[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Biały od-wrócony znak zapytania ozdabiał jej czoło, o tak: i- Wie ciocia, o czym mówię.Ja mogłem być cioci synem.To przypadek, żezamiast tego jestem siostrzeńcem.- Nie masz prawa, Archibaldzie! - Zduszony głos wydobył się z ust missAmy, jak gdyby mówiła zza chusteczki.- Nigdy tego nie powtarzaj, albo zabro-nię ci wstępu do tego domu.- Więc Josefina także poczuła ból, dlatego pogłaskała cię wczoraj rano.Zrobiło jej się ciebie żal.Czy udało się Archibaldowi dopiąć celu? Miss Amy zdała sobie sprawę zmakiawelicznych intencji siostrzeńca; w kolokwialnej angielszczyznie Ma-chiavelli to po prostu Diabeł, legendarny Stary Nick we własnej osobie.MissAmy wiedziała o tym, ponieważ jako dorastająca panna wzięła udział w przed-stawieniu  %7łyd maltański" Marlowe'a.Pierwszym, który zabiera tam głos, jestNiccolo Machiavelli, przemieniony w diabła, w demona, czyli Stary Nick.Za- częła przyglądać się swojemu siostrzeńcowi, czy aby nie ma rogów i długiegoogona.Usiadła w oknie otwartym na ogród, Josefina weszła z herbatą, ale missAmy nie odwróciła spojrzenia.Był to początek jesieni, najpiękniejszej pory rokunad jeziorem.Zimy bywały tu długie i ostre jak sztylet, wiosny krótkie, zuchwa-le kokieteryjne, a latem nie poruszał się ani jeden liść, wilgotność powietrza zaśbyła identyczna z rozpaloną do czerwoności rtęcią w termometrach.Miss Amy pomyślała, że ogród, tak doskonale jej znajomy, jest zapomnia-nym ogrodem.Alejka wysadzana cedrami prowadziła do bramy wejściowej; istamtąd rozciągał się widok na jezioro, które zaczynało się trochę burzyć.Towłaśnie było piękno jesieni, zawsze nostalgicznie łączące się w mniemaniu pan-ny Dunbar z punktualnym pojawieniem się klonowych pączków na wiosnę.Ajednak jej obecny ogród był zagubionym ogrodem i tego wieczoru, nie mającwcale takiego zamiaru, jakby nie zdając sobie sprawy z tego, co mówi, przeko-nana, że sama do siebie, kierując słowa naturalnie nie do służącej, stojącej tutylko przypadkowo z tacą do herbaty w rękach, nie, ot, po prostu w przestrzeń,jak to człowiek samotny, powiedziała, że w Nowym Orleanie jej matka w dniświąteczne wychodziła na balkon przyozdobiona we wszystkie swoje klejnotypo to, żeby całe miasto ją podziwiało.- To tak samo jak w Juchitanie.- Juchi.gdzie?- Juchitan to nasza wioska, w Tehuntepec.Moja matka także wkładała swo-ją biżuterię w święta i chwaliła się nią przed ludzmi.- Biżuterię? Twoja matka? - powtórzyła coraz bardziej skonfundowanamiss Amy.Co też jej opowiada ta służąca? Za kogo ona się uważa? Jakaś mito-manka, czy co?- Tak.Ozdoby przechodzą u nas z matki na córkę, panienko, i nikt się nieważy ich sprzedać.Pochodzą z bardzo daleka.Są święte.- Chcesz mi powiedzieć, że mogłabyś żyć jak wielka dama w twoim juchi-muchi, a zamiast tego przyjechałaś tutaj, żeby u mnie czyścić klozety? - zaata-kowała służącą wściekle miss Amy. - Nie, prędzej sprzedałabym klejnoty, żeby opłacić adwokatów.Ale jak jużmówiłam, te pamiątki w każdej rodzinie z Juchitan są święte, wkłada się je tylkood wielkiego dzwonu, przechodzą z matki na córkę.To bardzo ładny zwyczaj.- Więc musicie je nosić cały czas, bo z tego, co wiem, świętujecie przez ca-ły rok bez przerwy, a to dzień jakiegoś tam świętego, a to jakiejś męczennicy.Dlaczego jest tylu świętych w Meksyku?- A dlaczego jest tylu milionerów w Stanach Zjednoczonych? Bóg wedługwłasnego uznania dzieli dobra między ludzi, panienko.- Mówisz, że musisz opłacać adwokatów? Nie mów mi, że ten idiota mójsiostrzeniec ci pomaga?- Pan Archibald jest bardzo wielkoduszny.- Wielkoduszny? Za moje pieniądze? Będzie miał tylko to, co mu zapiszęw spadku.Niech zbyt pochopnie nie szasta cudzymi pieniędzmi.- Nie, nie daje nam pieniędzy, panienko, nie o to chodzi.Uczy prawa mo-jego męża, żeby mógł zostać adwokatem i bronić siebie i swoich towarzyszy.- A gdzie jest twój mąż? Przed czym musi się bronić?- Jest w więzieniu, panienko.Został niesprawiedliwie oskarżony.- Wszyscy tak mówią - rzekła uszczypliwie miss Amy.- Nie, to szczera prawda; w więzieniu każdy może wybrać sobie jakieś za-jęcie.Mój mąż zdecydował, że będzie studiował prawo, żeby bronić siebie iswoich przyjaciół.Nie chce, żeby go bronił don Archibald, chce bronić się sam.Taka właśnie jest jego duma, panienko.Don Archibald jedynie udziela mu lek-cji.- Za darmo? - Stara zmrużyła bezwiednie drapieżne oczy.- Nie, dlatego właśnie tu pracuję.Płacę mu ze swojej pensji.- To znaczy płacę ja.Co za kpina!- Niech się panienka nie gniewa, bardzo proszę, niech panienka nie wpadaw złość.Ja nie jestem zbyt skryta, nie umiem ukrywać własnych myśli.Mówiępanience jak na spowiedzi.Proszę o wybaczenie. Wyszła i miss Amy pozostała sam na sam ze swoimi domniemaniami, comoże łączyć te dwa bóle: służącej oraz jej samej; wspomniał o nich tak małodelikatnie jej siostrzeniec kilka dni temu.Co mogą mieć wspólnego kryminalnesprawki meksykańskich imigrantów z jej utraconą miłością, zmarnowaną oka-zją?- No i jak oceniasz Josefinę? - zagadnął ciotkę Archibald podczas następnejwizyty.- Przynajmniej jest punktualna.- A widzisz, nie wszystkie stereotypy się sprawdzają.- Powiedz mi, czy jej pokój wygląda bardzo nieporządnie z tymi wszystki-mi jej bożkami i świętymi?- Nie, jest czysty jak łza.Kiedy Josefina przyniosła tego popołudnia herbatę, miss Amy uśmiechnęłasię do niej i powiedziała, że niedługo nadejdzie jesień, a pózniej zaczną sięprawdziwe chłody.Czy Josefina nie zechciałaby wykorzystać tych ostatnich dnilata na zorganizowanie małego przyjęcia?- Widzisz, Josefino, parę dni temu powiedziałaś mi, że w twoim kraju jestwiele świąt.Czy nie zbliża się jakieś, które chciałabyś uczcić?- Jedyne, co mogę uczcić, to dzień, w którym uznają mojego męża za nie-winnego.- Ale to może trwać jeszcze bardzo długo.Nie.Daję ci zgodę na urządzenieprzyjęcia dla twoich przyjaciół w tylnej części ogrodu, tam gdzie stoi altanka.- Jeżeli pani uważa, że to dobry pomysł [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •