[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ja aż skoczę do niego, całuję go w rękę i wołam: Panie Dominiku, macie brać czeladnika jakiego, wezcież mnie z sobą! Ja bym cię rad wziął zamiast innego czeladnika  mówi pan Dominik  bo bez czeladni-ka pan Jarosz pewnie mnie nie wyprawi, ale to nie na mnie zależy, a nawet i mówić mi siętobie o tym nie godziło.Myśl ty o sobie, ale żem ci ja co powiadał, ani słówkiem tego nieokaż, bobym pana rozgniewał.Alem ja słyszał także, że pan Zachnowicz wybiera się nieba-wem do Turek; ale tylko do Dobrucza po konie, a pewno w tej karawanie pojedzie, co ją panHarbarasz ma prowadzić.Jużem i roboty dobrze dokonać nie mógł, tak mi te słowa pana Dominika w głowiewszystko przewróciły, żem się ciągle w towarze mylił i jak ślepy między pudłami i miechamirękami macał.Kiedyśmy skończyli, przywołał mnie pan Heliasz do kantoru, gdzie i sam panJarosz był, a kiedym wszedł, wziął mnie za rękę, podprowadził do pultynka i na ścianę uka-zał.Patrzę, a tu koło tej skarbonki Urbankowej przybita już druga, taka sama, a na niej czy-tam napis:HANUSZOWIDO TUREK Mnie się aż łzy puściły z oczu z wielkiej wdzięczności, przypadłem też najpierw do panaSpytka, a potem do pana Heliasza i ręce obudwom ucałowałem, a ciężko mi przenieść nasobie było, aby im zaraz także do nóg nie upaść i nie prosić, żeby mnie z panem Dominikiemjechać pozwolili, i byłbym tak pewno był zrobił, gdybym był panu Dominikowi nie obiecał,że mu sekretu dochowam.Kiedy tak dziękuję, pan Spytek rzecze: Trzeba tobie sprawić odzienie przystojniejsze, bo chodzisz tyle co nie obdarty.PanieHeliaszu, poszlijcie go z Urbankiem do pana Niewczasa, niechaj mu taką barwę zrobi, jakoinnym naszym czeladnikom.Jak się tylko pojawił Urbanek, poszliśmy pod Halickie Przedmieście do pana GrygieraNiewczasa, tego samego, który z nami w lesie był, kiedyśmy mieli ową przygodę z Tatarami.44Pan Grygier miał własną kamieniczkę, która się Kłopotowska nazywała, a lepiej się też na-zywać nie mogła, bo miał z nią pan Grygier ciężkich kłopotów co niemiara, jako iż ją z wiel-kimi długami, czyli wyderkafami, odziedziczył i ciągle z wierzycielami się gryzć musiał, także częściej siedział na ratuszu aniżeli u siebie w warsztacie.Przecie go zastaliśmy w domu, aUrbanek jako zawsze był żartowniczek, mówi do niego: Panie Grygier, zabierajcież się co tchu, a biegnijcie do pana Dziurdziego Boima po fa-lendysz co najprzedniejszy, taki, jaki pan wojewoda Bonifacy Mniszech nosi, a potem wstąp-cie do pana Duczego, niechaj co żywo za wami atłasami, z tabinami, z aksamity, z złotogło-wiem spieszy, a po inderlandzkie forboty szlijcie do Wilczka, a po złote knafle z rubinami dopana Kudlicza złotnika, a nie żałujcie niczego, bo oto ten pan kasztelanic, Jegomość HanuszBystry, ubranie sobie u was zamówić raczy, a ma być takie, jako senatorskiemu paniątkuprzystoi!Pan Grygier śmiać się począł, ale na mnie poczciwym okiem spojrzał, zaraz mnie poznaw- szy, i już do miary się zabierał, kiedy mendyczek prawi dalej: A może zostało wam co jeszcze z chocimskiej wojny; chrrry! z tych łupów, coście je naTurkach mieczem zdobyli; chrrr! to przeróbcie nań złotolity kaftan wezyrski albo przykrójciemu co z tej sułtańskiej sobolowej szuby. Albo skrójcie dobrze kurtę Urbankowi!  zawoła nagle za nami jakiś głos miły jakodzwonek ze srebra, chociaż gniewny  albo każcie mu porządnie wyłatać skórę w warsztacie,albo mu łokciem plecy wymierzajcie, albo cale już przenicujcie tego mendyczka, bo może nawywrót będzie lepszy!Obracam się i widzę: w samych drzwiach drugiej izby stoi dzieweczka, rok jej może trzy-nasty, hoża jak jagoda; z oczkami błyszczącymi jak iskry i z twarzyczką rumianą od zagnie-wania. Panna Marianeczka!  zawoła mendyczek, jakby przestroszny. Jam się ani spodziewał! I jam się ani spodziewała, żeby Urbanek z mojego ojczyka takie żarty sobie stroił! Urba-nek się nie spodziewał, że ja słyszę, a to jest brzydka wymówka! Czego Urbanek nie śmieojcu przy mnie mówić, tego niechaj nie śmie mówić beze mnie! Ja zabraniam, słyszy Urba-nek, zabraniam!Urbanek zapomniał języka w gębie, a po raz pierwszy widzieć mi się to u niego trafiło, bomiał zawsze koncept gotów na wszystko i nikt mu z nas nigdy na język nie sprostał.Pokręciłsię trochę na miejscu, jakby coś rzec chciał, ale dał za wygraną, ukłonił się grzecznie i milcz-kiem wyniósł się z izby.Pan Grygier przez ten czas patrzył na dzieweczkę swoją jakoby na obraz święty, cały roz-radowany jej widokiem, aż mu twarz dziwnie wyjaśniała, że wyglądał jako inny człowiek.Marianeczka przybiegła do niego, objęła go ramionami za szyję i patrząc mu z wielkim mi-łowaniem w oczy, mówiła:  Po co ty, ojczulku, opowiadasz obcym ludziom o wojnie chocimskiej? Każdy wie, żeśtam był w obozie i żeś uczciwie to robił, do czegoś się u jednał, i żeś nawet jeszcze zapłatynie wziął.Czy to nie masz mnie na to, Marianeczki, abym słuchała twojej powieści? CzyMarianeczka nie ciekawa, nie cierpliwa i czy może nie wierzy, kiedy jej opowiadasz?Pan Grygier nachylił się kto Marianeczce i jeno powieki mu mrugały i wąsy się trzęsły, apotem padło mu z oczów kilka łez, dużych jak groch, prosto na włosy Marianeczki. Urbanek dobry chłopiec i ja go bardzo lubię  mówi do Marianeczki  on tylko ze swa-woli tak mówi, ot, po staremu, jako to mendyczkowie zwykli.Ja tymczasem stałem nie wiedząc, czy mam jeszcze zostać, czy też pojść, kiedy Maria-neczka obraca się ku mnie i pyta: A ty po coś tu przyszedł? Przysłał mnie tu pan Jarosz Spytek, u którego służę, aby mi pan Grygier takie ubraniezrobił, jako inszym jego czeladnikom.45 A ty spod Sambora?  pyta Marianeczka. Spod Sambora  mówię  a jak panna Marianeczka poznała? A bo taką masz obłoczystą sukmankę z czerwonymi obłożkami, jak pod Samborem nawsiach noszą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •