[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Trzy tkwiły w końcach górnego krzyża,czwarty stanowił ramię dolne, piąty zaś był umieszczony w rękojeści.Władysław czas jakiś spoglądał na sinobrunatne kawałki drzewa, po którychprzed wiekami ściekała krew Odkupiciela, po czym pochylił czoło aż ku płytomposadzki, poruszając wargami w cichej modlitwie.Wreszcie legł na niejkrzyżem.Miało się już ku wieczorowi, kiedy po odbyciu modłów i postu król ruszył na dółku zadaniom doczesnego życia.WE CZWARTEK DZIEWITNASTEGO czerwca król Władysław przybył ze Słupi doBodzęcina.Zatrzymał się tu na dwa dni, należało bowiem przyjąć posłów odksiążąt: słupskiego, szczecińskiego i meklemburskiego, którzy po ofiarowaniuBogu świeczki uznali, że nie zawadzi i diabłu dać ogarek.Związani z Zakonem iod niego zależni, zabezpieczali się jednak i od tej strony, zapewniając polskiegokróla o swojej przyjazni i gotowości do udzielenia pomocy.Wysłuchawszy tych zapewnień i oceniwszy je tak, jak ocenić należało, Jagiełłonie dał posłom poznać, że zapewnienia te uważa za pustą gadaninę.Zajęło muto jednak dość czasu, tak że z Bodzęcina wyruszył dopiero w sobotę, udając siędo Bliżyn, w niedzielę zaś stanął w %7łarnowie.W poniedziałek dwudziestego trzeciego dotarł do Sulejowa, by nazajutrz, naświętego Jana Chrzciciela, czyli w ostatnim dniu upływającego rozejmu,wysłuchać mszy świętej w tamtejszym kościele Cystersów i po spożyciu wklasztorze obiadu wyruszyć do pobliskiego Wolborza w asyście znacznego jużorszaku, bo naprzeciw miłościwemu panu wyjechali wszyscy co zacniejsidostojnicy państwowi i duchowni, przybyli ze swoimi wojskami na miejscezbiórki.Te rozłożyły się obozem na rozległych łąkach okalających miasto.Aąki toprzecinała Wolborzanka, zapewniając wodę ludziom i koniom.Było już pod wieczór i słońce z wolna opadało ku granatowej ścianie lasuciągnącego się od zachodniej strony.Ciepłe światło przedwieczornej porytworzyło długie cienie od tysięcy wozów i namiotów stojących w bezładnychgrupach.Pora nie była jeszcze wojenna, o wrogu się nie słyszało, toteż obezpieczeństwo zbytnio nie dbano.Tyle tylko, że doświadczenie życiaobozowego kazało pozostawić wolne ulice dla wewnętrznego ruchu i dostępudo wozów, kiedy przy zwijaniu obozu przyjdzie zaprzęgać konie przygnane zpobliskich pastwisk.Wszystkie te ulice wiodły ku rzece, by zapewnić równieżdostęp do wody niezbędnej do przygotowania strawy i jakiego takiego obmyciaz twarzy podróżnego kurzu.Rozpalono już ogniska dla gotowania wieczerzy.Dymy z nich szły wysoko wgórę, bo pogoda była bezwietrzna, i tam dopiero, gdzieś pod kopułą nieba,łączyły się w pasma i wlokły na błękitnym tle smugami, brunatnymi od blaskuzachodzącego słońca.Z tego chaosu wozów i namiotów szedł szum niby od olbrzymiego ula.Czasamiwyrwało się z tego gwaru głośniejsze wołanie, czyjś krzyk lub rozlegał sięgrzmot kopyt pędzących do wodopoju koni.Obóz pełen był ruchu i zgiełku.Nadciągnęły tu już poza Wielkopolską i Mazowszem chorągwie z całego kraju, awięc ruska, podolska, lwowska, sandomierska, kaliska, lubelska, kujawska,krakowska, zjechali się rycerze chorągwi nadwornej i gończej, przybyły oddziałydygnitarzy koronnych: arcybiskupa gnieznieńskiego Mikołaja Kurowskiego,wojewody krakowskiego Jana z Tarnowa, wojewody łęczyckiego Jana Ligęzy,kasztelana sądeckiego Krystyna z Koziegłów, wiślickiego Klemensa zMoskarzewa, znamienitych panów i rycerzy Spytka Jarosławskiego,Dobiesława Oleśnickiego, szlachty herbu Gryf pod wodzą Zygmunta z Bobrowy,szlachty herbu Kozlerogi ze słynnym Florianem z Korytnicy na czele i wieleinnych.Oczekiwano jeszcze wojsk wielkopolskich i mazowieckich, te jednak miałyprzyłączyć się dopiero przy przeprawie.Przybyły też i wojska zaciężne: konni ipiechota Sarnowskiego i Zbisławka oraz tabory i artyleria Sokoła, po któregopognał do Koronowa goniec, gdyż król Władysław postanowił ściągnąć do siebietego doświadczonego i zdolnego wodza.Nad granicą pomorską czuwały terazsiły Macieja z Wąsoczy i Brzozogłowego.Namiot dla króla przygotowano nieco z boku, w pobliżu rzeki.Na władcęoczekiwali już w obozie węgierscy panowie Mikołaj Gara i Zcibor ze Zciborzyc,prosząc o pilne posłuchanie.Król jednak, zmorzony trudami podróży, od razuudał się na spoczynek, polecając im stawić się rankiem.Następnego dnia rozpoczęły się więc rozmowy z Węgrami.Jak się okazało,przywiezli oni propozycję przedłużenia rozejmu.Przedstawili ją jako własny krokna drodze ku pogodzeniu stron, wyrażając jednocześnie nadzieję, że przez tenczas uda im się, być może, osiągnąć ten cel.Nadmienili jednocześnie, że wielkimistrz, pragnąc szczerze porozumienia, wyraził już zgodę na przedłużeniezawieszenia broni o dziesięć dni, skoro zatem i król Władysław zgodę ze swejstrony wyrazi, oni nadal będą gorąco zabiegać, by rozejm zamienić na trwałypokój.Było jasne, że propozycję tę wysuwa Zakon, a nie posłowie, którzy ją ubarwilijedynie pięknymi słowami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]