[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Przygryzła dolną wargę.Czemu nie poruszy się i niewypełni pustki.Instynktownie wygięła plecy w łuk.- Uwa\aj! - Ostro\nie wsuwał się do jej wnętrza.-Nie ruszaj się! Napięcie.Pulsowanie.Pustka.Znów wygięła plecy w łuk i podsunęła mu swe ciało.Bardziej ni\ poprzednio.I dostaławięcej, ale jeszcze nie dość.Jordan wykrzywiał nad nią twarz, jakby cierpiał.- Nie - syknął przez zęby.Nagle Marianna poczuła wściekłość na Jordana.- Mówisz  tak" od ponad tygodnia.Teraz nie czas mówić  nie".To nie jest uczciwe.Spojrzał na nią szklanym wzrokiem.- Niech mnie niebiosa chronią przed oskar\eniem o taką niego-dziwość.- Cofnął biodra iMarianna prze\yła chwilę paniki, pomyślała bowiem, \e Jordan zamierza się wycofać.Onjednak raptownie wszedł w nią wypełniając do końca.Ból!Marianna krzyknęła, odchylając głowę opartą o dywanik na podłodze.Jordan sięzatrzymał.Wypełniał ją i przygniatał swym cię\arem.- Czy mam przestać? - spytał zamykając oczy.Ból tępiał, Marianna zaczynała się przyzwyczajać do agresywnej twardości w swoimwnętrzu.Powinna czuć się zaspokojona, ale pragnienie wyzwoliło w niej potę\ne skurcze.Wiedziała, co teraz ma nastąpić.Jordan opisywał jej to co wieczór podczas ich pobytu wdomku myśliwskim.Nie pozwoliłaby się z tego obrabować.-Nie.- To dobrze.- Ze śmiechem, który brzmiał dość desperacko, uchylił powieki.-1 tak niewiem, czy potrafiłbym przestać.- Wysunął się z niej i powrócił bardzo głęboko.I znowu, iznowu.Rytm.Nienasycenie.Szybko.Wolno.Dłoń wsunięta pod jej pośladki unosiła ją na spotkanie ka\dego pchnięcia.Jordanwydawał niskie, gardłowe dzwięki, niemal zwierzęce, co jeszcze wzmagało podniecenieMarianny.Jej głowa, spoczywająca na podłodze, odchylała się raz po raz do tyłu, napięcierosło, a po\ądanie stawało się coraz gwałtowniejsze.Coś potę\niało.zbli\ało się.- Jordan.- westchnęła.- Jordan. Zaczął "wykonywać w jej wnętrzu koliste ruchy, a jednocześnie palcami szukał zawiązka,który odkrył przedtem.- Do góry - powiedział chrapliwie.- Unieś biodra.Marianna szlochała, jej biodra falowały w rytm pieszczoty męskiego kciuka, bezwolniepoddawały się ka\demu nakazowi.- Jeszcze!Wyprę\yła ciało, odrywając plecy od podłogi.Jordan trzymał ją w górze, czułapulsowanie w całym ciele.Doznanie było niepojęte.Otworzyła usta do krzyku.Jordan poło\yłsobie jej nogi na ramionach.- Chodz do mnie - powiedział przez zęby.- Teraz.Jęknęła, niezdolna do \adnego ruchu.Jej uwagę pochłaniały coraz silniejsze skurcze.- Niech się stanie.Nie wolno jej krzyczeć.Tylko zwierzęta wydają takie dzikie dzwięki, gdy się parzą.Jednak nie mogła wytrzymać.Napięcie osiągnęło szczyt, szarpnął nią spazm.Zaczęła głośnokrzyczeć, wbijając paznokcie w ramię Jordana. Nie do opisania".Obiecał jej prze\ycie nie do opisania i mówił prawdę.Nie bardzo ju\zdawała sobie sprawę z tego, \e Jordan zmienia pozycję, układa ją wygodniej, nadal sięporusza i wnika głęboko do jej wnętrza.Czy to jeszcze trwa? - zastanawiała się półprzytomnie.Potem Jordan znieruchomiał i w chwilę pózniej wydał cichy okrzyk.Opadł na nią, ciasnootaczając ją ramionami.W jej objęciach czuł Się słaby, zniewolony potrzebą.W tej chwilipotrzebował Marianny.A ona przylgnęła do niego z całych sił i gorączkowo go objęła.Nie do opisania.Czy mo\emy teraz iść na górę? - spytał Jordan, gdy tylko wyrównał oddech.Uniósłgłowę.- Pewnie masz mnóstwo siniaków.Ta podłoga jest diabelnie twarda.Marianna spojrzała na niego zamroczona.Nadal ją wypełniał, czuła się tak, jakby był wniej zawsze, jakby był jej częścią.- Nie wydaje mi się.- Mo\e miała siniaki, ale co z tego? Niska to była cena zawcześniejsze doznania.- Czułam się.- Nie dokończyła.Nie miała na to słów.- Cieszę się, \e pierwszy raz cię nie rozczarował.- Musnął wargami jej czoło, a potemzsunął się z niej i poprawił spodnie.- Ale teraz czas do łó\ka.- Wstał i podał jej rękę.-Gotowa?Ugięły się pod nią kolana.Zatoczyła się.Jordan złapał ją i poderwał z ziemi.SpojrzenieMarianny padło na krzesło.Niewiarygodne, ale poczuła lekką wibrację gdzieś w środku. - O, nie.- Jordan natychmiast pokręcił głową.- Zaczynam \ałować, \e opowiedziałem citę historię.Musimy robić postępy powoli.- Opuścił pracownię i wszedł na schody, pokonującpo dwa stopnie jednocześnie.- Na wszystko przyjdzie czas.Marianna nagle uświadomiła sobie, \e jest naga, podczas gdy Jordan pozostał wubraniu.Obudziło to w niej dość krępujące uczucie bezbronności, które trochę wytrąciło ją zezmysłowego rozmarzenia.- Dokąd mnie niesiesz? - spytała.Jordan zmienił chwyt i otworzył drzwi sypialni.- Do twojej komnaty.Pomyślałem, \e będziesz ją wolała od mojej.- Poło\ył Mariannęna łó\ku i odwrócił się.Na kominku dogasały resztki \aru, więc poruszał się prawie wciemności.- Aatwiej jest oswajać się z nowymi doświadczeniami w znanym otoczeniu.Mądrze, pomyślała sennie.Jordan był zawsze bardzo mądry.- Chyba trochę się spózniłeś.Ju\ oswoiłam się z nowym doświadczeniem.- Niezupełnie.- Nagle znalazł się przy niej na łó\ku i wziął ją w ramiona.Krzepkie, ciepłe ciało.Nagie ciało.Odruchowo wzdrygnęła się i odsunęła.- Spokojnie.- Delikatnie pogłaskał ją po głowie.- Przyzwyczaisz się i do mojejobecności w twoim łó\ku.To następny krok.- Masz swój własny pokój - powiedziała z godnością.- Nie musisz być tutaj ze mną.Dorothy powiedziała, \e nawet w mał\eństwie d\entelmeni zwykle ograniczają się doskładania swym \onom wizyt dla zaspokojenia \ądzy lub poczęcia dzieci.- Przyznaję, \e ja równie\ nie mam takiego zwyczaju, ale tym razem chcę tego.Oka\ miwyrozumiałość.- Nie \yczę sobie.To mnie.krępuje.- Czy twój ojciec ograniczał się do składania matce wizyt?- Nie, ale nasz dom był bardzo mały.- Czy zajmowałby oddzielny pokój, gdyby miał tak du\ą posiadłość jak Cambaron?- Nie.- Przez chwilę milczała.- Ale to było co innego.Ich łączyła nie tylko \ądza, leczrównie\ prawdziwe uczucie.Pocałował ją w skroń.- A czy nas nie łączy uczucie?- Nie miłość - wyszeptała.- Nie kochasz mnie i ja cię nie kocham.Jest coś międzynami.ale niepodobne do tego, co łączyło moich rodziców.- Mo\e coś znacznie bardziej interesującego.Zauwa\yłem, \e z czasem to, co ludzie zwąmiłością, degeneruje się, stając się ckliwym przyzwyczajeniem.- Zaborczo zamknął ją w ramionach.- W ka\dym razie zamierzam tutaj z tobą zostać.Poniewa\ przyzwyczaiłem się domyśli o tym.Był nieprzejednany, a jej zmęczenie odbierało siłę do sprzeczek.Jordan powiedział, \enie ma takiego zwyczaju, prawdopodobnie uległ po prostu kaprysowi, który po jednej nocy goznudzi.Spróbowała rozluznić zesztywniałe mięśnie.W pokoju panowała cisza, ciemnośćkoiła.Marianna zaczynała znowu zapadać w sen, kiedy Jordan odezwał się cicho:- Czy byłem wobec ciebie brutalny?- Co?- Chciałem.chciałem być delikatny - powiedział urywanym szeptem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •