[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Były, ale już jest spokój, ojczulku.Siergiej Wasiliewicz interweniował poinformował go jeden z nich gorliwie. Tarłow. rzekł Kirilin, a nazwisko to w jego ustach zabrzmiało jakprzekleństwo.Zezłościł się, że Siergiej go ubiegł, bo najchętniej sam by przykładnie ukarałjeńców, a jednocześnie udowodnił, że kapitan dragonów nie potrafi utrzymać wryzach garstki zakładników.Rozkazał strażnikom, żeby poprowadzili go do Ta-tarów, bo chciał z nimi zamienić kilka słów.Jednemu z żołnierzy przykazał,żeby go ubezpieczał gotowym do strzału muszkietem.W środku popatrzył na kucających w milczeniu mężczyzn i zapytał Ugura,którego mu wskazano jako przywódcę grupy: O co poszło? Chcieliśmy zabrać Bahadurowi pieniądze, ojczulku oficerze, żeby kupićwódkę, bo nasze kiesy są puste.Ilgur uśmiechnął się poufale do Kirilina, bo pamiętał go z Ajsary i wiedział,że oficer ten jest niezłym moczygębą, a także miłośnikiem cudzej własności.Za-pomniał przy tym, że nie znajdują się na Syberii, lecz w Moskwie.Kirilin pod-niósł nahajkę i się zamachnął, jakby chciał ukarać Ilgura za bezczelność.Ale pochwili na jego twarzy pojawił się chytry uśmieszek i opuścił ramię. Rozumiem, że bez wódki się nudzicie.Mogę coś na to zaradzić.Hej,strażnik, przynieś kilka butelek z piwnic pałacu.Przecież nasi syberyjscy przy-jaciele są gośćmi cara i powinni otrzymać wszystko, czego potrzebują.Jemek wydał z siebie okrzyk radości i dał kuksańca Ilgurowi. Co ty na to? Wódka na rozkaz cara! Jak tak, to mogę nawet zostać Rosja-ninem.Ilgur zdawał sobie sprawę, że przyjaciel powiedział to tylko w żartach, aleon sam miał takie zamiary na poważnie, próbował więc skierować wzrok oficerana siebie.Kirilin zorientował się, co się kryje za nie tak całkiem nieprzeniknionąminą Azjaty.Uśmiechnął się.Za kilka dni jeńcy zostaną okazani wielkiemu księ-ciu Aleksemu, a wtedy dobrze by było, gdyby ich przywódca rzekł co nieco, ja-kim to wielkim wojownikiem jest właśnie Kirilin, a nie jakiś tam syn palacza.5.Gdy tak pędziła na koniu, wiatr tylko świstał wokół niej.Nie mogła po-wstrzymać okrzyków radości.Po raz pierwszy, od kiedy została przekazana Ro-sjanom jako zakładnik, czuła się niemal szczęśliwa.Jazda była wspaniała, cho-ciaż Złotek, który ostatnie dni spędził bez ruchu w stajni, zrobił się nadmiernierozbrykany.Musiała używać całej siły, żeby zapanować nad jego temperamen-tem.Od bójki z pozostałymi zakładnikami minęły zaledwie dwadzieścia czterygodziny.Na ciele Sziriny, poza kilkoma stłuczeniami i otarciami, nie pozostałyżadne ślady, chociażby podbite oko.Wania przekazał, że jej przeciwnikom obe-rwało się znacznie dotkliwiej, prawdopodobnie dlatego, że w ferworze walki za-dawali sobie nawzajem rany.Mimo to wachmistrz był przekonany, że już żadenz nich nie odważy się wchodzić w konflikt z Bahadurem.Szirina słuchała Waniżyczliwie, ale bez przekonania o słuszności jego słów.Gdyby zakładnicy byliRosjanami, prawdopodobnie tchórzliwie by jej unikali, ale ludzie stepu są żądnizemsty.Na pewno będą chcieli jej zaszkodzić przy pierwszej lepszej okazji.Bę-dzie musiała się mieć na baczności bardziej niż do tej pory.Ale nie żal jej było,że próbowała się bronić przed Ilgurem i jego kompanami.Głośny gwizd wyrwał ją z zamyślenia.Odwróciła się i zobaczyła daleko zasobą Siergieja na Moszce.Wania natomiast został tak daleko w tyle, że straciłago z oczu.Bez problemu udałoby się jej teraz uciec.Ale nie zrobiła tego.Miałamizerne szanse, by znalezć drogę do domu, a poza tym zdawała sobie sprawę, żeniechętnie powitają ją w plemieniu jako uciekinierkę.Także honor nie pozwalałjej na niewywiązanie się z danego Siergiejowi słowa.Nie chciała narobić mukłopotów, bo to jemu zawdzięczała tę wspaniałą przejażdżkę.Dużo ryzykował,ponieważ to on ponosił odpowiedzialność za nią i za pozostałych zakładników.Gdyby wrócił bez niej do Moskwy, zostałby surowo ukarany.Jeszcze kilka dnitemu życzyłaby mu tego z całego serca, ale teraz nie chciała odpłacać zdradą zajego wspaniałomyślność.Poczekała, aż Rosjanin ją dogoni, i dalej jechała kłusem równo z nim.Po jejkasztanku nie widać było wysiłku, nawet oddychał równo, natomiast boki Mosz-ki lśniły od potu, a z pyska zwisała mu spieniona ślina, choć przecież wcale niebył powolnym zwierzęciem.Przypuszczała, że niejeden chłopiec z jej plemieniazechciałby posiadać takiego konia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]