[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.401 Henryk Sienkiewicz- Tak waszmość myślisz?.Hm! może masz i słuszność, ale mi nawaćpana mruczno.- To przestań mruczeć.Tęgi z waszmości żołnierz! No! a dawajno gęby, byśmy się w nienawiści spać nie układli.- Niechże tak będzie - rzekł Kmicic.I padli sobie w objęcia.402 Potop t.2ROZDZIAA 24Orszak królewski pózną nocą dotarł do %7ływca i prawie niezwrócił uwagi w miasteczku, przerażonym niedawnym napademszwedzkiego oddziału.Król nie zajeżdżał do zamku, który poprzed-nio już był spustoszony od Szwedów, a w części spalony, ale stanąłw plebanii.Tam Kmicic rozpuścił wiadomość, iż to poseł cesarskize Zląska udaje się do Krakowa.Jakoż nazajutrz wyruszyli ku Wadowicom i dopiero znacznie zamiastem skręcili do Suchej.Stamtąd przez Krzeczonów mieli jechaćdo Jordanowa, stamtąd do Nowego Targu, i gdyby się okazało, żenie ma podjazdów szwedzkich pod Czorsztynem, to do Czorsztyna,gdyby zaś były, to skręcić mieli do Węgier i węgierską ziemią ciąg-nąć aż do Lubowli.Spodziewał się też król, że pan marszałek wielkikoronny, który rozporządzał tak znacznymi siłami, jakich nie miałniejeden książę panujący, poubezpiecza drogi, sam przeciw panuwyskoczy.Mogło mu pomieszać szyki tylko to, że nie wiedział, któ-rędy król ciągnie; ale przecież między góralami nie brakło wiernychludzi, gotowych zanieść panu marszałkowi umówione słowa.Niepotrzeba im było nawet tajemnicy powierzać, bo szli chętnie, skoroim powiedziano, że o służbę królewską idzie.Był to bowiem ludduszą i sercem królowi oddany, chociaż ubogi i pół jeszcze dziki,mało albo wcale uprawą niewdzięcznej roli się nie trudniący, żyjącyz chowu bydła, pobożny i nienawidzący heretyków.Oni to pierwsi,403 Henryk Sienkiewiczgdy rozeszła się wieść o wzięciu Krakowa, a zwłaszcza o oblężeniuCzęstochowy, do której pobożne pielgrzymki odbywać zwykli, po-rwali za toporzyska swoich siekier i ruszyli się z gór.Jenerał Duglas,znakomity wojownik, opatrzony w działa i strzelby, rozproszył ichwprawdzie z łatwością w równinach, na których bić się nie przy-wykli; natomiast Szwedzi z największymi tylko ostrożnościami za-puszczali się we właściwe ich siedziby, w których dosięgnąć ich byłoniepodobna, a ponieść klęskę łatwo.Zginęło też kilka pomniejszychoddziałów, które się nieopatrznie w labirynt gór zapędziły.I teraz wieść o przejezdzie króla z wojskiem uczyniła już swoje,wszyscy bowiem jak jeden mąż zerwali się, by go bronić i towarzy-szyć mu ze swymi  ciupagami , choćby na kraj świata.Mógł JanKazimierz, gdyby tylko odkrył, kto jest, otoczyć się w jednej chwilitysiącami półdzikich  gazdów , lecz on słusznie mniemał, że wtakim razie wieść rozebrzmiałaby wnet, razem z wichrami, po całejokolicy i że Szwedzi mogliby także wysłać znaczne wojska na jegospotkanie, więc wolał ciągnąć nie poznany nawet od górali.Znajdowano jednak wszędy pewnych przewodników, którymdość było powiedzieć, że prowadzą biskupów i panów pragnącychsię szwedzkiej ręki uchronić.Prowadzili ich więc wśród śniegów,skał, wichrów i przełęczy, sobie tylko znanymi  pyrciami , przezmiejsca tak niedostępne, że - rzekłbyś - i ptak nie mógłby przez nieprzelecieć.Nieraz król i dostojnicy mieli chmury pod nogami, a jeżeli chmurnie było, to wzrok ich leciał w bezbrzeżną, białymi śniegami okrytąprzestrzeń, która tak wydawała się szeroką, jak kraj cały szeroki; nie-raz zapuszczali się w gardziele górskie, ciemne prawie, śniegami przy-słonięte, w których chyba tylko zwierz dziki mógł mieć legowiska.Lecz omijano dostępne dla nieprzyjaciela miejsca, skracano drogę,i bywało że osada jaka, do której ledwie za pół dnia spodziewano siędostać, pojawiała się nagle pod nogami, a w niej spoczynek czekałi gościnność, choć w kurnej chacie, w zadymionej świetlicy.404 Potop t.2Król był ciągle wesół, innym odwagi do znoszenia nadzwyczaj-nych trudów dodawał i uręczał, że takimi drogami się przebiera-jąc, pewno równie szczęśliwie jak niespodzianie do Lubowli siędostaną.- Pan marszałek, ani się spodziewa, kiedy mu na kark spadniem!- powtarzał ciągle.A nuncjusz odpowiadał:- Czymże był powrót Ksenofonta w porównaniu z tą naszą po-dróżą w chmurach?- Im wyżej się wzniesiem, tym szwedzka fortuna upadnie niżej- twierdził król.Tymczasem dojechano do Nowego Targu.Zdawało się, żewszelkie niebezpieczeństwo minęło; jednakże górale twierdzili, żejakieś obce wojska kręcą się wedle Czorsztyna i po okolicy.Królprzypuszczał, iż może to być niemiecka rajtaria pana marszałkakoronnego, której miał dwa pułki, albo że jego własnych dragonów,wysłanych przodem, poczytano za nieprzyjacielskie podjazdy.Więcgdy i w Czorsztynie była załoga biskupa krakowskiego, podzieliłysię zdania w królewskim orszaku: jedni chcieli jechać traktem doCzorsztyna, a stamtąd ciągnąć samą granicą do ziemi spiskiej; inniradzili zaraz wykręcić do Węgier, które tu klinem aż pod Nowy Targdochodziły, i znowu przedzierać się przez wirchy i wąwozy, biorącwszędy przewodników, najniebezpieczniejsze przejścia znających.To ostatnie zdanie przemogło, albowiem w ten sposób spotkaniesię ze Szwedami stawało się prawie niepodobnym, i zresztą królabawiła ta  orłowa droga przez przepaści i przez chmury.Wyruszono więc z Nowego Targu nieco na zachód i południe,zostawiając po prawej ręce Biały Dunajec.Początkowa droga szłaokolicą dosyć otwartą i rozległą, lecz w miarę jak postępowanonaprzód, góry poczęły się zbiegać, doliny zacieśniać.Jechano dro-gami, po których konie ledwie mogły postępować.Czasem trzebabyło zsiadać i w ręku je prowadzić, a i to nieraz jeszcze opierały się,405 Henryk Sienkiewicztuląc uszy i wyciągając otwarte, dymiące nozdrza ku przepaściom,z których głębi śmierć zdawała się wyglądać [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •