[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Najjaśniejsza pani oznajmiła, iżwieczerzę zje samotnie w komnacie prywatnej, a potem wcześnie uda sięna spoczynek. Ty zostaniesz, Kat dodała. Twoja obecność jest mi miła.Pani Ashley już wcześniej zauważyła jej nadzwyczajną bladość i za-czerwienione opuszki palców w miejscach, gdzie Elżbieta je skubała znerwów, tak więc komunikat i prośba zbytnio jej nie zdziwiły. Co się znowu stało? zapytała gderliwie.RL Nic odrzekła krótko miłościwa pani. Zupełnie nic.Po prostuchcę odpocząć.Wszelako nie dane jej było zaznać odpoczynku.Spała niespokojnie iobudziła się jeszcze przed świtem, który zastał ją siedzącą przy stole zotwartą gramatyką łacińską.Aby zająć czymś umysł i ręce, tłumaczyłatekst na temat marności sławy. Nad czym tam ślęczysz, księżniczko? spytała zaspana guwernant-ka, wstając z wąskiego łóżka. Nad łacińskim tekstem padła odpowiedz. Koncentruję się natłumaczeniu i nie muszę myśleć o niczym innym. A o czym to? Może wreszcie powiesz mi, co się stało?Królowa pokręciła stanowczo głową. To coś tak strasznego, że wolę nie mówić o tym na głos.Nawet to-bie.Gdy przyszedł czas na jutrznię, odłożyła na bok księgę i zapisany dopołowy pergamin i udała się do kaplicy na mszę.Tamże przywitał ją Du-dley, który tylko połowę myśli poświęcał nabożeństwu, nie umiejąc się do-czekać rozmowy z Elżbietą.Po nabożeństwie wyszli z kaplicy razem. Mój sługa poinformował mnie dokładnie o tym, co zaszło w Cumnor szepnął. Wygląda na to, że Amy spadła ze schodów i skręciła sobiekark.Najjaśniejsza pani pobladła jeszcze bardziej, tak że wydawała się każ-demu, kto akurat na nią patrzył, niemal przezroczysta, i tylko wielkim wy-siłkiem woli zapanowała nad sobą na tyle, by przywołując na twarz rumie-niec, skwitować: Przynajmniej miała szybką śmierć.Dziękujmy Panu za małe łaski.Jakiś człowiek ukłonił się im głęboko i Elżbieta zatrzymała się, aby po-dać mu dłoń do ucałowania.Dudley z szacunkiem odstąpił do tyłu i nie na-gabywał jej więcej.Dotarłszy do swych komnat, udała się prosto do szatnej, gdzie zdjęłaszykowną suknię i przebrała się w ubiór jezdziecki, nie przestając się za-stanawiać, czy w tej sytuacji powinna się udać na poranne polowanie.Wiedziała, że komnata gościnna pełna jest dworzan oczekujących, aż po-RLjawi się i ogłosi początek łowów.Zdziwiła się więc, kiedy za jej plecamistanęła cicho niczym duch Kat Ashley, jako jedyna dość odważna, abyprzynieść wiadomość: Przyszedł sir Robert.Pragnie z tobą pomówić, księżniczko. Spotkam się z nim przy świadkach odrzekła.Wszyscy dworzanie,zarówno damy, jak i dżentelmeni,byli już przygotowani do łowów, toteż odziany w czerń Dudley wyróż-niał się z tłumu i od razu rzucał w oczy.Kiedy spoczęły na nim oczy kró-lowej, sir Robert zgiął się w niskim ukłonie, wyprostował i jakby nigdy nicpowiedział: Wasza wysokość, spadł na mnie przykry obowiązek przekazania ciinformacji o śmierci mojej małżonki.Amy zmarła w Cumnor Place minio-nej niedzieli.Niech Pan czuwa nad jej duszą. Dobry Boże! wykrzyknął de Quadra.Elżbieta spojrzała na ambasadora wzrokiem pustym niczym wypolero-wany gagat.Uniosła dłoń, aby uciszyć wzmagające się podniecone szepty.W komnacie zapadła cisza jak makiem zasiał.Kto mógł, postąpił krok doprzodu, aby znalezć się bliżej miłościwej pani i nie uronić ani jednego jejsłowa. Z wielkim żalem ogłaszam śmierć lady Dudley, która opuściła tenpadół. Elżbieta wypowiedziała zwykłą w takich razach formułkę, jakgdyby to, że sir Robert został wdowcem, w żaden sposób jej nie dotyczyło.Milczenie przeciągało się; wszyscy czekali, aż powie coś jeszcze. Od-wołuję dzisiejsze polowanie.Moje serce i mój dwór pogrążone są w żało-bie. urwała i odwróciła się ku pani Ashley, do której wyszeptała kilkanastępnych słów.Hiszpański ambasador nic zdołał się powstrzymać jako jedyny wystą-pił z oszołomionego tłumu i podszedł do najjaśniejszej pani. Co za tragiczna wieść, i to z samego rana. pokręcił głową i na-chylił się do ręki królowej. Do tego tak niespodziewana. Wypadek odrzekła z twarzą nie zdradzającą żadnych uczuć. Wrzeczy samej tragiczny.Godny ubolewania.Ponoć spadła ze schodów.Wkażdym razie miała złamany kark.RL Ach, tak rzucił de Quadra. Zaiste musiał to być bardzo nie-szczęśliwy wypadek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]