[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zladytych specjalnych dzielnic pozostały w nazewnictwie ulic.W tymczasie bowiem nazywano ulice od praktykujących na nich rzemie-ślników: na Szewskiej działali rękodzielnicy od obuwia, na Bed-narskiej - specjaliści od beczek.W niemieckich miastach możemyjeszcze spotkać: Frauengasse, Frauenpfort czy Frauenfleck.Nawet takniewinna Rosengasse pochodzi od gwarowego powiedzeniaokreślającego pobieranie świadczeń od profesjonalnej panienki: zerwać różyczkę".Nazewnictwo średniowiecznego Paryża określałorzeczy bez ogródek i zbędnych metafor: me Rebrousse-Penil(włochatego ciula) czy też Pousse-Penil (jebiącego kutasa).Po żeńskiej stronie" tego obscenicznego nazewnictwa można byłoznalezć: me Trousse-Puteyne (kurewskiej szpary), de la Con Reerie(rozwartej pizdy),Poilau Con (piczego włosa) czytezPuitsd'amour(miłosnych dziurek).32 Jakkolwiek nazywałyby się ulice i niezależnieod tego, czy otaczały je mury, czy nie, pewne jest, że były otoczonetroską cnych mieszczan.Zwalczano natomiast konkurencję tajną i wędrowną.StatutAugsburga (1276 r.) stanowił, że złapane w murach miasta wędrowneladacznice będą karane obcięciem nosa lub innym zeszpeceniem.Ale,jak się przekonał Ludwik Zwięty, nie tak łatwo uporać się z tymproblemem.W czasie jarmarków, opustów, zjazdów i turniejów siłymiejscowe po prostu nie dawały rady.Zwłaszcza czas jarmarku cieszyłsię dużym powodzeniem, a przywileje w dziedzinie handlu i rzemiosłamiały w tym swój udział.Poza tym łączyły się z dużą ilością świeżozarobionej gotowizny.I jeszcze, last but not least, z pewną ilością(fach kupiecki nigdy nie jest łatwy, a wtedy był szczególnieniebezpieczny) stresów, które służki We-nery pomagały rozładować.Nic więc dziwnego, że do Frankfurtu na sejm w 1394 roku stawiło sięosiemset wędrownych ladacznic, a na sobór w Konstancji zjechałotysiąc czterysta ich koleżanek.Pobożność widać popłacała, bo zarobekjednej szacowano na kilkaset guldenów (dokładnie osiemset złotychdukatów za noc).Kiedy papież Innocenty IV opuszczał Lyon po dziewięcioletnimtam pobycie, towarzyszący Jego Zwiątobliwości kardynał Hugo, niebez ironii, tak napisał:Po przybyciu znalezliśmy tylko trzy lub cztery burdele.Gdyodjeżdżaliśmy natomiast, zostawiliśmy za sobą tylko jeden.Jakkolwiek warto dodać, że rozciągał się bez żadnej przerwy odWschodniej aż do Zachodniej bramy.33Kiedy zaś święty cesarz rzymski Zygmunt odwiedził w 1414 rokuBerno, rada miejska uradziła otworzyć burdele, aby dwór cesarskimógł się bezpłatnie raczyć.Zacni mieszczanie oddali, co mielinajlepszego.Mieściło się to w ówczesnym obyczaju.Oficjeli u brammiejskich często witały profesjonalistki.I tak angielskiego królaHenryka VI, gdy odwiedził Paryż, przywitały przy Bramie ZwiętegoDionizego (oto jak długą tradycję ma dzisiejsza rue St.Denis) trzyfiglujące w fontannie/;//e5 dejoie.Jego Królewska Wysokość liczyłsobie wtedy dziesięć wiosen.Na przywitanie (w 1461 r.) Ludwika XIprzygotowano podobne tableau vivant, które opisał towarzyszącykrólowi Jean de Roye:Były tam także trzy przystojne dziewczęta, które wyobrażały trzyzupełnie nagie syreny, i każdy mógł ujrzeć ich śliczne, jędrne,oddzielne i twarde piersi, co było bardzo przyjemnym widokiem,a wykonywały one krótkie motety i berżeretki.34Najstarszy zawód świata zyskał sobie za murami miast wdzięczneprzytulisko.Wyjątkiem nie było tu święte miasto - Rzym.Profesja tapieniła się nie tylko na ulicach, ale i w samym Watykanie.(Nawetświątynie nie były wolne od panienek.Akta katedry Notre Damę wParyżu notują liczne aresztowania filles de vie w murach przybytku.Zredniowieczne kościoły pełne były tłumu i gwaru ludzkiego.Nic więcdziwnego, że nie tylko handlowe interesy tam załatwiano).Papieże byliwięc właścicielami i beneficjantami zakładów usługowych.Niekiedy wwielce zbożnych celach.Papież Klemens II wydał rozporządzenie, żepołowa dochodów z trudu ladacznic ma iść na utrzymanie zakonów(zamysł był zbożny, ale pieniądze okazały się nieściągalne).Bardziejefektywny okazał się system podatkowy nałożony w 1471 roku przezSykstusa IV, a przychody z tego procederu w jakiejś mierzesfinansowały budowę bazyliki Piętrowej w Rzymie.Zakład przyCock's Lane (kusiowa dróżka) zaś stanowił własność katedry ZwiętegoPawła w Londynie.Tak było w murach miejskich, których powietrze czyniło ludziwolnymi.A za murami? Na drogach, drożynach i steczkach Europypanował ożywiony ruch.Transportowali towar kupcy, pielgrzymowalipątnicy, wałęsali się maruderzy z rozbitych oddziałów, z miasta domiasta podążali waganci, kuglarze i bardowie, przemieszczał sięmargines społeczny: żebracy, dla których zabrakło jałmużny, oszuści,na których szalbierstwach się poznano i nie znalezli łatwowiernychofiar, zbiegłe zakonnice i fałszywi kwes-tarze, wędrowni uczniowieHipokratesa, mistrele, jokulatorzy i igrce oraz muszelnicy" (fałszywipielgrzymi - zbrodniarze; muszelka św.Jakuba naszyta na kołnierzuoznaczała odbytą pielgrzymkę do Compostelli).Tworzyli oni własnyodrębny świat ze swoistą hierarchią, osobliwym, tajemnym językiemoraz właściwą im obyczajowością.Wszystkich ich łączyła droga, jakąprzemierzali.Droga, i oczywiście zajazd, stojąca przy niej gospoda,przydrożna karczma.Osobliwe, jakie przestrzenie potrafili pokonywać nasi przodkowie,mając za jedyny środek lokomocji swe własne, przyrodzone kończyny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]