[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Duncan mógł już do końca życia niepracować.Ale pracował, chociaż Fran nigdy dokładnie nie wiedziała, czymwłaściwie się zajmuje.Sam nazywał się konsultantem.Mniejsza o ropę, powiedział wkrótce po tym, jak się poznali.Przyszłośćwysp będzie zależeć od turystyki, ekoturystyki.Zajął się reprezentowaniem106 Szetlandów wobec całego świata, doradzając miejscowym biznesmenom, po-pierając rodzimą sztukę i rzemiosło.Miał biuro w Lerwick i wyjeżdżał na kon-ferencje z ważnymi ludzmi do Glasgow, Londynu i Aberdeen.Rozsadzała goenergia i to stanowiło element jego uroku osobistego.Jezdził jak rajdowiec iprowadził międzynarodowe rozmowy przez telefon komórkowy - było w tymcoś podniecającego.I ona dała się temu uwieść.Poznała go, kiedy wysłano ją na Szetlandy, żeby zrobiła zdjęcia do artykułuo młodym projektancie z Yell, który sprzedawał swoje fascynujące stroje wekskluzywnych sklepach w Nowym Jorku i Tokio.Ale nie w Londynie.Tam niebyli nimi zainteresowani, ale wkrótce po pojawieniu się artykułu projektantzaczął dostawać propozycje również od wielu brytyjskich domów mody.Właśnie Duncan wystąpił z pomysłem opublikowania artykułu - działając wroli konsultanta, jak przypuszczała Fran - i wyjechał po gościa na lotnisko.Odrazu ją oczarował.Zaprosił ją na obiad w mieście, potem zawiózł na zachodniewybrzeże.Spacerowali wzdłuż klifów; w oddali widziała latarnię morską Foula.Kochali się w łóżku na antresoli łodzi mieszkalnej w Scalloway, gdzie przezotwarte okno dobiegał plusk wody i wpadało niegasnące światło.Sądziła, żeDuncan tam mieszka, nie zdając sobie sprawy, że to tylko jedno z miejsc, któreon posiada i wynajmuje turystom.Zaledwie część jego imperium.Pomyślała, że na tym koniec, nie przypuszczała, że spotka się z nim znowu.Następnego ranka poleciała do domu zmęczona i lekko zawstydzona.To był jejpierwszy romans na jedną noc.A potem zjawił się w jej londyńskim biurze zszampanem i jednym z cudownych swetrów młodego projektanta, o którychwiedziała, że kosztują niemal jej miesięczną pensję. Musisz mieć coś ciepłegodo noszenia, kiedy przyjedziesz, aby ze mną zamieszkać , powiedział.W końcu przyjechała, żeby z nim mieszkać, ponieważ jak każda inna kobie-ta dawała się nabrać na wspaniałe gesty.Poza tym od pierwszej wizyty poko-chała wyspy.Czy zakochała się w Duncanie, czy w tych miejscach? Czy szam-pan i sweter przekonałyby ją, żeby przeprowadziła się do Birmingham?Pobrali się dopiero, kiedy Cassie była już w drodze.Właściwie nie planowa-li dziecka, ale Fran zaskoczyła niejednoznaczna postawa Duncana.Oczekiwała,107 że będzie równie rozemocjonowany jak ona.Ciąża jest dramatycznym przeży-ciem, prawda, a on tak kochał dramaty. Chyba powinniśmy się pobrać , po-wiedział ostrożnie, niemal jakby liczył, że ona zaproponuje inne rozwiązanie. Po co? - zawołała.Była przecież niezależną kobietą. Nie musimy brać ślubu.Możemy żyć tak jak dotąd.Z tą tylko różnicą, że będzie jeszcze dziecko. Nie ,odparł. Powinniśmy się pobrać.Uznała to za oświadczyny.Marzyła, żeby sięjej oświadczył, ale wyobrażała sobie cudowne okoliczności.Przynajmniej wParyżu.A potem, kiedy Cassie miała sześć miesięcy, Fran przyłapała Duncana włóżku z inną, zamężną starszą kobietą, też szetlandzką arystokratką - korzeniejej rodu sięgały czasów norweskiego panowania.Wydawało się, że ich romanstrwa od lat i z całą pewnością byli już ze sobą, gdy Fran przyjechała robić zdję-cia.Większość ich przyjaciół wiedziała o tym związku i traktowała go jako cośoczywistego.Fran znała tę kobietę.Cóż, nawet uważała Celię za przyjaciółkę.Wyobrażała ją sobie jako idealną matkę.Celia była silna, niezależna, niekon-wencjonalna.Miała niezwykły styl, nietypowy dla mieszkanek wyspy - nosiłamnóstwo czarnych rzeczy, długie kolczyki ze srebra, muszli lub bursztynu,używała jaskrawoczerwonej szminki.Wyszła za mąż wbrew woli swojej rodzi-ny.Fran zebrała rzeczy córeczki i pierwszym samolotem odleciały do Londynu.Nie chciała słuchać wyjaśnień Duncana.Uznała, że jest żałosny.Czyżby miałkompleks Edypa? Zorientowała się, że on nigdy nie zrezygnuje z Celii.Franpostanowiła urządzić sobie życie na nowo.Przekonała siebie, że bardziej zrani-ła ją zdrada podziwianej kobiety niż męża.Ale kiedy Cassie zbliżała się do wieku szkolnego, Fran przeżyła kryzys i bo-leśnie rozstała się z kolejnym partnerem.Czuła potrzebę, żeby uciec i ukryć sięgdzieś.Znowu ta jej duma.Nienawidziła myśli, że będzie musiała odbywaćupokarzające rozmowy z przyjaciółmi.Szetlandy leżały najdalej, gdzie mogła-by pojechać.Poza tym nie chciała pozbawiać Cassie kontaktu z rodzonym oj-cem.Mógł być porąbanym dupkiem, ale kochał córkę.Ona sama nigdy niepoznała swojego ojca.Rozstał się z jej matką tuż po narodzinach Fran.Zacząłnowe życie, założył nową rodzinę i całkowicie odciął się od poprzedniej.NiechCassie przynajmniej ma lepiej.108 Fran przypominała to sobie w kółko, bardzo wolno jadąc oblodzonymi dro-gami na północ przez ogromne pustkowia torfiastych wrzosowisk.Jak zawszewracało to samo pytanie - właściwie co takiego Duncan widział w Celii?Owszem, bił od niej ekscentryczny powab, ale miała przecież już dorosłegosyna.Wkrótce będzie siwa, jeżeli nie zacznie farbować sobie włosów.PrzecieżFran z całą pewnością prezentowała się bardziej atrakcyjnie.Te rozmyślaniawciąż wywoływały w niej złość.Poczucie niepewności odciągnęło jej myśli odśmierci Catherine Ross i starego szalonego człowieka na Hillhead.Zazwyczaj po odebraniu Cassie nie spędzała ani chwili z byłym mężem.Mówiła tylko tyle, żeby okazać uprzejmość i pokazać córeczce, że rodzice żyjąw zgodzie.Dzisiaj była skłonna zatrzymać się dłużej.Nie miała ochoty na-tychmiast wracać do Ravenswick.Nawet policja i straż przybrzeżna nie dawałyjej poczucia bezpieczeństwa.W Londynie, w dzielnicy, gdzie mieszkała, zda-rzały się napady i gwałty, a raz na ulicy tuż pod domem doszło do strzelaniny.Ale nigdy nie czuła się tak zagrożona.Dom Duncana znajdował się w małej dolinie niedaleko rozległej, piaszczy-stej zatoki.Wielka, trzypiętrowa gotycka budowla z granitu i łupka, z wieżą wjednym rogu, została wkomponowana w zbocze tak, że wzgórze osłaniało jąprzed wiatrami.Z jednej strony, w zaciszu doliny znajdował się ogrodzonymurkiem gaj karłowatych jaworów.Były to jedyne drzewa w promieniu pięć-dziesięciu kilometrów.Przypomniała sobie, kiedy po raz pierwszy zobaczyłaten dom [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •