[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kylie otworzyła pudełko i wyciągnęła tiulową sukienkę poobszywanąkoronkami i falbankami, w krzykliwych kolorach i w zdecydowanie złymguście, kosztującą z pewnością majątek.- Bardzo ci dziękuję, tatusiu - wyszeptała, patrząc na ojca przerażonymwzrokiem.- Babcia uszyła mi sukienkę na te urodziny, więc ta będzie naprzyszły rok.- Babcia mi uszyła! - Rod najwyrazniej przedrzezniał Kylie.-Widzieliście ją! Moja córka nie będzie nosiła sukienek szytych w domu.Wczasie urodzin będziesz nosiła sukienkę ode mnie! Idz się przebrać - rozkazał.- Ależ babcia szyła mi specjalnie tę sukienkę, kiedy leżałam w szpitalu -zaprotestowała dziewczynka.- Słyszałaś, co do ciebie mówię? Idz się przebrać!- Nie przebiorę się - odrzekła zdecydowanie dziewczynka.- Ty mała.- Rod zrobił krok naprzód i wymierzył Kylie policzek.- Niech pan przestanie! - krzyknęła Annie i chwyciła go za rękę, gdyzamierzył się po raz drugi.Tom rzucił się w kierunku Roda, ale zagradzały mu drogę dzieci.Niktzresztą, łącznie z nim, nie spodziewał się tego, co miało nastąpić.Wolną rękąRod wyciągnął z kieszeni marynarki pistolet i wycelował w Toma.- Spływaj! I zostawcie moją córkę w spokoju! Tom stanął jak wryty.-%7łebym cię tu więcej nie widział, ty cholerna babo! - ryknął w stronę Annie,jednym ruchem uwalniając rękę z jej uścisku i przewracając na ziemię.Złapał potem za ramię Kylie i przyciągnął ją do siebie.- Ona zaraz włoży moją sukienkę i pójdzie ze mną do domu - oświadczył.- Po to właśnie zabrałem pistolet.Myślicie pewnie, że ją zostawię w tej norze?- 125 -SR Moje dziecko nie będzie nosiło szytych w domu sukienek i mieszkało w jakimśnędznym domku.Oczy Roda nabiegły krwią.Rozglądał się po zebranych jak obłąkany.- Adwokat mi powiedział, że nie dostanę własnego dziecka, że muszęprosić sąd, żeby mi udzielił prawa na spotykanie się z nią.Muszę się starać oprawo oglądania własnego dziecka! A jak już je dostanę, to nie będę się mógłnawet napić! Ty dziwko! - zwrócił się do Betty.- Nie myśl, że ci to ujdzie nasucho!Mówiąc to, uniósł pistolet, celując w żonę.Niewiele myśląc, Anniezerwała się z podłogi i złapała Roda za rękę, w której trzymał broń.Odpychałają, a sił dodawała jej rozpacz i przerażenie.- Annie, zostaw! - usłyszała przerazliwy krzyk Toma, który przepychał siędo niej przez tłum płaczących i rozhisteryzowanych dzieci, potykając się orozrzucone na podłodze prezenty.Rozległ się strzał, a potem zapadła cisza.Annie osunęła się na podłogę.- Annie!Rod wycelował teraz pistolet w głowę Kylie.- Nie ruszać się, bo strzelę! - ryknął.Tom stanął w miejscu.Nie miał wyjścia.Trzymając w żelaznym uściskuKylie, Rod cofał się, rozglądając się przy tym uważnie.Wzrok jego padł naAnnie.Jej spódniczka na wysokości uda nasiąkała szybko krwią.Rod skierowałpistolet prosto w jej serce.- Nie!W głosie Toma krył się strach.Przerazliwy, niczym nie hamowany strach.Tom nie bał się jednak o siebie, bał się o Annie.- Panie Manning, niech pan tego nie robi!- To zostań tam, gdzie jesteś! - Rod zaczął wymachiwać pistoletem.- Anajlepiej będzie, jak się stąd wszyscy wyniesiecie.Zostawcie mnie z moją córką.No już! Wynocha stąd!- 126 -SR Dywan, na którym leżała Annie, zaczynał powoli nasiąkać krwią.Tomruszył znowu w jej kierunku.- Powiedziałem, wynoś się! - warknął Manning - bo zaraz ją zastrzelę.Należy jej się to zresztą.To ona zrujnowała mi życie! Przez nią straciłem pracę irodzinę.- Niech się pan zastanowi - prosił Tom.- Będzie pan miał same kłopoty.Głos Toma ginął w krzyku i płaczu dzieci szukających rodziców.- Wynoście się stąd natychmiast!- Ona się wykrwawi! Niech mi ją pan pozwoli zabrać - błagał Tom,postępując krok naprzód.- Stój, gdzie jesteś, bo zginie szybciej, niż myślisz - warknął Rod,trzymając pistolet nad głową Annie.- A teraz zabieraj wszystkich - rozkazał,zwracając się do Toma.- %7łeby za chwilę nikogo tu nie było.Wolnym krokiem Tom zbliżył się do bocznego wyjścia.- Wszyscy wychodzimy! - zawołał, biorąc nosidełko z Hannah.- A jeśliona umrze, ty mi za to odpowiesz - zwrócił się do Roda.- Na całej kuliziemskiej nie znajdziesz przede mną kryjówki - dodał, biorąc Betty pod rękę.- Kylie, Kylie! - wołała histerycznie pani Manning.- Przecież on jązabije.- Na pewno nie zabije - powiedział Tom, ciągnąc Betty do wyjścia.-Jeżeli ma choćby odrobinę oleju w głowie, nie zrobi nikomu krzywdy.Drzwi zatrzasnęły się i w pokoju zapanowała cisza.Z klatki schodowejdobiegał tylko rozpaczliwy płacz Betty i głos Toma, próbującego za wszelkącenę wyprowadzić jak najszybciej dzieci z budynku.Rod dyszał ciężko, a Kylie stała nieruchomo obok niego.Annie czułaciepły strumyk krwi spływający jej po nodze.Kula utknęła w lewym udzie,uszkadzając mięśnie.Rozejrzała się wokół i zobaczyła, że znajduje się w jakimśnierzeczywistym, przedziwnym świecie.Obok niej leżał tort oblany różowym- 127 -SR lukrem, a tuż za nim widniała kałuża krwi.Z drugiej strony leżały rozsypaneciasteczka i porozgniatane kanapki.- Dlaczego to zrobiłeś? - rozległ się głos Kylie.- Doktor Annie leci z nogikrew.- Zasłużyła sobie na to - wybełkotał Rod Manning.- Nieprawda!- Cicho, Kylie.- Annie próbowała zebrać siły.- Zostaw tatusia w spokoju.- Zamknij się! - zakomenderował Rod.- A co.pan zamierza teraz zrobić? - wyszeptała Annie.Czuła się corazsłabsza i coraz trudniej było jej mówić.- Poczekam.Chwiejnym krokiem Rod Manning podszedł do jednych i drugich drzwi izamknął je na zasuwę, a potem skierował się do okna.Niewiele myśląc, Kylierzuciła się do Annie i przytuliła do niej mocno.- A [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •  
    /6.php") ?>