[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zatrzymałam się na chwilę.Nic niesłyszałam, ale jak już mówiłam, wyczułam czyjąś obecność wgabinecie.Podeszłam do stolika i wyciągnęłam pistolet.Duncan przesunął palcami po jednym z uchwytów.- Zrobiła pani przy tym hałas?- Nie sądzę.Usiłowałam być cicho.- Zamknęła pani szufladę?- Ja.nie pamiętam - zacięła się.- Nie sądzę.- Nie zamknęła - wyręczył ją sędzia.- Szuflada była otwarta,kiedy pojawili się policjanci z patrolu w odpowiedzi na mój telefonpod 911.Pamiętam, że zwróciłem na to ich uwagę.DeeDee zanotowała w pamięci, aby przeczytać uważnie raportBeale'a i Croftona.112RS - Podeszła pani potem w kierunku drzwi gabinetu - podjąłDuncan.- Tak.- Miała pani na nogach kapcie?- Nie.Byłam boso.- Sądzi pani, że Trotter usłyszał pani kroki? A może nie miałpojęcia, że pani tu jest i zorientował się dopiero, kiedy włączyła paniświatło?- Gdyby usłyszał mnie zbliżającą się do gabinetu, dlaczego poprostu nie uciekł przez okno? - odparła Elise.- To miało być moje następne pytanie.- Duncan uśmiechnął sięprostolinijnie.- W takim razie musiałam go zaskoczyć, zapalając światło.Zastygł wtedy nieruchomo.- Tutaj? - Duncan nacisnął jeden z przełączników i w gabineciezapłonęło światło.Blizniaczy przycisk zapalił lampę w korytarzu, tużnad ich głowami.Detektyw spojrzał w górę, a potem zajrzał dogabinetu.- DeeDee, możesz odegrać rolę Trottera? Stań za biurkiem.Policjantka zdarła taśmę zabezpieczającą drzwi.Weszła do środka izajęła pozycję za biurkiem.- Czy Trotter stał w tamtym miejscu? Elise kiwnęła lekko głową.- Co robił, pani Laird?- Nic.Stał i patrzył na mnie.Wyglądał jak jeleń uchwycony wstrumień światła reflektorów.113RS - Czy pochylał się nad biurkiem, jakby chciał włamać się doktórejś szuflady?- Przez kilka pierwszych sekund musiałam się przyzwyczaić donagłej jasności.Może przez ten czas zdołał się wyprostować znadbiurka, ale nie wiem tego.Pierwszy obraz, jaki zarejestrowałam, to jakstał za biurkiem, bez ruchu, wpatrując się we mnie.- Aha.- Duncan spojrzał na DeeDee, jakby wyobrażał sobieGary'ego Raya Trottera.-I co powiedział?Elise nie mrugnęła nawet okiem.- Nic nie powiedział - odparła bez wahania.- Mówiłam już topanu wczoraj w nocy, detektywie Hatcher.Duncan pokiwał powoli głową.- No tak.Rzeczywiście.Ale pani coś do niego powiedziała,prawda? Kazała mu się pani wynosić.- Tak.- Czy skierował się do okna?- Nie.Nie poruszył się, poderwał tylko ramię.Bardzogwałtownie, zupełnie jakby miał do niego przyczepioną linkę i ktoś zanią pociągnął.- W ten sposób? - spytała DeeDee, demonstrując to, co opisałaElise.- Coś w tym rodzaju.Zanim się zorientowałam, że ma w dłonipistolet, wypalił.- Przyłożyła dłoń do gardła, jakby nagle zabrakło jejtchu.Sędzia przesunął się bliżej i otoczył ramieniem jej talię.114RS - Pani Laird, czy to możliwe, że strzelił ostrzegawczo, żebypanią wystraszyć?- Przypuszczam, że tak.- Czuła się pani zagrożona?- Uznałam, że jestem w śmiertelnym niebezpieczeństwie.Wszystko działo się tak szybko.- Jednak nie na tyle szybko, żeby nie zdążyła pani  uznać", iżjest pani w śmiertelnym niebezpieczeństwie?- To chyba dość rozsądne założenie, nie sądzi pan, detektywie? -spytał zirytowany Laird.- Jeśli nieznajomy mężczyzna, który przedchwilą włamał się do domu, strzela z pistoletu, to nawet jeżeli fatalnieceluje, oczywiste jest założenie, że stanowi zagrożenie dla życia, azatem należy zadziałać adekwatnie do sytuacji?- Owszem, wydaje się to logiczne - odparła za Duncana DeeDee.- Niemniej, doktor Brooks ma nieco inną teorię na temat przebieguwydarzeń.Zasugerował mianowicie, że oddając strzał, Trotter padałna plecy, a jego palec automatycznie zacisnął się na spuście, stąddziura po kuli tak wysoko na ścianie.Duncan wpatrywał się twardym wzrokiem w Elise.- Mogłoby to oznaczać, że pani strzeliła pierwsza, prawda? -powiedział.- Ale tego nie zrobiła - zaprotestował sędzia.- Powtarzała to jużpanu dziesiątki razy.Dlaczego z uporem maniaka wraca pan do tejsprawy?115RS Duncan oderwał wzrok od wstrząśniętego oblicza Elise Laird iprzeniósł go na jej męża.- Dlatego, że muszę dokładnie zrozumieć, co się tu wydarzyło.Nie sprawia mi przyjemności zadawanie tych pytań pani Laird, aledziś rano brałem udział w autopsji Gery'ego Raya Trottera i uważam,że jestem mu winien wyjaśnienie tej sprawy.Przestępca czy nie,zasługuje na sprawiedliwe traktowanie.Pan, panie sędzio, służycałemu społeczeństwu i ma pan zobowiązania wobec wszystkich, abywykonywać swoją pracę uczciwie.Ja również.Czasem nie sprawia mito bynajmniej przyjemności.W zasadzie w większości przypadkównie jest to miły obowiązek.- Spojrzał na Elise.- Jest pani absolutniepewna, że Trotter strzelił pierwszy?- Absolutnie.- Proszę bardzo, sprawa skończona - podsumował sędzia.Zapadła pełna napięcia cisza.- Szanuję pana poczucie obowiązku,detektywie Hatcher - podjął po chwili.- Doceniam dążenie doodkrycia prawdy.Elise i ja zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy,aby pomóc panu w spełnieniu nieprzyjemnych obowiązków.Niepomyślał pan ani przez chwilę, że może my również chcielibyśmy siędowiedzieć, co tak naprawdę wydarzyło się tutaj zeszłej nocy? Apragniemy tego może nawet bardziej niż pan lub detektyw Bowen.Elise była wobec was tak szczera, jak potrafiła.Czy teraz jest panusatysfakcjonowany jej odpowiedziami i uzna pan wreszcie, że byłoto włamanie, które niestety skończyło się tragicznie?Duncan pozwolił zawisnąć pytaniu w powietrzu na długą chwilę.116RS - Tak sądzę - odparł wreszcie.- Doskonale.Zatem jeżeli to już wszystko, mam nadzieję, żewybaczycie nam, iż się z wami pożegnamy.- Odwrócił się, gotowy doodprowadzenia detektywów do drzwi, ale Elise powstrzymała go ręką.- Chciałabym.- Jej głos załamał się na chwilę.Przełknęła ispróbowała jeszcze raz.- Chciałabym wiedzieć, czy ten Trotter miałrodzinę.%7łonę, dzieci?- Nie - odparł Duncan.- Jego najbliższym krewnym jest wujek,zamieszkały w Marylandzie.- Cieszę się.Gdyby.gdyby miał rodzinę, to.byłoby okropne.- Czy mogę już państwa odprowadzić? - Sędzia ruszył w stronękorytarza, oczekując, że oboje za nim podążą.DeeDee obeszła biurko.Kiedy przechodziła koło Elise, kobieta chwyciła ją za rękę.- Detektyw Bowen, chciałabym powtórzyć to, co powiedziałmąż.Wiem, że po prostu wykonujecie swoją pracę.Zdziwiona tym nieoczekiwanym gestem DeeDee usiłowaławymyślić jakąś w miarę neutralną i pasującą do sytuacji odpowiedz,niezależnie od tego, czy Elise kłamała, czy też nie.- To musi być trudne również dla pani - rzekła wreszcie.- Jest, ale jeżeli przypomnę sobie coś jeszcze, obiecujęzadzwonić.- To byłoby bardzo pomocne.- Ma pani wizytówkę?- Proszę.- Duncan wyciągnął jedną z kieszeni kurtki i podałElise.117RS - Dziękuję, detektywie Hatcher.- Elise Laird wzięła wizytówkę ijemu również uścisnęła dłoń.DeeDee buchała energią, niczym jeden z tych puszystychpomarańczowych piesków, które wyglądają jak ogarnięty szałempuszek do pudru.Była dziewczyna Duncana miała takiego.Cholernyzwierzak szczekał non stop.Najbardziej nadpobudliwe zwierzę, jakiekiedykolwiek widział - aż do tej pory.DeeDee niemal wychodziła zeskóry.- Ona coś ukrywa, Duncan.Wiem to.Czuję to w kościach. Kości" DeeDee rzadko się myliły [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •