[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pewnotak.Przez wszystkie lata dorastania nigdy nie zauwa\yła,by wstydzili się okazywać przy niej czułość.Tulili się idotykali.Dom, w którym Jess się chowała, był zawszepełen miłych pogwarek, o\ywionych debat i głośnegośmiechu.Rodzice czerpali, ile mogli z \ycia, radowalisię nim, nigdy nie poddając się przeciwnościom losu.Dodnia śmierci matki.Ilekroć Adam przeje\d\ał pod łukiem z kutego \elaza,wyznaczającym granice farmy, spływało nań zbawienneuczucie głębokiego spokoju, jakby to miejsce byłobezpieczną oazą wśród pełnego niebezpieczeństwświata.Było to w istocie przedziwne, poniewa\ nie tak się tozaczęło.Przed siedmioma laty, po śmierci ojca, porzuciłpracę w firmie prawniczej w mieście i powrócił dorodzinnego domu na farmę.Od tego czasu całą energiępoświęcał stajniom, które niby wymagająca kochankazawsze potrzebowały jego pełnej uwagi i miłości izawsze było im mało.Stajnie zabrały mu właściwierodziców, którzy nie mieli ju\ czasu dla niego, inadwyrę\yły rachunek bankowy.Farma nadal znajdowała się w trudnej sytuacjifinansowej, ale wkrótce jej odbudowa zacznie przynosićowoce.Słoneczny Diabeł i Anielski Zakład miałyzdecydowanie potencjał zwycięzców, zaś koń GwiazdaPółnocy wykazywał te same zalety, jakie miał jegoprzodek, Gwiazda Faelena.Jeśli dwulatek oka\e się takdobry, jak tego był pewny Doktor" Russell, to kto wie,czy ju\ w niedługim czasie nie zgarnie jakiejś nagrody.Jego pierwsza gonitwa będzie decydującą próbą ipozwoli Adamowi oficjalne zgłosić go do stanowychwyścigów.Adam prowadził wolno, rozmyślając, jaki to był sprytny,zwabiwszy na farmę Russella.W dalszym ciąguniepokoiły go powody, dla których Doktor" przedparoma laty uciekł od świata koni.Warto byłoby się tegodowiedzieć, ale tymczasem wa\ne jest to, \e Russell jaknikt inny zna się na koniach i ich trenowaniu.Stosuje takrewelacyjne metody, \e co najmniej połowapracowników jest nim zachwycona.Z drugiej strony,jeśli w przeszłości Russella istnieje jakaś plama, tostadnina mo\e mieć problemy.Adam posiadał kontaktyw Lexingtonie i paru osobom zadał ju\ nurtujące gopytanie.Wkrótce powinien otrzymać odpowiedz.Chwilowo Russell jest mu bardzo potrzebny.Dotknął palcami blednącego siniaka pod okiem - ostatniślad głupiej awantury, w jaką wplątał się na jarmarku.No có\, musiał przyjąć na farmę i córkę, skoro takbardzo potrzebny był mu ojciec.Niestety, stanowiłazródło komplikacji, których wcale nie chciał mieć.Od chwili przyjazdu Jess trzymała się na uboczu i wcalesię nie pokazywała.Niemniej Adam coraz natrętniej czułjej obecność.Angela nieustannie o niej mówiła, takjakby odnalazła zagubioną siostrę.Parokrotnie widziałJess spacerującą między stajniami, gdzie wrzała praca.Przechadzała się niby królowa wśród swych poddanych.Tak, wyglądała jak królowa, mimo \e kuśtykała,opierając się na szczudłach, i mimo tych śmiesznychkapeluszy, jakimi zakrywała wspaniałe, rude włosy.Ani razu do niej nie podszedł.Prawdę mówiąc, zawszeznajdował sobie wymówkę, by trzymać się z daleka.Denerwowało go własne zachowanie.Nie potrafił gozrozumieć, ale wolał nie rozwodzić się nad oczywistymfaktem, \e dziewczyna bardzo mu się podoba.No có\,zwykła rzecz.Ona jest przystojną kobietą, a on dorosłymmę\czyzną.Na szczęście ma na tyle rozsądku, bydostrzec, \e Jess nie jest w jego typie.Prosta droga opadała w dół, by po chwili wspiąć się nałagodne zbocze.Adam zerknął na pastwisko po lewejstronie, gdzie pasły się zrebne klacze.Ich brzuchynabierały ju\ krągłości.Gdy w wysokiej trawie ujrzał niebieską plamę,zaniepokoił się i zwolnił.Kiedy lepiej się przyjrzał,dostrzegł, \e ma kształt sylwetki człowieka.Co więcej,spoczywającego nieruchomo w trawie, z twarzą doziemi.Wreszcie rozpoznał biały przedmiot ra\ący wsłońcu - nogę w gipsie.A więc to Jess Russell! Zjechałna pobocze, zatrzymał kabriolet, wysiadł, przeskoczyłpłot i pobiegł w kierunku le\ącej.Co te\ mogło się stać? W jakie znowu kłopotywpakowała się ta denerwująca kobieta? Czy zbli\yła sięzanadto do którejś z klaczy i ta ją kopnęła? Chyba tadziewczyna ma dość rozsądku, by trzymać się z dala odzrebnych klaczy?Kiedy pokonał co najmniej połowę odległości, ju\znacznie lepiej widział postać w pozycji, nazwijmy to,mało eleganckiej.Le\ała w całkowitym bezruchu, zrękami jakby osłaniającymi głowę.Serce mu zamarło.Znalazłszy się nad le\ącą, zapomniał, \e najpierwnale\ałoby sprawdzić, czy nie ma ran bądz złamań.Pełen niepokoju pochylił się, chwycił z pozorubezwładne ramię i jednym szarpnięciem odwrócił Jess naplecy.Był zaskoczony, ale i odczuł wielką ulgę, gdydziewczyna usiadła, szeroko otwierając oczy.A więcjest zdrowa i cała!- Co pan wyrabia? - spytała oburzona.- Wszystko w porządku? - odpowiedział pytaniem.- A dlaczego miałoby nie być? Odpoczywam naświe\ym powietrzu.- Z nosem w ziemi? Myślałem, \e coś się stało, \e jestpani.\e straciła pani przytomność.Okropnie sięprzeraziłem.- Oo? Bardzo mi z tego powodu przykro.- Odgarnęłaniesforne pasma na plecy.- Czy pan wie, \e pańskaziemia potrzebuje budulca?- Czego?- Budulca.Białka - ciągnęła z powagą.- Jeśli nie rośnietu szmaragdowa trawa, to trzeba siać więcej bermudy.Konie potrzebują protein.Niech pan spyta ojca, on panupowie, co i jak.Miał ochotę udusić ją gołymi rękami.Przestraszyła go, apotem, siedząc spokojnie na ziemi, zaczyna profesorskiwykład na temat zawartości białka w jego trawie! I onmusi tego słuchać, a serce mu jeszcze mocno bije, bonapędziła mu strachu.Lekki wietrzyk zmierzwił jejwłosy.Miała zaró\owione policzki, słońce podkreślałopiegi, na brodzie pozostała smuga czarnej ziemi.Pomyślał sobie, \e zrobiłby najlepiej, wracając dosamochodu.Jess nic się nie stało; nie ma najmniejszegopowodu, by przedłu\ał swój pobyt.Pomyślawszy to,usiadł na ziemi i skrzy\ował nogi.- Co pani tutaj robi poza badaniem mojej trawy nazawartość białka?- Wypoczywam.Czytam.I wcale nie podchodziłam doklaczy.Nawet nie zwróciły na mnie uwagi.Ale jeśli pannie chce, \ebym tu przychodziła, to nie będę.- Nie widzę powodów, dla których nie miałaby panitego robić, byleby nie zbli\ała się pani zanadto do koni.A jeśli chce pani rzeczywiście wypocząć, to zapraszamna basen za domem.Krótkie bawełniane szorty, jakie miała na sobie,uwidaczniały silne i kształtne uda.Jej szczupła sylwetkawyglądałaby wspaniale w kostiumie kąpielowym.Samsię zdziwił, z jaką łatwością przyszło mu to sobiewyobrazić.- Niezbyt dobrze pływam - odpowiedziała nazaproszenie, a następnie postukała w gips.- I jak długoutrzymałabym się na powierzchni z podobną kotwicą?Najwy\ej sekundę.- Ja myślałem po prostu o le\aku przy basenie.- Wytrzymałabym trzydzieści minut, a pózniejmusiałabym oskrobywać z siebie pokłady piegów.-Zaczęła oglądać skórę nad dekoltem.- Nawet i tu, wpółcieniu, jest zbyt du\o słońca.Adam patrzył jak urzeczony, gdy palcami wodziła poskórze, sięgając niemal piersi.Zaczerwienił się i ztrudem przełknął ślinę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]