[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wessex? To nie jest jej prawdziwe nazwisko.- Upiera się, że teraz jest.Wydaje się dumna z niego.- No więc co stwierdził profesor?- Normą jest iloraz inteligencji sto do stu dziesięciu.Sto dwadzieścia to bardzo dobrze,sto czterdzieści - wyjątkowa inteligencja.Przy stu siedemdziesięciu Lesa Wessex niemal niemieści się na skali.Dawid podziękował Carol i odłożył słuchawkę.Spojrzał zaskoczony na Carrie, którastała oparta o framugę drzwi.Podobnie jak on dobiegała czterdziestki.Była wysoką, pełnądeterminacji kobietą, której młodzieńczy wygląd psuły trochę twarde linie pojawiające sięostatnio wokół oczu.Oglądała swoje ciemne włosy w lustrze w przedpokoju, jakby z tegowłaśnie powodu tam się znalazła.- Chodzi o twoją wietnamską dziewczynkę?- Nie jest moją dziewczynką.Ale tak, o nią chodzi.- Zły był na siebie, że odpowiadałtak, jakby się bronił.- Dzwoniła Carol Turner.Uważa, że ta mała jest wyjątkowo uzdolniona.Carrie oglądała w lustrze jakiś wyimaginowany pryszcz.- Musi być, skoro zdołała przełamać twoją postawę niezaangażowanego profesjonalisty. Nigdy dotychczas nie angażowałeś Carol w żaden ze swoich przypadków.- Ta dziewczynka jest inna.- Aadna?To pytanie zirytowało Dawida, ale odpowiedział zgodnie z prawdą.- O tak, znacznie więcej niż ładna.Carrie spojrzała na męża i pogroziła mu palcem.- Tylko się nie daj wciągnąć.Dawidzie, nie daj się wciągnąć.36.Lesa siedziała na tylnym siedzeniu rządowego samochodu pomiędzy dwiemafunkcjonariuszkami Wydziału Poprawczego Policji Hongkongu, trzymając kurczowoszkicownik, rysunki i plecak Neti, co stanowiło jej jedyną własność.Zegarek od Lina przestałchodzić, ale ciągle miała go na ręku.Miły Dawid Janson, któremu nauczyła się ufać podczastrzytygodniowego pobytu w szpitalu, zaproponował, że zaniesie zegarek do reperacji, aleLesa nie chciała rozstawać się z tą pamiątką.Znaczyła dla niej więcej niż więz z przeszłością,stała się talizmanem, w którym koncentrowały się życzliwe wpływy duchów jej ukochanychzmarłych.Będzie nosiła ten zegarek aż do śmierci.Eleganckie sklepy i restauracje centrum Kowloonu, gotującego się w upalnej wilgocipopołudnia, ustępowały miejsca nieskończonym szeregom szarych, obwieszonych suszącymsię praniem bloków mieszkalnych, w miarę jak samochód posuwał się na północ wzdłużparującej i pełnej kałuż Nathan Road.Po piętnastu minutach zatrzymał się w nędznejdzielnicy na wprost wysokiej bramy ze stalowej blachy falistej, osadzonej w jeszcze wyższymgranitowym murze, zwieńczonym drutem kolczastym.Wokół stały wieżowce tej najgęściejzaludnionej dzielnicy miejskiej świata.Budynki nie miały więcej niż dwadzieścia lat, ale jużnadawały się do rozbiórki.Bramę otworzył wysoki, roześmiany Sikh.Samochód przejechał chodnik i znalazł sięna niewielkim placu z ogrodzeniem z błyszczących, nowych łańcuchów.Po drugiej stronieogrodzenia znajdowały się setki rodaków Lesy, mężczyzn, kobiet i dzieci.Wszyscy ubranibyli w zadziwiające różnorodnością, nie dopasowane zachodnie stroje.Niektórzy młodzimężczyzni mieli na sobie za duże, groteskowe, wytworne garnitury z kamizelkami, nogawkispodni były podwinięte, co rekompensowało różnice wzrostu między poprzednim aaktualnym właścicielem.W ciągu sekundy rozeszła się wiadomość o przybyciu nowej.Zaogrodzeniem zebrał się tłum.Bezmyślnie wpatrywali się w Lesę wysiadającą z samochodu, którego drzwiczki przytrzymywała jedna z policjantek.Obóz Sham Shui Po w północnym Kowloonie znajdował się na terenie dawnych koszararmii brytyjskiej i był teraz domem dla pięciu tysięcy wietnamskich uchodzców, którzyprzybyli tu na łodziach.W czasie okupacji Japończycy wykonywali egzekucje pod ponurym,szarym murem zamykającym dwuhektarowy obszar obozu.Lesa dostrzegła wysokiebetonowe szopy, przypominające składy, zanim wprowadzono ją do niewielkiego baraku,gdzie uśmiechnięty Sikh wpisał ją do rejestru.Usłyszawszy nazwisko  Wessex uniósłpytająco brwi, ale po wyjaśnieniu jednej z policjantek zapisał je.Na tym skończyły sięformalności.Energiczna i rzeczowa zakonnica franciszkanka z notatnikiem w ręku przedstawiła sięjako siostra Weronika.Wzięła Lesę za rękę i wyprowadziła z baraku.Mówiła słabo powietnamsku, ale Lesa nie miała żadnych trudności ze zrozumieniem jej.Strażnik otworzyłboczną furtkę i wpuścił je na teren samego obozu.Furtka zatrzasnęła się za nimi, a tłumuchodzców rozstąpił się tworząc przejście; siostra Weronika prowadziła Lesę powybrukowanym placu do najbliższej betonowej budy.Lesa zauważyła w tłumie tylkonielicznych ludzi starych, głównie byli tu mężczyzni i kobiety po dwudziestce.I wiele dzieci.Nie mając właściwych starszym zahamowań, stłoczyły się wokół Lesy chichocząc; rozbiegłysię, dopiero, kiedy krzyknęła na nie siostra Weronika.Poczciwa siostrzyczka nie przestawałamówić.Potok jej wymowy przerwał na chwilę warkot Boeinga 747 przelatującego zwypuszczonym podwoziem zaledwie kilkaset stóp nad ich głowami.Samolot wytracałwysokość, błyskały światła lądowania.Lesa w osłupieniu wpatrywała się w tę gigantycznązjawę, dopóki samolot nie zniknął za wieżowcami osiedla.Zauważyła, że wielu uchodzców zwyrazem tęsknoty w oczach patrzyło na samolot - symbol wolności - choć musiał to być dlanich codzienny widok.- Jesteśmy dokładnie pod podejściem do lotniska Kai Tak - wyjaśniła siostra Weronika.- Lotnisko oddalone jest o dwa kilometry.A tutaj jest moje biuro - wskazała na żółtąprzyczepę kempingową ustawioną w pobliżu zewnętrznego muru.- Jak będziesz czegośpotrzebowała, zawsze znajdziesz tu mnie albo którąś z moich koleżanek.ReprezentujemyChrześcijańską Pomoc Uchodzcom w Hongkongu.Ale musisz sobie zdawać sprawę, że wprzeciwieństwie do sytuacji w obozach przesiedleńczych, nie zarządzamy tym obozem.Pomagamy jedynie w miarę możliwości.Zbliżyły się do otwartych rozsuwanych drzwi baraku.- To jest barak niezamężnych kobiet - wyjaśniła zakonnica, kiedy znalazły się wdusznym i mrocznym wnętrzu. Panował tu przemożny odór potu i moczu.Zmagały się z sobą w gladiatorskichzapasach, z których mocz wychodził zwycięsko.Pod wpływem tego strasznego smrodu oczyLesy zaszły łzami.- Przyzwyczaisz się - powiedziała surowo siostra Weronika, obserwując grymas natwarzy Lesy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •  
    ") ?>