.Parszywy typek.Pracuje w Atlantic City.Kręci się po kasynach.Zledzi hazardzistów i im podobnych.Wystarczy, \eby któryś z Tytanów nakarmiłćwierćdolarówką automat, raz - dwa o tym donosi, zwłaszcza od czasu tej afery z ojcemMichaela Jordana.Burke lubi trzymać rękę na pulsie.Daje mu to przewagę w negocjacjach.- Dzięki.- Myron wstał.- Jestem wdzięczny.- Tylko nie myśl sobie, Bolitar, \e zostaliśmy kumplami.Pamiętaj na przyszłość, \ecię nie lubię.Rozumiesz?- Ale teraz prze\ywamy miodową chwilę, no nie? Hanson oparł łokcie na biurku idzgnął w jego kierunku palcem. - Dla mnie jesteś upierdliwym zasrańcem.Następnym razem to poczujesz.Myronrozpostarł ręce.- No, co ty, Larry! Ju\ teraz padnijmy sobie w ramiona.- Mądrala.- Mam rozumieć, \e odmawiasz?- Zrób coś dla mnie, Bolitar.- Dla ciebie wszystko, bystrooki.- Wez dupę w troki i spadaj w podskokach. 43Myron zadzwonił do Briana Sanforda.Odezwała się automatyczna sekretarka.Nagrałna nią wiadomość, \e ma du\ą sprawę, za dziesięć tysięcy dolarów, i \e wpadnie do jegobiura o siódmej wieczorem.Był pewien, \e go zastanie.Za dziesięć patyków łajza taka jakBrian Sanford pozwoliłby zastrzelić rodzoną matkę.Następnie zatelefonował do agencji.- RepSport MB - zgłosiła się Esperanza.- Pokazałaś Lucy zdjęcie? - spytał.- Tak.- I?- Masz swojego nabywcę zdjęć.- Lucy jest pewna?- W stu procentach.- Dzięki.Odło\ył słuchawkę.Poniewa\ miał wolną godzinę, pojechał do biura powiatowegolekarza sądowego.Postanowił sprawdzić pewien domysł.Parterowy budynek z cegły, w którym do niedawna pracował Adam Culver, wyglądałjak mała szkoła podstawowa.Metalowe krzesła z cienkimi siedziskami te\ przypominałynauczycielskie.Pisma w poczekalni pochodziły z czasów sprzed Watergate, a wytarte,po\ółkłe płytki podłogowe były jak posadzka z reklamy przed umyciem cudownym środkiemczyszczącym.Nic nie zdobiło tego wnętrza.- Czy zastałem doktor Li? - spytał recepcjonistkę.- Dam jej znać, \e ma gościa.Sally Li była Chinką.Zbli\ała się do czterdziestki, ale wyglądała znacznie młodziej.Nosiła dwuogniskowe okulary.Z kieszeni jej szpitalnego, czystego, nienoszącego śladówkrwi stroju sterczała paczka papierosów.Papierosy i uniform chirurga? Pasowały jak pepegido fraka.Spotkali się ju\ kilka fazy.Sally Li pojawiała się na wielu uroczystościach rodzinnychCulverów.Od dziesięciu lat była prawą ręką Adama.Myron cmoknął ją na powitanie wpoliczek.- Wiem od Jessiki, \e badasz okoliczności śmierci Adama - powiedziała bez \adnychwstępów. Skinął głową.- Mo\emy porozmawiać?- Jasne.Wprowadziła go do gabinetu wypranego z charakteru.śadnych rzeczy osobistych.Du\o podręczników patologii.Metalowe biurko.Metalowe krzesło.Mały magnetofon,u\ywany zapewne podczas autopsji.Na ścianie dyplomy naukowe.Sally Li nie była mę\atką,nie miała dzieci, więc na biurku nie stało zdjęcie.Za to wielka popielniczka, z którejwysypywały się niedopałki.Potarła zapałką draskę i zapaliła papierosa.- Jak leci? - spytała.- Doktor medycyny i pali.Nieładnie.- Moi pacjenci się nie skar\ą.- Nie da się ukryć.Zaciągnęła się głęboko.- Co chcesz wiedzieć? - spytała.- Czy ty i Adam mieliście romans?- Tak - odparła, patrząc mu prosto w oczy.- Cztery lata temu.Przez tydzień.- Adam miał du\o romansów?- Skąd mogę wiedzieć.Kilka.Dlaczego pytasz?- Próbuję połączyć kilka faktów.- W związku z jego śmiercią?- Tak.Zdjęła okulary.- A co \ycie miłosne Adama ma z tym wspólnego?- Prawdopodobnie nic.Jak się zachowywał podczas dwóch ostatnich miesięcy?- Trochę dziwnie - odparła bez wahania.- To znaczy? Chwilę się zastanawiała.- Przestał mnie dopuszczać do powa\nych przypadków.Zajmował się nimi sam.- I to było niezwykłe?- Niebywałe.Nad takimi sprawami zawsze pracowaliśmy razem.- A te przypadki& Chodziło o dziewczyny zabite w lesie?Wpatrzyła się w niego.- Od kogo się dowiedziałeś?- Domyśliłem się.- Niesamowite. - Powiedziałaś o  powa\nych przypadkach.Czytam gazety.A gazety piszą tylko otakich.Nie uwierzyła mu, ale nie drą\yła tematu.- A inne symptomy? - spytał.Znów się zaciągnęła.- Był bardzo rozkojarzony.Mówiłeś do niego, kiwał głową, ale cię nie słuchał.- Jeszcze coś?Zgasiła mocno niedopalonego papierosa i zapaliła następnego.- To nowa metoda na rzucenie palenia - wyjaśniła.- Wypalam tyle samo papierosów,ale z ka\dym dniem mniej się zaciągam.Stopniowo się ograniczam a\ do skutku.W tymtempie zajmie mi to najwy\ej dwanaście lat.- Powodzenia.- Dziękuję.- Co poza tym? Wydmuchała dym.- Jeśli chodzi o tę ostatnią dziewczynę znalezioną w lesie, Adam zlecał du\o dziwnychbadań.- Jak to dziwnych?- Zbytecznych.Moim zdaniem.- Nie zidentyfikowaliście zwłok, prawda?- Tak.- Mo\e zamawiał te badania, \eby ustalić jej to\samość.- Mo\e.Tyle \e zlecał je oddzielnie.Czekał na wyniki jednego badania i zamawiałnastępne.Pomiary antropologiczne, kształtu i rozmiarów kości czaszki, miednicy, stanuskostnienia, szwów czaszkowych.- Mówi ci to coś?Wzruszyła ramionami.- Nic mi to nie mówi.To przykład tego, co nazywam dziwnym zachowaniem.Tenprzypadek od początku był osobliwy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •