[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. No, już. Popatrzyła na Nicka izadrżała na widok pożądania, które dostrzegła w jego piwnych oczach.Lisa Marie wybrała kawałek białego mięsa i skupiła swą uwagę na Nicku.  A więc, czy ma pan jakiś zawód?Nick zadumał się na chwilę, zdziwiony, uświadomiwszy sobie, że zasadniczo nie mazawodu.Udziela lekcji jazdy, kupuje i trenuje konie, jest właścicielem gazety.%7ładna z tychczynności nie mieściła się w kategorii  zawodu.Zawód  to oznaczało nudę i obowiązek. Chyba tak naprawdę to nie mam zawodu.Lisa Marie i Christie popatrzyły na siebie znacząco.Nick pochylił się ku dziewczynkom zuśmiechem. Mogę przedstawić pełne sprawozdanie finansowe, jeśli to pomoże. Czy jest pan wypłacalny?  zapytała Lisa Marie. Całkowicie. %7ładnych długów? Wczoraj zapłaciłem kartą kredytową za skrzynię pożywienia dla psów.Joel spojrzał zaciekawiony. Masz psy? Całą chmarę. O rany, mógłbym je kiedyś zobaczyć? Nick nałożył sobie puree z kartofli. Jasne.A w ogóle to możemy przecież wszyscy pojechać do mnie po kolacji i wziąć jena spacer do lasu.Joel spojrzał na matkę. Możemy?Lisa Marie nadal nie była przekonana. A ta pańska furgonetka.Nick wypił łyk wody. Ta na podjezdzie? Czemu tak śmierdzi?Nick odchylił się na krześle i wybuchnął śmiechem. Bo do połowy wypełniona jest końskim łajnem.Lisa Marie i Christie ponowniewymieniły spojrzenia. Konie?  zakrzyknęły jednogłośnie. Całe stado. Och, konie!  podchwycił Joel, podskakując na krześle. To w dobrym tonie! Niechcący potrącił swoje mleko i wszyscy rzucili się równocześnie, aby zapobiec powodzi.O rany.wlało się do groszku  oznajmił chłopiec  nie zamierzam jeść groszku z mlekiem.Nick ze swoją serwetką dołączył do ogólnych starań, aby osuszyć mleko.Uznał, że takjest nieskończenie zabawniej niż jeść samemu.Nawet gdy Fong był w domu, wspólne posiłkiograniczały się zwykle do cichych kwestii wygłaszanych zza konkurencyjnej gazety.Tenposiłek był prawdziwy.Temperatura wciąż rosła.Rozentuzjazmowany Joel, chcąc pomócprzy wycieraniu mleka, przewrócił świecznik, od którego zapalił się wiklinowy koszyk zbułeczkami, a potem lniane serwetki i koronkowy obrus.Nick odskoczył na bok.Stał jakosłupiały, podczas gdy Billie wypróbowywała na stole działanie gaśnicy.Na minutę zaległa grobowa cisza.Wszyscy gapili się na pokryte pianą pobojowisko.Nickprzerwał milczenie. Może poszlibyśmy na hamburgery? Billie była oszołomiona.  Hamburgery? A czy dostalibyśmy tłuste, słone frytki?  zagadnął Joel. I gęste koktajle? Takie, przyktórych można wyzionąć ducha, jak sieje chcę wypić przez słomkę? Taak. odparł Nick. Możemy kupić te wszystkie rzeczy.A potem możemy pojechaćdo mnie i ruszyć w teren.Co wy na to, żebyśmy wszyscy przebrali się w dżinsy i spotkali zapięć minut przy combi?Billie stała wpatrzona w spalonego kurczaka. Ale nie był taki najgorszy? Nick otoczył ją ramieniem. Cudowny.Przykro mi, że twoje jedzenie się zmarnowało.Czy to się często zdarza? Mleko rozlewa się bez przerwy.A pożar miewam zwykle raz lub dwa razy do roku westchnęła Billie. Nie musisz zabierać nas na hamburgery.Rozumiem, że chciałbyś jużpójść.  Wprost przeciwnie.Chcę posadzić Lisę na Zeke.Godzinę pózniej Nick obserwował świeżo upieczonych jezdzców, jak wyprowadzająkonie na maneż.Dał im piętnastominutową lekcję i przez ubity wybieg skierował nasąsiadujące z domem pola.Wysokie, wypalone słońcem trawy usiane były odpornymi nawszystko chabrami i fioletowymi ostami.Lekki wietrzyk poruszał bujne chwasty, chłodząckonie i jezdzców.Podążali wąską ścieżką, którą porastały po obu stronach krzewy,przerzedzone od wieczornych przejażdżek konnych, odbywających się wiosną i latem.Billie, jako jedynego chociaż odrobinę zaawansowanego jezdzca, Nick umieścił na końcuszeregu.Spoglądała przed siebie na dzieci i kochanka.Bała się, że pęknie jej serce.Nawetjeśli się nie pobiorą, będzie już zawsze kochać Nicka za to, że przesiedział spokojnie tennajgorszy w stuleciu obiad.Widziała przed sobą podskakujące na koniach dzieci i wzdychałagłęboko z zadowolenia.Jak miło było mieć je z powrotem przy sobie.Wszystko wydało siębezpieczne. Nie ma jak powolna konna przejażdżka dla uspokojenia nerwów skonstatowała.Nie należała do osób nerwowych, ale pożar na stole w jadalni to jedna z tychrzeczy, które nawet ją mogły lekko wyprowadzić z równowagi.Koń Billie podskoczył pod wpływem stłumionego odgłosu eksplozji.Zdumiona ujrzałaponad drzewami okalającymi dom Nicka mały obłok czarnego dymu.Nick wydał okrzyk zniecierpliwienia i zatrzymał konia. Eugene.Wszyscy wytężyli wzrok, żeby zobaczyć coś oprócz drzew, ale dostrzec można byłojedynie małą, dziwaczną chmurkę.Billie podjechała do Nicka. Myślisz, że wysadził kolejny samochód? Nie, to było coś znacznie mniejszego.Gdy wysadził auto, zatrzęsły się szyby wpromieniu piętnastu kilometrów. Zjechał ze ścieżki i zawrócił w kierunku domu.Chodzcie, lepiej będzie, jak sprawdzimy. To by było na tyle, jeśli chodzi o ciszę i spokój  zawyrokowała Billie.Po płonącymkurczaku przyszła kolej na zdziwaczałego kuzyna Nicka.Przy Eugenie Joel przypominałświętego. Nadjechali do domu od tyłu i nie dostrzegli żadnych widocznych szkód.Drażniącyzapach prochu przenikał powietrze, a nisko nad ziemią zawisła szara mgła. Wygląda na świecę dymną orzekł Nick. Czemu miałby rzucać świecę dymną? Nick zazgrzytał zębami. Na przynętę. O, mój Boże, co mu chodzi po głowie?I wtedy właśnie dostrzegli biały worek ułożony pośrodku patio.Usłyszeli gwizd i włączyłsię przenośny magnetofon. Uwaga, uwaga.Jeśli  chcesz, by cię usłyszano, zachowuj się głośno.Nick zakręcił się jak trąba powietrzna i odegnał konie jak najdalej od worka. Pięć, cztery, trzy, dwa, jeden. odliczał głos z taśmy.Potem grzmotnęło.Biały worekeksplodował.Christie wstrzymała konia i zaczęła węszyć. Zwięci anieli, co tak śmierdzi? Nick przekrzywił się w siodle. To chyba bomba śmierdząca. Wiecie, czym to pachnie?  zachichotał Joel. Olbrzymim. Joelu Pearce  przestrzegła Billie  uważaj, co mówisz.Wszyscy dobrze wiemy, czymto pachnie. Pewnie już do końca lata będę tak śmierdziała  skomentowała Christie. Pewnie mamto we włosach.Będę musiała ostrzyc się na łyso.Billie klepała Aksamitka po szyi, próbującgo uspokoić. Eugene!  wykrzyknęła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •