[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nerwowo przysunęłam wiaderko Boba bliżej i wyjrzałamprzez okno na latarnie, które właśnie się zapalały na parkingu.Miałamnadzieję, że tego wieczoru spotkam się z Ivy.Nie widziałyśmy się od czasu, kiedy Nick pozbawił jąprzytomności.Wiem, że była w domu.Po południu zastałam w dzbanku kawę i zostały skasowane wiadomościna sekretarce.Zbudziła się i wyszła, kiedy jeszcze spałam.To wcale nie było podobne do niej, ale dobrze jąznałam i wiedziałam, że nie należy zmuszać jej do rozmowy, zanim nie będzie do niej gotowa.- Wiesz co - powiedziała Janinę, przywołując mnie do terazniejszości.- Przed zachodem słońca zamierzamyiść z Paulą na lunch do Piscaryego, kiedy jeszcze nie będzie tam pełno nieumarłych wampirów.Chcesz iść znami? Zaczekamy na ciebie.Jej propozycja ucieszyła mnie bardziej, niż chciałam się do tego przyznać, ale pokręciłam głową.- Dzięki, nie.Już się umówiłam z moim chłopakiem.Nick pracował w sąsiednim budynku i ponieważ tego dnia wychodził mniej więcej w czasie, kiedy miały sięskończyć moje zajęcia, zamierzaliśmy pójść na jego kolację, a mój lunch do McDonalda.- Wez go ze sobą - zaproponowała Janinę.Gruba niebieska kreska wokół oczu nie pasowała do jej poza tymgustownego wyglądu.- Kiedy przy stole z dziewczynami siedzi jeden facet, zawsze przyciąga przystojnychsamotnych gości.Uśmiechnęłam się mimo woli.334- Nieee.- odparłam wymijająco, nie chcąc jej powiedzieć, że Piscary śmiertelnie mnie przeraża, powodujemrowienie blizny po ukąszeniu demona i jest, z braku lepszego słowa, wujem mojej współlokatorki.- Nick jestczłowiekiem - dodałam.- Byłoby trochę niezręcznie.- Chodzisz z człowiekiem! - szepnęła chrapliwie Janinę.- To prawda, co się mówi?Spojrzałam na nią z ukosa; Paula skończyła rozmowę i dołączyła do nas. - O czym? - zapytałam.Paula z trudem wpychała miauczącego i prychającego kota do składanego transportera.Patrzyłam z przeraże-niem, jak zamyka jego drzwiczki.- No wiesz. Janinę trąciła mnie w ramię.- Czy oni mają, no.Czy oni naprawdę.Oderwałam wzrok oddrgającego transportera i się uśmiechnęłam.- Owszem, mają.Tak.- O, kurde! - zawołała Janinę i chwyciła Paulę za rękę.- Słyszysz, Paula? Muszę zaczarować jakiegoś czło-wieka, zanim będę za stara, by go móc docenić.Paula się zarumieniła, co przy jej jasnych włosach byłowyraznie widać.- Przestań - syknęła, zerkając na dr Anders.- Co? - powiedziała Janinę ani trochę nie zakłopotana i otworzyła swój transporter.Jej kot sam wszedł dośrodka, zwinął się w kłębek i zaczął mruczeć.- Nie wyszłabym za człowieka, ale chyba można trochę z takimzaszaleć, szukając księcia z bajki? Pierwszą żoną mojego taty była ludzka kobieta.- Dr Anders odchrząknęła, przerywając naszą rozmowę.Janinę chwyciła torebkę i zsunęła się ze stołka.Uśmiechnęłam się słabo do koleżanek, niechętnie wzięłam wiaderko po maśle orzechowym z Bobem w środku iruszyłam w stronę biurka.Pod pachą ściskałam pentagramy Nicka; kiedy postawiłam pojemnik na wolnejprzestrzeni na blacie, dr Anders nawet nie podniosła wzroku.Chciałam już to mieć za sobą i wyjść.Wieczorem po lunchu Nick miał mnie zawiezć do FBI, żebym mogłaporozmawiać z Sarą Jane.Glenn poprosił ją, żeby przyszła, bo chciał się zorientować w rozkładzie dnia Dana,a ja chciałam ją zapytać, gdzie w ciągu ostatnich kilku dni bywał Trent.Glennowi nie podobał się mójkierunek śledztwa, ale to było też moje zlecenie, do cholery.Zdenerwowana, zmusiłam się do zajęcia miejsca na krześle stojącego obok biurka dr Anders, zastanawiając się,czy Jenks miał rację i czy zwrócenie się Sary Jane do FBI było okrężnym sposobem Trenta na dorwanie mnie.Jedno było pewne.Aowcą czarownic nie była dr Anders.Była nieprzyjemna, ale nie mordowała.Studentki zatrzymały się w drzwiach, starając się stać prosto mimo ciężkich transporterów z kotami.- Widzimy się w poniedziałek, Rachel? - zapytała Janinę.Pomachałam jej, a dr Anders mruknęła coś ze zniecierpliwieniem, po czym na stercie dokumentów położyłaczysty formularz i wpisała do niego dużymi drukowanymi literami moje nazwisko.- %7łółw? - zapytała, patrząc na pojemnik.- Ryba - odparłam, czując się jak idiotka.- Przynajmniej zna pani swoje ograniczenia.Jako czarownicy ziemi trudno by było pani utrzymać wystarcza-jącą ilość materii zaświatów, by związać ze sobą szczura, nie mówiąc już o kocie, którego na pewno chciała panimieć.Ton jej głosu ocierał się o protekcjonalność.Musiałam rozprostować mocno zaciśnięte dłonie.- Widzi pani, pani Morgan - ciągnęła dr Anders - im więcej mocy potrafi się ujarzmić, tym sprytniejszegotrzeba mieć famulusa.Moim jest afrykańska papuga żako.- Spojrzała na mnie.- Czy to pani praca domowa?Stłumiłam falę irytacji i podałam jej różową teczkę z krótkimi wypracowaniami.Pod nią znajdowały się po-chlapane wodą pentagramy Nicka narysowane na czarnym, poodkształcanym papierze.Dr Anders tak mocno zacisnęła wargi, że odpłynęła z nich cała krew.335- Dziękuję - powiedziała i odrzuciła szkice Nicka na bok, nawet nie rzuciwszy na nie okiem.- Udało się pani,pani Morgan.Ale na moich zajęciach nie ma dla pani miejsca i usunę z nich panią przy pierwszejokazji [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •