[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zawrócił konia, strzelił jeszcze kilka razy nad głową farmera i popędził w kierunkuzagajnika.Banner gnała tuż za nim.Kiedy dojechał, Micah i Lee siedzieli na swoich koniach.- Ruszajcie! - wrzasnął w ich kierunku.- Dziękujemy! Jake obejrzał się jeszcze, czy nikt ich nie goni, ale zobaczył jedynie gęsty tuman kurzu.Dojechali do dogasającego ogniska.Jake zeskoczył z konia pierwszy i spojrzał na brata.Micah stanął na ziemi i w tym samym momencie pięść Jake'a wylądowała na jego szczęce.- Co wy sobie myślicie, do diabła?! Chcecie, żeby nas wystrzelali, co? Macie miećpozapinane portki, dopóki nie dojedziemy do Fort Worth.Rozumiecie? Tam możeciezabawić się z każdą dziwką z  Pół Akra Piekła , ale od porządnych dziewczyn trzymajcie się zdaleka!Micah spojrzał na niego spode łba i tylko skinął głową na znak zgody.- Tak jest! - zawołał Lee, zwilżył językiem usta i prosił Boga, żeby Jake nie potraktował gotak samo jak Micaha.- A teraz wygaście ognisko.Ten pomylony facet może przyjechać za nami.I wytrzyjciedobrze konie.A potem spać.Banner, ty.Obejrzał się dokoła, ale dziewczyny nie było.- Gdzie Banner?Micah, jeszcze ogłuszony ciosem, robił wrażenie, jakby nigdy w życiu nie słyszał takiegoimienia.Lee rozglądał się uważnie wokół obozowiska.- Wydawało mi się, że jedzie za tobą.- Banner! - zawołał w ciemność Jake.Strach chwycił go za pierś.- Banner!!! - W odpowiedzi usłyszał jedynie gwałtowne bicie własnego serca.- Widziałem ją, jechała tuż za tobą.Potem patrzyłem już tylko przed siebie.Jake wskoczył na grzbiet swego konia.- Nie ruszajcie się stąd na krok! - rzucił i zniknął w ciemności.Nigdy nie wpadał w panikę.Mówiono o nim, że nie ma serca.Ludzie, którzy bywali z nimna szlaku, widzieli, jak grzebał przyjaciół, nie okazując wzruszenia.Stalowe nerwy, lodowatawoda w żyłach - tak o nim mówili towarzysze z przegonów.Zmieniliby zdanie, gdyby zobaczyli go teraz - pędzącego w kierunku wąwozu.Był oszalałyze strachu.Co będzie, jeśli jeden, jedyny strzał farmera okaże się celny? Nie, to niemożliwe! Przecieżjuż wracała z nimi do obozu.A może nie? W tym zamęcie trudno było się zorientować.Jeżelibezpiecznie odjechała z tamtego miejsca, to gdzie jest teraz?Podjechał do wąwozu i zwolnił.Koń dyszał ciężko.Po raz pierwszy w życiu Jake tego niezauważył.Uporczywie wpatrywał się w ciemność.Serce zamarło mu z trwogi.Złapał się natym, że wypatruje ciała leżącego bez znaku życia, w kurzu, w kusym staniku czerwonym odkrwi. Przetarł oczy, jakby w ten sposób chciał wymazać ten obraz spod powiek.Wszystko dokołabyło pogrążone w głębokiej ciszy.Wielokrotnie przejechał wzdłuż wąwozu, ale nie odnalazłani śladu Banner, ani konia.Nie pozostało mu nic innego, jak wrócić do obozu.Może odeszła na moment na stronę inie słyszała wołania.To było prawdopodobne.Wyjechał z obozu tak nagłe, że nie miała czasuna powrót.Pewnie wszyscy troje są już w obozie i śmieją się z niego.Kiedy wrócił, jej wałacha nie było wśród koni.Lee i Micah posłusznie leżeli na swychderkach.- Znalazłeś ją? - spytał Lee.- Jeszcze nie, ale na pewno mi się uda.Ona musi być gdzieś w pobliżu.Prześpijcie siętrochę.Boże, gdzie ona jest?Jake przypominał sobie teraz każdą przykrość, jaką jej sprawił.%7łałował każdego gestu ikażdego słowa, jakim ją uraził.Nienawidził siebie.Nigdy sobie nie daruje, jeśli coś jej sięstanie.Nigdy!A jeżeli farmer ją zranił i zaciągnął do domu? Jeśli pozwoli się jej wykrwawić? Jeśli.co?Jeśli i jeśli.Od tych  jeśli zaraz zwariuje.Jeszcze raz obszedł obóz.Przeczesując dokładnie metr po metrze, nadsłuchiwał każdegoszmeru.Nic.Już zawrócił w kierunku chłopców, by ich obudzić, i zastanawiał się, jak zdoła przekazaćwiadomość o śmierci Banner jej rodzicom, gdy nagle usłyszał jakiś dzwięk.Ktoś nucił.Melodia dochodziła od strony strumienia.Bez chwili wahania ruszył w tym kierunku.Jej koń był uwiązany do krzaka nad brzegiem.Spodnie i buty leżały na kamieniu, ona zaśstała na środku strumienia i polewała się wodą.Nuciła coś.Usłyszała brzęk ostróg i spojrzała w tym kierunku.Miała wciąż na sobie ten kusy białystanik.Zobaczywszy Jake'a, zanurzyła się na tyle, na ile pozwoliła głębokość wody.- Chcesz przyprawić mnie o zawał serca? - zawołała z pretensją w głosie.- Ja ciebie? Do cholery, gdzie byłaś i co najlepszego robisz?- Biorę kąpiel.- Kąpiel! - ryknął.Rzucił kapelusz na ziemię i zaczął odpinać pas z rewolwerem.- Czekaj! Niech cię tylko dostanę w swoje ręce! Jego grozba zawisła w powietrzu; z wściekłością ściągnął jeden but, potem drugi.Obaszerokim łukiem wylądowały w trawie.- Dlaczego jesteś na mnie zły? Nie urwałam się tak jak chłopcy.Ukarałeś ich?- Tak.A teraz na ciebie kolej!- Za co?- Nie posłuchałaś mnie.Kazałem ci czekać w obozie.Co tam, do diabła, wyprawiałaś,szarżując jak kawalerzysta? A w ogóle, skąd masz rewolwer?- Ojciec mi podarował na szesnaste urodziny.Nie mogłam posłuchać cię, Jake.Lee iMicah byli w opałach.Sądziłeś, że będę tu siedzieć bezczynnie? Wiedziałam, że będę w stanieim pomóc, i pomogłam.Obaj wyszli z tego cało.Próbował rozpiąć guziki u koszuli, a ponieważ drżały mu palce, nie udało mu się.Szarpnąłwięc, aż guziki odskoczyły ze strzępkami materiału.- Dlaczego nie pojechałaś razem z nami do obozu? Wróciliśmy we trójkę, a ciebie niemogliśmy znalezć.- Nałykałam się tyle kurzu.Byłam zgrzana i spocona, i marzyłam o kąpieli.Co maszprzeciwko kąpieli?- Zaraz ci pokażę! - Zdjął w końcu koszulę i rzucił ją obok butów.- Słyszałaś moje wołania?- Nie.Myłam włosy i kilka razy zanurzałam się w wodzie.Wszedł do wody.Banner instynktownie zaczęła się cofać [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •