[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Możekiedy skończę siedemnaście lat, to wtedy zachce mi się męża i dzieci.- Cze-sząc i układając włosy Cassie, Rosina ciągnęła: - To dla mnie zaszczyt, pa-nienko, naprawdę, że mogę być w willi Parese.Il signore jest szanowanym ipodziwianym szlachcicem, pomimo tego że.Na jej pulchne policzki wystąpił rumieniec.- %7łe jest w połowie Anglikiem - dokończyła Cassie z uśmiechem.- Si, signorina.Chociaż mało kto teraz o tym myśli.Tylko ta jego ostatniawyprawa do Anglii ludziom przypomina.- Przerwała, skupiając się na grubymwarkoczu, który właśnie plotła.Cassie nieszczególnie lubiła warkocze, ale się nie odzywała, ciekawa re-zultatów.Po kilku chwilach popatrzyła w lustro ze zdumieniem i musiała przy-znać, że dzieło Rosiny przypadło jej do gustu.Pokojówka ułożyła jej włosy wstylu, który Cassie określiłaby mianem rzymskiego, z cienką koroną uplecionąwokół głowy i resztą włosów opadającą na plecy.- Zlicznie, Rosino - powiedziała i potrząsnęła lekko głową, by poczuć, jakwłosy swobodnie falują.- Sama nigdy bym tak nie potrafiła.- Cassie do-strzegła, że oczy dziewczyny rozbłysły z radości.Zaraz przekornie dodała: -Muszę podziękować twojej ciotce, że cię tu sprowadziła.SR W rzeczywistości jednak ciotka Rosiny była ostatnią osobą, którą Cassiemiała ochotę oglądać.Ale Marrina stała u stóp schodów, mrużąc oczy, jakbyjuż z przyzwyczajenia.W ręku trzymała szmatkę do kurzu.- Che cosa Le abbisogna, signorina?Cassie zagryzła zęby, słysząc to nieuprzejme pytanie.Czy czegoś chcę?Zaraz jej powiem, czego chcę! Cassie uznała, że czas pokazać tej najeżonejkobiecie, kto tu rządzi.Cassie wyprostowała się i stanęła na pierwszym schod-ku, żeby móc patrzeć na służącą trochę z góry.Chłodnym tonem powiedziała:- Tak, chciałabym, żebyś przyniosła mi szklankę lemoniady, Marrino.Mabyć zimna, pamiętaj, i nie za słodka.Będę w bibliotece z il signore.Marrina miała drobne ściśnięte z przodu zęby, które, jak beznamiętniezauważyła Cassie, z pewnością utrudniały jej prychanie.- Jestem bardzo spragniona, Marrino.Teraz wybaczysz.- Cassie obeszłamilczącą uparcie służącą.- Mille grazie! - Przeszła jeszcze kilka kroków, kiedycoś ją podkusiło i odwróciła się, by uprzejmie zapytać: - Wybacz, Marrino, tyjesteś signora czy signorina?- Signora! - warknęła Marrina.Odwróciła się na pięcie i znikła w drzwiach po drugiej stronie wielkiegoholu.Cassie wciąż się uśmiechała, myśląc o swoim drobnym triumfie, gdy sta-nęła przed dębowymi drzwiami biblioteki.Chwytała już za klamkę w kształciegryfa, ale dobiegł ją ze środka głos hrabiego.Albo mówił do siebie, albo niebył sam.Przez kilka chwil stała pod drzwiami, aż zdołała przekonać się, że niemoże być taką strachliwą idiotką.Gość hrabiego, kimkolwiek jest, nie możebyć gorszy od Marriny.Potrząsnęła dumnie głową i weszła.SR Bibliotekę zdążyła obejrzeć tylko przelotnie, gdyż rano spieszno jej byłowrócić do odkrywania ogrodów.Ten obity ciemną boazerią pokój od razuwzbudził jej niechęć.Ciężkie skórzane krzesła i mahoniowe biurko onieśmiela-jących rozmiarów były, jak na jej gust, zbyt ponure i poważne.Hrabia stał przy biurku.Miał na sobie ten sam strój złożony z czarnychbryczesów, luznej białej koszuli i czarnych butów.Prawą ręką dodatkowo pod-pierał lewą, która spoczywała na temblaku.Podniósł wzrok i powitalnyuśmiech rozjaśnił mu twarz.Cassie spojrzała na młodzieńca, który opierał sięswobodnie o czarno-biały marmurowy kominek, ręce trzymając w kieszeniachkamizelki.Jego czarne włosy były upudrowane i związane starannie na karkugranatową aksamitną wstążką.Był stosunkowo drobnej budowy, wzrostemniewiele przewyższał Cassie, ale jego ciało zachowywało idealne proporcje.Czarne brwi, unoszące się w kierunku skroni, kreśliły zmysłowe łuki naddziwnie znajomymi oczami.Ze swoją piękną oliwkową cerą w każdym calupasował do wizerunku eleganckiego włoskiego dżentelmena.Powoli rozchylił wargi i uśmiechnął się do niej, lekko zginając się w pa-sie na znak szacunku.Ma w sobie także dużo gracji, pomyślała Cassie, odwza-jemniając uśmiech.- Moja droga Cassandro - zwrócił się do niej hrabia.- Mam dla ciebieniespodziankę.To mój przyrodni brat, Caesare Bellini.Zrobił on krok w przód i stanął koło hrabiego.Wówczas Cassie dostrze-gła podobieństwo.Miał te same wysokie kości policzkowe i ten sam prostyrzymski nos.Zobaczyła w oczach młodego mężczyzny atrakcyjny błysk, kiedyogarniał wzrokiem każdy szczegół jej wyglądu.Kiedy się do niej odezwał,mówił wolno i wyraznie, jakby w obawie, że go nie zrozumie:- Jestem zaszczycony, signorina.Willa Parese nigdy jeszcze nie oglądałatakiej piękności.SR Nie oglądała, powtórzyła w myślach Cassie.Mówi to tak, jakbym byłajakimś rzadkim okazem, dziełem sztuki albo rasową klaczą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •