[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem dzwoniły dzwony, dzielono na części tort,a chłopiec w odświętnym ubraniu, przestępując z nogi na nogę, stał na stopniach kościoła obokswej wybranki w białych muślinach, z włosami ufryzowanymi w loki na tę uroczystą okazję.Zanim jednak upłynął rok, księ\yc i gwiazdy mogły sobie świecić całą noc, oni ju\ tego niedostrzegali; chłopak wracał wieczorem z pola, zmęczony całodzienną pracą, i krzyczał gburowato,\e kolacja jest przypalona, dziewczyna zaś z rozlaną figurą i ju\ bez loków odszczekiwała mu się zpokoju na piętrze, chodząc tam i z powrotem z zawiniątkiem na ręku, które miauczało jak kot i niechciało zasnąć.Nie było ju\ wtedy mowy o odbiciu księ\yca w wodzie.Nie, Mary nie maromantycznych złudzeń.Miłość jest tylko ładną nazwą, to wszystko.Jem Merlyn jest mę\czyzną,ona jest kobietą, i czy to sprawiają jego ręce, jego skóra, czy jego uśmiech, nie wie, ale coś w niejodpowiada na to wezwanie i sama myśl o nim dra\ni, a zarazem podnieca.Nęka ją ustawicznie,dokucza, nie daje jej spokoju.Wie, \e będzie musiała go znów zobaczyć.Spojrzała na szare niebo i nisko nawisłe chmury.Je\eli ma jechać do Launceston, najwy\szyczas ubrać się i wyruszyć.śadnych wymówek nie będzie - stwardniała przez ostatnie cztery dni.Ciotka Patience mo\e myśleć, co jej się \ywnie podoba.Je\eli ma choć odrobinę intuicji, domyślisię, \e Mary nie chce jej widzieć.Spojrzy na mę\a, na jego krwią nabiegłe oczy, na rozdygotaneręce, i wszystko zrozumie.Raz jeszcze, mo\e po raz ostatni, alkohol rozwiązał mu język.Wujzdradził swoją tajemnicę i Mary trzymała w ręku jego przyszłość.Nie zadecydowała jeszcze, jakiu\ytek zrobi z tego, czego się dowiedziała, ale ju\ go więcej nie będzie ratować.Pojedzie dziś zJemem do Launceston i tym razem on będzie musiał odpowiadać na jej pytania; spokornieje chyba,kiedy zda sobie sprawę, \e ona ju\ się ich obu nie boi, lecz mo\e ich w ka\dej chwili zgubić.A jutro - có\, jutro będzie nowy dzień.Zawsze przecie\ istnieje Francis Davey i jego obietnica;znajdzie się dla niej zaciszne schronienie na probostwie w Altarnun.Dziwne ma tego roku Zwięta, myślała maszerując przez Wschodnie Torfowisko i kierując się wstronę Hawk's Tor.W zeszłym roku klęczała w kościele obok matki i modliła się o siłę i odwagędla nich obu.Modliła się o spokój ducha i bezpieczeństwo; prosiła, aby Pan Bóg pozostawił jejmatkę jeszcze przez długi czas i aby farma dawała dochody.W odpowiedzi przyszła choroba,nędza i śmierć.Mary jest teraz sama, uwikłana w sieć bestialstwa i zbrodni, mieszka w domu,którego nienawidzi, wśród ludzi, którymi gardzi, i idzie przez jałowe, nie\yczliwe torfowiska naspotkanie z koniokradem i mordercą.Nie będzie w te Zwięta zanosiła modłów do Boga.Zatrzymała się na wysokim terenie nad Rushford i ujrzała w oddali nadciągającą małąkawalkadę: kuca zaprzę\onego w kariolkę i dwa inne konie uwiązane z tyłu.Woznica na powitaniepodniósł w górę bat.Mary poczuła, \e rumieniec zalał jej policzki i natychmiast spłynął.Ta słabośćzawsze stanowiła dla niej udrękę i Mary marzyła o tym, baby rumieniec był czymś dotykalnym i\ywym, aby mo\na było zerwać go z policzków i podeptać.Owinęła ręce szalem i czekała,marszcząc brwi.Jem gwizdnął, zbli\ając się i rzucił jej do stóp małą paczuszkę.- Wesołych Zwiąt! - zawołał.- Miałem wczoraj w kieszeni sztukę srebra, która paliła mnie jakogniem.Masz tam nową chusteczkę na głowę.Zamierzała być z nim przy spotkaniu surowa i małomówna, ale ten wstęp utrudnił sprawę.- To bardzo ładnie z twojej strony - powiedziała.- Ale chyba niepotrzebnie naraziłeś się nawydatek.- O mnie się nie martw.Jestem do tego przyzwyczajony - odparł i zmierzył ją zwykłym swoimzuchwałym, obrazliwym spojrzeniem.- Wcześnie przyszłaś - powiedział.- Bałaś się, \e pojadę bezciebie?Wspięła się na koło, usiadła przy nim i ujęła lejce.- Przyjemnie poczuć je znów w ręku - powiedziała, ignorując jego słowa.- Mama i ja cotydzień w dzień targowy jezdziłyśmy do Helston.Wydaje mi się, \e to było bardzo dawno.Sercemi się ściska, kiedy o tym myślę.Cośmy się podczas takiej jazdy naśmiały, nawet kiedy czasy byłycię\kie.Ty tego oczywiście nie mo\esz zrozumieć.Nigdy nie dbałeś o nikogo oprócz siebie.Jem skrzy\ował ramiona i przyglądał się, jak ona sobie radzi z powo\eniem.- Ten kuc nawet z zawiązanymi oczami trafi na drugą stronę torfowiska - rzekł.- Nie ściągaj gotak mocno, dobrze? Nigdy w \yciu się jeszcze nie potknął.O, tak lepiej.To on prowadzi, pamiętaj,mo\esz mu zaufać.Coś mówiła?Mary puściła lejce wolniej i patrzała na drogę przed sobą. - Nic specjalnego - odparła.- Właściwie to mówiłam do siebie.A więc chcesz sprzedać najarmarku a\ dwa kuce?- Podwójny zysk, Mary, je\eli mi pomo\esz, dostaniesz nową suknię.Nie uśmiechaj się i niewzruszaj ramionami.Blada jesteś, oczy ci przygasły.Chora jesteś, czy mo\e brzuch cię boli?- Od czasu jak cię ostatni raz widziałam, nie wychodziłam z domu.Siedziałam w pokoju samaze swoimi myślami.Nie były dla mnie zbyt wesołym towarzystwem.Jestem znacznie starsza, ni\byłam cztery dni temu.- Szkoda, \eś tak zbrzydła - mówił dalej Jem.- Miałem nadzieję, \e wjadę do Launceston,mając przy boku ładną dziewczynę, \e mę\czyzni będą się za tobą oglądali i mrugali do mnie.Aledzisiaj marnie wyglądasz.Nie opowiadaj mi bajek, Mary.Nie jestem taki ślepy, jak ci się zdaje.Cosię stało w "Jamajce"?- Nic się nie stało [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •