[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Przyznaję, żeMina mnie bardzo intrygowała, bo patrząc na nią, doszedłem do wniosku, żepod tym śmiesznym ubiorem kryje się piękna kobieta, i nie mogłem zrozumieć,dlaczego się tak oszpeca.Podczas gdy tyle brzydkich dziewcząt chciałobywypięknieć, Mina.pozwólcie mi, państwo, że będę ją nadal tak nazywał.robiła wszystko, żeby być bezbarwna, niewidoczna.- I udało się jej mnie nabrać! Kiedy zrozumiałem, że się nie zmieni pomimomoich rad, przestałem ją dostrzegać.Ale była diabelnie skuteczna i miałem doniej całkowite zaufanie.Nie licząc jej głębokiej wiedzy w dziedzinie sztuki iantyków.Nigdy nie znajdę kogoś równie dobrego na jej miejsce.Umiałaokreślić, z jakiego okresu pochodzi klejnot, i nie pomyliła nigdy porcelany zRouen z deseniem w pagody z prawdziwą chińską porcelaną.Panna du Plan-Crepin zaprzestała w rym momencie zeskrobywać łyżeczką ztalerza jajecznicę z białymi truflami i podnosząc długi, haczykowaty nos,roześmiała się w głos.- No tak, to się nazywa wychowanie ze sztuką.Trzeba poznać kształty,kolory, tworzywa.Kiedy byłam dzieckiem, mój drogi papa, miłośnik antyków,zabierał mnie na aukcje.Dbał o moje wykształcenie i podsuwał wiele książek.Mogę teraz wyznać, że gdyby to było wówczas dopuszczalne, by dziewczyna zmojego środowiska otworzyła antykwariat, i gdybym, oczywiście, posiadałapotrzebne środki, chętnie zostałabym antykwariuszem.Oświadczenie panny Marii Andżeliny przerwał niespodziewany brzększtućca odkładanego przez markizę na talerz i wszystkie głowy skierowały sięw jej stronę.Spoglądała na swą damę do towarzystwa z zaskoczeniem.- I nic mi o tym nie wspominałaś, Mario Andżelino.Dlaczego?- Nie sądziłam, że taki szczegół mógłby nas zainteresować - odparła starapanna, która nie zwracała się do swej kuzynki i pracodawczyni inaczej niż wpierwszej osobie liczby mnogiej.- To tylko takie hobby, ale nie ukrywam, żedużą przyjemność sprawia mi zwiedzanie muzeów.- A mnie nie! Zawsze uważałam takie miejsca za nudne. - Szkoda, że spędzi pani tutaj tylko kilka dni, Mario Andżelino - powiedziałAldo z uśmiechem.- Może poprosiłbym panią o pomoc.To prawda, że nie jestpani sekretarką.- U mnie pełni też rolę sekretarki - mruknęła pani de Sommieres.- Niecierpię pisać listów, więc mnie w tym zastępuje.Dobrze ją wyszkolono wklasztorze.Nauczono ją również angielskiego i włoskiego.- Jeżeli dodać do tego pani zdolności do chodzenia po dachach, można rzec,że otrzymała pani kompletne wykształcenie - stwierdził Aldo ze śmiechem.-Nabieram ochoty, aby poprosić panią o pomoc - dodał już poważnie, odsuwająckrzesło, by lepiej się jej przyjrzeć.- Mecenas Massaria chce mi przedstawićjakiegoś kandydata, ale będzie to możliwe dopiero za jakieś trzy tygodnie.Ciociu Amelio, czy musisz szybko stąd wyjechać?- Ależ skąd.Wiesz przecież, że uwielbiam Wenecję, ten dom i ludzi, którzyw nim mieszkają.Możesz skorzystać z pomocy Marii Andżeliny.To pozwolidrogiemu panu Buteau odpocząć jeszcze jakiś czas.- Nie chcę już odpoczywać - zaprotestował były nauczyciel.- Mogę przecieżprzyjmować klientów, bo to nie wymaga zbytniego wysiłku.A więc jeśli pannaMaria Andżelina zechce mi pomóc pod kierunkiem Aida w zawiłościach pracysekretarskiej, z pewnością sobie poradzimy.- Tym bardziej że z wyjątkiem aukcji we Florencji nie planuję innychwyjazdów.Napiszę do kuzynki, żeby poinformować ją o kradzieży.Samabędzie musiała podjąć decyzję, czy chce wrócić, czy nie.- A nie miałeś w planie powrotu do Londynu? - zapytała ciotka Amelia.Zasępiwszy się nieco, Aldo poprosił Zachariasza, aby napełnił kieliszki.- Muszę tam pojechać, ale nie ma pośpiechu.Nie jestem tam potrzebny -dodał z odrobiną goryczy.* * *Następnego dnia przyszedł list.Został wysłany z Londynu.Na koperciewidniało kilka słów napisanych nieznanym charakterem pisma: Książę AldoMorosini, Wenecja, Italia.W środku książę znalazł parę zdań skreślonych rękąAnielki:Powierzam ten liścik Wandzie, aby go Panu przesłała.Musi Pan przyjechaćczym prędzej, Aldo! Musi Pan przyjechać, aby mi pomóc, bo się boję.Bardzosię boję! Boję się ojca, bo wydaje mi się, że traci rozum.Czuję się opuszczonaprzede wszystkim przez Władysława, którego nie udało się odnalezć.MecenasSaint Albans opowiedział mi o wszystkim, co Pan dla mnie zrobił, ale to niezdało się na nic.A potem Pan wyjechał.Tylko Pan może mnie uratować od strasznej alternatywy: szubienicy lub zemsty ze strony towarzyszy Władysława.Przecież jeszcze nie tak dawno mówił Pan, że mnie kocha.Aldo bez słowa podał bilecik ciotce Amelii.Oddała mu go z uśmiechem,wzruszając ramionami.- Sądzę, że Maria Andżelina i ja będziemy zmuszone tutaj przezimować, bonie wiem, jak mogłabym ci przeszkodzić w pędzeniu na ratunek pięknpści wniebezpieczeństwie.Tylko nie bardzo widzę, co mógłbyś dla niej zrobić.- Zobaczymy.Może w końcu coś powie.Jej adwokat i ja jesteśmyprzekonani, że nie wyjawiła do tej pory całej prawdy.- A poza tym, jaka to przyjemność móc wezwać na pomoc takiego błędnegorycerza, jak ty! Bądz ostrożny, mój chłopcze.Nie lubiłam tego nieszczęsnegoFerralsa i przyznaję, że nie lubię również jego czarującej, młodej żony, alegdyby spotkało ją coś złego, a ty nawet nie spróbowałbyś jej pomóc,wyrzucałbyś to sobie przez całe życie i nigdy nie zaznałbyś spokoju.Więcjedz! Maria Andżelina i ja zostaniemy tutaj, aby ci pomóc.Może te antyki sąnawet zabawne.Zamiast odpowiedzi Aldo wziął ją w ramiona i uściskał z największączułością.Ten rodzaj błogosławieństwa, którego mu udzieliła, miał dla niegotakie znaczenie, jakby zrobiła to jego własna matka.Dzięki Bogu był czwartek, jeden z trzech dni, kiedy Orient-Expressdojeżdżał do Wenecji i kierował się do Paryża, a nawet do Calais [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •